Brytyjski europoseł o Andrzeju Dudzie: „Potrafi słuchać i jest otwarty na dialog. To cenne cechy w przypadku prezydenta”. NASZ WYWIAD

Fot. Facebook.com/Syed Kamall, MEP
Fot. Facebook.com/Syed Kamall, MEP

Przewodniczący frakcji Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR) w Parlamencie Europejskim, brytyjski europoseł Syed Kamall, podkreśla, że wybór Andrzeja Dudy na prezydenta RP jest dużym wzmocnieniem dla sił dążących do reformy Unii Europejskiej.

Rozmawiałem na ten temat z premierem Davidem Cameronem. Liczymy na wzmocnienie współpracy z Polską. Wiążemy duże nadzieje z prezydenturą Andrzeja Dudy. I wygraną PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych

—mówi brytyjski europoseł w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Kilka dni temu prezydent elekt Andrzej Duda żegnał się w Brukseli ze współpracownikami i kolegami z PE. Jak ocenia pan jego pracę? Był dobrym europosłem?

Był jednym z najbardziej ambitnych i aktywnych eurodeputowanych w obecnej kadencji PE. Działał w dwóch komisjach PE, w komisji ds. rynku wewnętrznego oraz komisji sprawiedliwości. Dał się poznać jako polityk sumienny i niesłychanie pracowity. Członkowie obu komisji wypowiadali się o nim wyłącznie w samych superlatywach. Jest znakomitym prawnikiem, zna się na tym, co robi. Był z nami zaledwie rok, ale to wystarczyło, by stwierdzić, że to człowiek uczciwy i sumienny. A jednocześnie pełen energii. Jest nam przykro, jako grupa EKR, że go straciliśmy, ale z drugiej strony cieszymy się bardzo, że został prezydentem Polski.

W przeciwieństwie do rządzącej Platformy Obywatelskiej, która ma jak najgorsze zdanie o Dudzie. Od początku kampanii prezydenckiej pojawiały się głosy, że jest marionetką Jarosława Kaczyńskiego, nudny i bezbarwny. Rozumie pan tą krytykę?

Nie, ale nie dziwi mnie to. Wiemy jaka potrafi być Platforma Obywatelska i jak wygląda walka polityczna w Polsce. Przyzwyczailiśmy się do tego. I nie zwracamy na to większej uwagi. Na mnie Andrzej Duda zrobił znakomite wrażenie. Posiada bowiem umiejętność słuchania. Ludzi ze wszystkich stron sceny politycznej, ze wszystkich opcji. Ta otwartość na dialog to cenna cecha w przypadku prezydenta.

Tymczasem szef rady UE Donald Tusk unika spotkań z kimkolwiek, a na pewno z europosłami, boryka się z językiem angielskim i popełnia gafę za gafą…

Nie oceniałbym go aż tak surowo. Nie chce dołączać do chóru krytyków Tuska tylko dlatego, że należy on do innej opcji politycznej. Wydaje mi się, że jest po prostu jeszcze trochę zagubiony. Widocznie potrzebuje więcej czasu, by dostosować się do nowej roli. Wiem, że jest surowo krytykowany, nie tylko przez brukselskich polityków, czy urzędników, ale także dziennikarzy. Że zwołuje spotkania nie wiadomo po co, dotyczące tematów nieistotnych, a gdy należałoby rozmawiać o jakimś temacie, bo jest rzeczywiście ważny, to unika tego. Wiem, że jako premier Polski był dość zręcznym politykiem, ale w Brukseli zdecydowanie brakuje mu wyczucia. Ale dajmy mu jeszcze trochę czasu. Może się wyrobi.

Andrzej Duda został prezydentem, a PiS może wygrać wybory parlamentarne na jesieni. Co to oznacza dla współpracy między Polską a Wielką Brytanią?

Współpracujemy ze sobą od dawna w ramach frakcji EKR w Europarlamencie i ta współpraca układa się znakomicie. Staramy się bowiem zrozumieć nasze, czasami odmienne, spojrzenie na różne sprawy. Są jednak kwestie, w których jesteśmy całkowicie zgodni. Jedną jest fakt, że Europa, a raczej Unia Europejska, nie może dalej trwać w tej formie. Że należy ją zreformować. Zmienić. Drugą jest ochrona suwerenności państw UE. Nie godzimy się na dalszy transfer władzy do Brukseli. Wręcz przeciwnie, chcemy ją odzyskać z rąk eurokratów. Istnieje więc silna więź między brytyjskimi Torysami a Prawem i Sprawiedliwością. Rozmawiałem na ten temat z premierem Davidem Cameronem. Liczymy na wzmocnienie współpracy z Polską. Wiążemy duże nadzieje z prezydenturą Andrzeja Dudy. I wygraną PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych. Andrzej Duda to mój były kolega, liczymy więc na bardzo dobrą współpracę z nim.

Są też potencjalne kwestie sporne. Jak na przykład napływ imigrantów zarobkowych z Polski na wyspy brytyjskie. To się Torysom niespecjalnie podoba, w każdym razie premier Cameron obiecał radykalnie ograniczyć imigracje z krajów UE

Nie mamy nic przeciwko temu, by Polacy przybywali do Wielkiej Brytanii. Sam jestem Londyńczykiem, a Polacy osiedlali się w stolicy już w XVI i XVII wieku. Jeśli ktoś przyjeżdża do nas, by pracować, to jest mile widziany. Z czym mamy za to problem, to turyzm zasiłkowy. Czyli z ludźmi, którzy usiłują wyłudzić świadczenia socjalne. Polacy tego nie robią, więc doszło do nieporozumienia, które powinniśmy wyjaśnić. I myślę, że uda nam się to zrobić. Wiem, jaki przekaz medialny poszedł do Polaków, ale zupełnie nie o to nam chodziło. Tym bardziej, iż możemy działać wspólnie, także w dziedzinie polityki imigracyjnej. Chodzi mi o napływ uchodźców z krajów trzecich, spoza UE. Tu jesteśmy zgodni, że powinny decydować o tym rządy narodowe, a nie Komisja Europejska, narzucając krajom członkowskim ilu imigrantów mają przyjąć.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych