Muszę się przyznać, że ze dziwieniem usłyszałem zapowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego o utworzeniu przez niego Instytutu jego imienia. O co chodzi? – pomyślałem w pierwszej chwili. Czym ten Instytut ma się zajmować? Jakiego rodzaju dorobek Komorowskiego utrwalać? Jaką myśl i jakie wartości upowszechniać? Jakiego rodzaju badania prowadzić? Czyżby jego przemówienia miały wejść do kanonu polskiej polityki wewnętrznej lub zagranicznej, a grupy ekspertów dokonywać ich egzegezy po to, by prezentować je na najsławniejszych uniwersytetach świata? A może sam autor jako serce i mózg Instytutu, miałby mieć stałe wykłady na forum ONZ, wzbogacając dorobek intelektualny ludzkości?
Inne całkiem uczucie te pytania po chwili jednak wyparło. Uczucie strachu. Lęk przed zagrożeniami, jakie przyniesie ze sobą Instytut Komorowskiego. Inaczej mówiąc, pierwotne pytania zdominował niepokój. Dojmująca obawa, że oto Instytut będzie powoli, ale z uporem i zapewnie skutecznie, niszczył ciągle młodą polską demokrację. Wystarczającą całkiem listę dowodów swojej szkodliwej działalności Komorowski zdążył zaprezentować w trakcie pięciu lat prezydentury, a wzbogacił ją znacznie o nowe niebezpieczeństwa podczas ostatnich dwóch tygodni kampanii prezydenckiej przed drugą turą głosowania oraz postawą i zachowaniem po ogłoszeniu wyniku wyborów.
Pod tym względem nie pozostawia wątpliwości. Będzie ostoją i rękojmią dążeń Platformy do zapanowania lewackiej ideologii w Polsce jako wyrazu jej nowoczesnej europejskości. Będzie też mocnym oparciem dla wszelkich kroków Platformy i jej sojuszników, kimkolwiek oni się nie okażą, zmierzających do osłabienia politycznej pozycji PiS oraz pozbawienia go władzy, gdyby zdobył ja po jesiennych wyborach parlamentarnych.
Nadal będzie też konserwował wciąż żywotne środowisko wojskowych służb specjalnych, pełne formalnych i nieoficjalnych aspiracji zarówno w sferze władzy jak i poszerzania możliwości pomnażania prywatnego majątku. Wypełnianie roli parasola ochronnego nad wojskowymi służbami i jej byłymi oficerami przez Komorowskiego będzie wywoływać stałe napięcia i konflikty z PiS jako partią dążącą do oczyszczenia wojskowych służb z narośli peerelowskich, odrzucenia rakotwórczych pozostałości, oficerów szkolonych w latach 80 przez GRU.
Są także inne poważne niebezpieczeństwa, wynikające z podstaw politycznych Komorowskiego, przejętych ślepo od Platformy. Fundament tego myślenia jest nie do zburzenia, ani nawet do nadkruszenia. Według jego założeń, ruch skupiony wokół PiS jest wielkim motłochem prymitywów, zbiorowiskiem prostaków, napędzanych uczuciami nienawiści. Nieobliczalnym, łaknącym zemsty i żądającym krwawych rozpraw tłumem. Jedyną siłą zdolną powstrzymać falę nienawiści płynącą z tą hołotą jest ta część społeczeństwa, która opowiada się za Polską racjonalną i bezpieczną, która odrzuca awanturnictwo.
Oczywiście, bez względu na to, jak duże zaangażowanie polityczne będzie motorem napędowym działań Instytutu Komorowskiego, cały czas korzystać on będzie z powieszonego na froncie Instytutu sztandaru apolityczności, niezależności i obiektywizmu. Zaś tak naprawdę zostanie potajemnie wybudowany podziemny tunel łączący Instytut z centrum dowodzenia Platformą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/259638-instytut-komorowskiego-nowy-bastion-po-czyzby-przemowienia-komorowskiego-mialy-wejsc-do-kanonu-polskiej-polityki-wewnetrznej-lub-zagranicznej