Przysłano mi tekst doktora habilitowanego Sławomira Cenckiewicza popełniony na facebooku. Dotyczy tematu awantury wokół uczczenia przez Bronisława Komorowskiego pamięci zamachowców 20 lipca 1944 roku.
A tak naprawdę używa tego tematu do bardzo emocjonalnej napaści na portal Polityce.pl. Dr hab. Cenkiewicz przedstawia go jako obłędnie antyniemiecki (a mnie jako czołowego propagandzistę tej linii). I dziwi się, jak wobec tego mogliśmy, niezgodnie z tą logiką zamieścić wywiad z Kazimierzem Ujazdowskim, który proponuje wspólne z Niemcami wspomnienie listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku. Przecież tamten list też był krytykowany, choćby przez używające germanofobii władze PRL.
Przy okazji dowiedziałem się, że dr hab. C. średnio raz, dwa razy w tygodniu zajmuje się moim tygodnikiem i portalem – zawsze w podobnym tonie. Dyskusje i polemiki rozwijają. Ale czy rzeczywiście szczytowym wykwitem polemicznego kunsztu jest przekręcanie nazwy pisma i nazywanie go „wŚmieci”?
Czytelników nam od tego nie ubędzie, ale dlatego przywołuję naukowe tytuły, bo przecież autor takich słownych harców powinien wiedzieć, że kiedyś wykształcenie zobowiązywało do pewnej dżentelmenerii, elegancji, kindersztuby. Dziś jest odwrotnie. Gdy dr hab. zostanie profesorem, zapewne do końca zmieni się w internetowego strasznego dziadunia miotającego knajackie obelgi i dumnego, że nadąża za duchem czasu. Są już w końcu takie postaci, choćby maistreamowy prof. Sadurski.
W zasadzie ten styl od polemik zwalnia, podobnie jak ustawiczne obrzucanie antagonistów epitetami typu „nieuk”, „brednie”, bez prób wykazania, gdzie się owa niekompetencja kryje, ale myślę, że jest okazja do objaśnienia kilku rzeczy – nie dr hab. C., ale czytelnikom.
W tym jego ostatnim ataku kryje się kilka absurdalnych założeń. Po pierwsze, że wywiad z Ujazdowskim jest wykładnią linii portalu – przecież można rozmawiać z kimś, z kim mamy różne zdania. Po drugie, że istnieje taka odgórnie wyznaczona linia, a ja jestem jej strażnikiem. Nie istnieje.
Po trzecie wreszcie i najważniejsze, że skoro dr hab. Cenckiewicz reprezentuje razem z mgr Zychowiczem poglądy krystalicznie germanofilskie, każdy kto się nie zgadza z ich politgramotą i powiedzmy nie wierzy w zbawienne skutki wspólnego zajazdu z Hitlerem na Moskwę, jest germanofobem. To założenie absurdalne, intelektualnie nie do obrony. Podobnie jak założenie, że wszystkie zdarzenia, zjawiska czy osoby da się opisać wyłącznie przy użyciu kategorii miłość, nienawiść. Bezwzględna aprobata lub równie bezwzględne potępienie.
To dotyczy choćby owego listu biskupów z roku 1965. Jest jasne, że nie tylko dla propagandzistów Gomułki, ale dla wielu zwykłych Polaków formuła „wybaczamy i prosimy o wybaczenie” w stosunku do Niemców była szokująca i co najmniej przedwczesna. Zawarłem tę wątpliwość w jednym z pytań. A z drugiej strony Ujazdowski ma rację opisując ten list jako próbę przełamania Jałty i pierwszy krok w kierunku duchowego jednoczenia Europy. Dziś argumentem dodatkowym, na korzyść listu, jest upływ czasu.
Dla Cenckiewicza tego typ opisu jest nie do ogarnięcia. Jak można pisać, że coś jest i takie i takie? Jak można używać zniuansowanych kategorii? Trzeba wygrażać, albo okadzać.
Kilku prawicowych autorów istotnie zareagowało przesadnie na historię z Komorowskim i Stauffenbergiem. Ale czy powodem była ich germanofobia? A może polityczna wrogość wobec odchodzącego prezydenta? Co dr. hab. C. powinien doskonale rozumieć, bo sam jest arcykapłanem hejtu, wymierzonego przeciw różnym środowiskom i osobom. Tyle, że w tym przypadku ma inne zdanie.
A teraz co do meritum. Ja osobiście zareagowałem na historię z Komorowskim i Stauffenbergiem ambiwalentnie. Sam mam w pamięci epizod z dzieciństwa. Wyczytałem w jakiejś sowieckiej historycznej książce szyderczy obraz zamachowców 20 lipca – mieli być nieudolnymi tchórzami - i podzieliłem się z nim z rodzicami. Wtedy mój ojciec upomniał mnie, że tak wcale nie musiało być.
Od tamtego czasu uważam Stauffenberga za dzielnego człowieka, niewątpliwie lepszego niż ci, których zaatakował. Uważam też, że lepiej aby Niemcy identyfikowali się z takimi „zdrajcami” niż z tymi, co dochowali III Rzeszy wierności do końca. Z drugiej strony zamachowcy byli na ogół (choć nie wszyscy, ale Stauffenberg z pewnością) współautorami sukcesu Hitlera, ukąszonymi do czasu przez nazizm. O tym także warto wiedzieć i pamiętać. Tylko taki kilkustopniowy opis rzeczywistości jest dla wielu umysłów nazbyt subtelny.
Czy Polak musi w swoich ocenach, ba sympatiach historycznych, kierować się wyłącznie polskim punktem widzenia? Gdyby tak było, mało kto by pozostał nam do „lubienia” poza naszym narodem. Tu akurat zgadzam się częściowo z Konradem Piaseckim z RMF FM – stosunek do polskich granic nie jest jedynym kryterium oceny.
Tylko że to dotyczy zwykłego Polaka, także historyka czy publicysty. Polski prezydent prowadząc politykę historyczną ma obowiązek kierować się w poważnym stopniu narodowym interesem, także tym przeszłym. Dla niego argument, co by było dla Polski, gdyby spiskowcy wygrali, nie może być obojętny. Tym bardziej kontekst: Niemcy niewątpliwie wyolbrzymiając rolę Stauffenberga zmierzają do zrelatywizowania obrazu II wojny światowej.
Dlatego występ Komorowskiego uznaję, nie używając epitetów i nie ulegając histerii typowej dziś dla dyskusji o czymkolwiek, za poważny błąd. Jeśli to dowód mojej germanofobii – trudno. Ale może taka interpretacja to dowód na kompletne pogubienie się dr. hab. C?
Najgorsze w tym jest coś, na co zwrócił uwagę poseł Ujazdowski. Oto w polityce historycznej centra obecnej władzy podążają za ofertami innych. Rzadko niestety podsuwają tym innym własną agendę. Gdyby prezydent Komorowski wystąpił choćby na uroczystościach w Dachau, mniej by mnie poruszało kadzidełko dla Stauffenberga. Który powtórzę, pewnie był dzielnym człowiekiem, ale niekoniecznie wspólnym bohaterem Polaków i Niemców. Tylko tyle i aż tyle.
Prawdziwe oblicze Bronisława Komorowskiego w najnowszej książce Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. Przeczytaj koniecznie!
Pozycja dostępna wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/259337-oto-dlaczego-uznaje-wystep-komorowskiego-za-powazny-blad-jesli-to-dowod-mojej-germanofobii-trudno
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.