W ostatnich dniach z wieloma przyjaciółmi i znajomymi rozmawiamy o prezydencie Bronisławie Komorowskim. To naturalne. Odchodzi po pięciu latach, zawartych między dwoma pamiętnymi datami. Tragiczną – 10 kwietnia 2010, a radosną, bo stwarzająca nadzieję na nową epokę tego urzędu – 6 sierpnia 2015. W rozmowach tych przeważają tony rozczarowania, chwilami smutku, z wtrącającym co chwila swoje trzy grosze wstydem, czasami pomieszanego z zażenowaniem, a nawet bezradnością.
W naszej internetowej gazecie, tuż obok, Wojciech Reszczyński wystawił gorzki rachunek całej kadencji Komorowskiego.
Było, skończyło się 24 maja. Zamknięta sprawa
— chciałoby się powiedzieć. Niestety, nie da się tak łatwo tego zamknąć.
Od momentu ogłoszenia wyników drugiej tury wyborów, od pamiętnej klęski Komorowskiego, nastąpiło nowe otwarcie jego prezydentury. Chwilami zawierające gorsze wydarzenia niż te, które bywały w okresie pięciu lat. I to jest dopiero wstrząsające. Dla wielu z nas niepojęte. Nie mieszczące się kategoriach przeciętnych wyobrażeń, co można z tych ostatnich dwóch miesięcy wycisnąć takiego, żeby odejść nie tylko przegranym, ale zdyskredytowanym, skompromitowanym. Nie tylko jako polityk, ale także jako człowiek. I najgorsza rzecz, jako Polak.
Uwerturą do tego nowego otwarcie były słowa wypowiedziane podczas wieczoru wyborczego o fali nienawiści. – Stojące za mną demokratyczne, wolnościowe pospolite ruszenie, te 47 procent Polaków, którzy na mnie głosowali, chciało powstrzymać falę nienawiści i agresji. Teraz się nie udało. Ale trzeba ją zatrzymać – mówił wtedy prezydent. Później z jego ust wyszła lekceważąca Polaków uwaga, że „dopisywać to się można do pamiętnika lub na wycieczkę, ale nie pytania do referendum”.
Prezydent Komorowski nie jest przecież nieletnim, niesfornym chłopakiem, którego na jakiś czas pozostawiono w ogrodzie z pięknymi kwietnikami, alejkami wśród kwiatów, biegnącymi między rozrzuconymi asymetrycznie sadzawkami, prosząc go, aby do powrotu dorosłych pobawił się dobrze znanymi zabawkami i choć pogoda piękna i ciepła nie szalał tutaj z piłką
— mówi mi profesor Uniwersytetu.
Odwrotnie. Jest w pełni dojrzałym człowiekiem, odpowiedzialnym ze względu na zajmowane stanowisko, który powinien zdawać sobie sprawę z tego, co robi i jakie są konsekwencje jego czynów i zachowania. Tak być powinno. Tego oczekuję od głowy państwa. Odpowiedzialności, powagi i klasy. Poza sobą, reprezentuje najwyższy urząd
— dodał uczony.
Kiedy sądzono, że skończy się na niesmacznych historiach krajowych, kilka dni temu, podczas wizyty w Niemczech, robiąc ukłon w kierunku gospodarzy, Komorowski ośmielił się porównać bohaterskie, kilkuletnie walki Armii Krajowej, z ich zwieńczeniem w postaci Powstania Warszawskiego, do nieudanego zamachu na Hitlera, zorganizowanego przez pułkownika Clausa von Stauffenberga. Tym samym Komorowski dokonał barbarzyńskiego nadużycia. Być może nie znał opinii niemieckiego zamachowca, oficera Wehrmachtu o Polakach. A brzmiała ona:
Ludność jest tu niewiarygodnie głupia. Bardzo dużo Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców przysporzy się dobrze naszemu rolnictwu.
Jeśli jednak w oficjalnym przemówieniu prezydent decyduje się na tak dalekie analogie, w dodatku nieuzasadnione, nie wolno mu mówi tego, co ślina na język przyniesie. Jak się nie pamięta pisowni „ból” warto sprawdzić, w tym przypadku chodzi o rzecz stokroć ważniejszą, dlatego sprawdzenie jest obowiązkiem, którego nie można zlekceważyć. Koszta są bowiem nieodwracalne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/258964-im-blizej-konca-tym-gorzej-historia-odchodzacego-prezydenta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.