Przyspieszony proces infantylizacji rządów PO jest łatwy do dostrzeżenia, bo politycy PO codziennie dostarczają tony tzw. lolcontentu, i to nie w wersji ironicznej, lecz po prostu niemądrej. Nową grupę producentów lolcontentu charakteryzuje przede wszystkim to, że są entuzjastami. Z uśmiechem od ucha do ucha opowiadają takie dyrdymały, że nawet nie chce się doszukiwać w tym choćby odrobiny sensu. Zamiast sensu mamy bezgraniczną wiarę w słuszność, na zasadzie „tak, bo tak” i „nie, bo nie”. Tu nie ma nawet cienia argumentacji, lecz niejako fizjologiczna ekstaza i nirwana. Nie muszę nikogo przekonywać, że to postawa typowa dla osób z wieloma ograniczeniami, bo to zostało opisane w wielu podręcznikach psychiatrii. Warte zastanowienia jest natomiast to, dlaczego ludzie tego pokroju stają się standardem w polityce, a nie marginesem czy ekstrawagancją.
Wydaje się, że przyczyna główna infantylizacji polityki tkwi w zastępowaniu dyskursu widowiskiem. Bo dyskurs zakłada wiedzę, techniki, umiejętności, kwalifikacje, czyli coś, co jest pracochłonne i wymaga jakiegoś poziomu inteligencji, a niekoniecznie gwarantuje efekt. Natomiast w widowisku najważniejsze są wrażenia, czyli można pokazać każdego naturszczyka, amatora czy ignoranta, byleby wywoływał on jakieś emocje. Ma się uśmiechać i być pewny swego, choćby ta pewność dotyczyła kompletnych niedorzeczności, mitów, bajd czy bzdur. Bazuje to na zjawisku percepcji najprostszych przekazów, gdzie nieważna jest treść, sens i struktura, a jedynie forma wywołująca jakieś asocjacje, czyli po prostu obecność. Najlepiej objawiająca się na tak elementarnym poziomie, na jakim działają tzw. emotikony. W przekazie politycznym dochodzi do tego jeszcze identyfikacja ze swoimi (czyli jeden z mechanizmów socjalizacji), która najczęściej jest nieracjonalna. „Nasi” mogą być kompletnymi głupcami czy naiwniakami, ale to nasi i ich akceptujemy z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Biorąc pod uwagę szersze procesy kulturowe oraz typową dla schyłkowych rządów dekadencję oraz degrengoladę nie dziwi, że procesy utraty przez PO poparcia, wiarygodności i legitymacji władzy są powstrzymywane metodami i technikami zinfantylizowanej kultury masowej. Chodzi już tylko o to, żeby wywoływać typowe dla widowiska asocjacje i nakładać je na bezrefleksyjną identyfikację ze swoimi. Nie wiem, na ile te procesy zostały zaplanowane, a na ile wynikają one z ducha czasu i stanu umysłów rządzącej grupy. Wydaje się, że raczej z tego drugiego. Obecny poziom infantylizacji władzy PO-PSL może się okazać niczym, wobec tego, co nas czeka w końcówce kampanii, czyli we wrześniu i części października 2015 r. Prawdziwy zalew głupoty dopiero nas czeka.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przyspieszony proces infantylizacji rządów PO jest łatwy do dostrzeżenia, bo politycy PO codziennie dostarczają tony tzw. lolcontentu, i to nie w wersji ironicznej, lecz po prostu niemądrej. Nową grupę producentów lolcontentu charakteryzuje przede wszystkim to, że są entuzjastami. Z uśmiechem od ucha do ucha opowiadają takie dyrdymały, że nawet nie chce się doszukiwać w tym choćby odrobiny sensu. Zamiast sensu mamy bezgraniczną wiarę w słuszność, na zasadzie „tak, bo tak” i „nie, bo nie”. Tu nie ma nawet cienia argumentacji, lecz niejako fizjologiczna ekstaza i nirwana. Nie muszę nikogo przekonywać, że to postawa typowa dla osób z wieloma ograniczeniami, bo to zostało opisane w wielu podręcznikach psychiatrii. Warte zastanowienia jest natomiast to, dlaczego ludzie tego pokroju stają się standardem w polityce, a nie marginesem czy ekstrawagancją.
Wydaje się, że przyczyna główna infantylizacji polityki tkwi w zastępowaniu dyskursu widowiskiem. Bo dyskurs zakłada wiedzę, techniki, umiejętności, kwalifikacje, czyli coś, co jest pracochłonne i wymaga jakiegoś poziomu inteligencji, a niekoniecznie gwarantuje efekt. Natomiast w widowisku najważniejsze są wrażenia, czyli można pokazać każdego naturszczyka, amatora czy ignoranta, byleby wywoływał on jakieś emocje. Ma się uśmiechać i być pewny swego, choćby ta pewność dotyczyła kompletnych niedorzeczności, mitów, bajd czy bzdur. Bazuje to na zjawisku percepcji najprostszych przekazów, gdzie nieważna jest treść, sens i struktura, a jedynie forma wywołująca jakieś asocjacje, czyli po prostu obecność. Najlepiej objawiająca się na tak elementarnym poziomie, na jakim działają tzw. emotikony. W przekazie politycznym dochodzi do tego jeszcze identyfikacja ze swoimi (czyli jeden z mechanizmów socjalizacji), która najczęściej jest nieracjonalna. „Nasi” mogą być kompletnymi głupcami czy naiwniakami, ale to nasi i ich akceptujemy z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Biorąc pod uwagę szersze procesy kulturowe oraz typową dla schyłkowych rządów dekadencję oraz degrengoladę nie dziwi, że procesy utraty przez PO poparcia, wiarygodności i legitymacji władzy są powstrzymywane metodami i technikami zinfantylizowanej kultury masowej. Chodzi już tylko o to, żeby wywoływać typowe dla widowiska asocjacje i nakładać je na bezrefleksyjną identyfikację ze swoimi. Nie wiem, na ile te procesy zostały zaplanowane, a na ile wynikają one z ducha czasu i stanu umysłów rządzącej grupy. Wydaje się, że raczej z tego drugiego. Obecny poziom infantylizacji władzy PO-PSL może się okazać niczym, wobec tego, co nas czeka w końcówce kampanii, czyli we wrześniu i części października 2015 r. Prawdziwy zalew głupoty dopiero nas czeka.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/257092-sikorski-rostowski-i-sienkiewicz-mogli-wkurzac-ale-byli-kims-teraz-nadciagaja-ludzie-pokroju-muchy-i-tomczyka?strona=2