Polacy czytają za mało książek. By to nadrobić, postanowiłem przeczytać jedną. Padło na wspomnienia Edwarda Follisa o tytule: „Tajny agent. Moje życie wśród narkoterrorystów” (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego).
Follis przez 27 lat pracował w DEA – Drug Enforcement Administration – działającą na całym świecie tajną służbą USA wyspecjalizowaną w zwalczaniu handlu narkotykami. Autor informuje: „W DEA mieliśmy regularne testy sprawdzające celność strzelania z pistoletu, rewolweru, strzelby i karabinu półautomatycznego”. Aspekt kowbojski był przeto zabezpieczony. A jak wyglądała jakość tajnych operacji? Pod tym względem książka jest niebywale pouczająca.
Historyjki z pierwszej ręki
Oto DEA realizuje złożoną operację autoryzowaną przez Departamentu Obrony. By uwiarygodnić się wobec międzynarodowego handlarza narkotyków, przygotowano „cały magazyn materiałów wybuchowych C-4, M60-ki, uniwersalne karabiny maszynowe, pociski HAWK, rakiety LAW, a nawet przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe”. Wykonano mnóstwo innych, pracochłonnych i organizacyjnie złożonych przygotowań. Tajni agenci, narażając życie, magazyn pokazali handlarzowi, niejakiemu Draganowi. Przynęta chwyciła. Ale Dragan zaczął obserwować okolice siedziby DEA w Los Angeles, w tym okoliczną restaurację gdzie „tajni” agenci jadali lunche. Wypatrzył tych, którzy pokazali mu magazyn. Wyjechał z Kalifornii i przepadł, a kosztowną operację trafił szlag.
Historyjka druga. Kolejna długotrwała operacja, dzięki której Follis zyskuje zaufanie Kayeda Berro, przebywającego w Kalifornii handlarza narkotyków z libańskiego rodu zasłużonego na polu tego „biznesu”. Przed dopięciem finalnej transakcji-pułapki koledzy Follisa, udającego hurtownika heroiny, dowiadują się, że Kayed sprawdza wiarygodność swego kontrahenta. Uznano, że dla bezpieczeństwa agenta najlepiej będzie, jeśli Follis wyjedzie „z miasta na tyle tygodni, ile potrwa sprowadzenie dziesięciu kilogramów heroiny z Libanu do Los Angeles”. By go ukryć, Follisa wysłano najpierw do Paryża, a następnie na… Bliski Wschód, czyli w region gdzie rodzina Berro ma rozbudowane sieci kontaktów. Okazało się, że ojciec Kayeda jest informatorem służb Izraela i domaga się sprawdzenia kontrahenta swego syna. Ponieważ Follis obracał się na Bliskim Wschodzie w środowisku agentów DEA, wystarczyło, że „Izraelski wywiad wykonał dwa telefony: jeden do DEA w Nikozji, a drugi do kwatery głównej w Arlington w Wirginii. Ktoś – do dziś nie wiem dokładnie kto – chlapnął bez zastanowienia: - Jasne, Eddie to jeden z naszych chłopaków - Operacja zmarnowana.
Historyjka trzecia dzieje się na Hawajach. Działając pod przykryciem Follis kontaktuje się z jamajskimi handlarzami trawką. Kolejne spotkanie odbywa w pizzerii. Wparowuje tam jego kolega, „agent specjalny DEA”, który „miał pracę biurową i szczerze mówiąc, nie grzeszył bystrością”. Krzykliwie witając Follisa omal nie odsłania jego tożsamości.
Kultura beztroski
Historyjki obrazują kulturę organizacyjną nie tylko DEA, ale także innych tajnych służb USA. Z punktu widzenia zasad sztuki operacyjnej stosowanej przez tajne służby Moskwy i także wielu innych krajów razi brak elementarnych procedur chroniących tożsamość agentów pod przykryciem osobiście kontaktujących się z przeciwnikiem. Mam wrażenie, iż pod względem bezpieczeństwa operacji Amerykanie mogliby się jeszcze dziś sporo nauczyć od PeeReLowskiej Służby Bezpieczeństwa.
Służby krajów komunistycznych nawet prowadząc operacje na swoim terenie zakładały, że działają w we wrogim otoczeniu. Tak zresztą często było – władza komunistyczna traktowała mieszkańców nie jako współobywateli, tylko jako populację podbitą, którą należy bacznie obserwować, ale też jej się obawiać.
Od agresji Rosji na Ukrainę zachodni eksperci bezpieczeństwa ostrzegają, że demokratyczny Zachód przegrywa bitwę na polu operacji specjalnych. Książka Follisa pokazuje, dlaczego tak jest. Jej autor najwyraźniej nie zdaje sobie z sprawy, że instytucja kładąca nacisk na celne strzelanie, nie jest godnym przeciwnikiem tajnych służb krajów autorytarnych, takich jak Rosja i Chiny. Na szczęście Polska z Donaldem Tuskiem za granicą, a Bronisławem Komorowskim na emeryturze podobnych z ducha błędów beztroski w polityce zagranicznej już popełniać nie musi.
Tekst ukazał się w nr 23, 8-14 czerwca 2015, tygodnika „wSieci”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/257076-tajni-agenci-demokratyczny-zachod-przegrywa-bitwe-na-polu-operacji-specjalnych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.