Premier Ewa Kopacz podjęła decyzję o zmianach w rządzie, gdy usłyszała sejmowe wystąpienie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Kolejno wzywała do siebie ministrów, przedstawiając im propozycję nie do odrzucenia. Najdłużej opierał się marszałek Sejmu Radosław Sikorski
— o kulisach zmian w rządzie pisze gazeta Michnika.
Według informacji gazety premier rozważała dymisje ludzi skompromitowanych aferą podsłuchową od momentu ujawnienia nagrania rozmowy Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem. Premier jest przekonana, że wypowiedź Bieńkowskiej z nagrań, że „tylko idiota pracowałby za 6 tys. zł”, mocno zaszkodziła Komorowskiemu. Za wyczyszczeniem atmosfery lobbować mieli również m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz, Grzegorz Schetyna, Rafał Grupiński, a także minister w kancelarii premiera Michał Kamiński.
Grupiński mówił nawet Kopacz, że powinna zacząć działać jak Donald Tusk w pierwszej kadencji, czyli podejmować decyzje szybko i zdecydowanie, by pokazać przywództwo
— zaznacza gazeta z Czerskiej.
Autor tekstu zaznacza jednak, że „premier czekała na ustalenia prokuratury”.
Z dwóch źródeł usłyszeliśmy, że Ewa Kopacz, słysząc wystąpienie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w Sejmie, z którego wynikało, że w sprawie upublicznienia akt prokuratura nie ma sobie nic do zarzucenia, a w sprawie śledztwa dotyczącego afery taśmowej niewiele ustaliła, uznała, że musi działać
— zaznacza redakcja.
Z informacji gazety miało wynikać, że współpracownicy Kopacz byli przekonani, że upublicznienie akt śledztwa podsłuchowego było politycznie inspirowane przez PiS, który przez całą kampanię parlamentarną będzie „strzelał zza węgła”.
Jest tysiąc plotek o tym, że są następne nagrania, które mają być odpalone w kampanii parlamentarnej. Kopacz uznała, że musi się od tego odciąć. Ci ludzie nie mają oczywiście zarzutów, ale bicie się cały czas z taśmami uniemożliwiłoby funkcjonowanie rządu
— tłumaczy bliski współpracownik Kopacz. Dodaje, że wszyscy zdymisjonowani poza Jackiem Cichockim, koordynatorem ds. służb specjalnych, są bohaterami nagrań - także Bartosz Arłukowicz i minister sportu Andrzej Biernat. Chociaż nagrania z ich rozmowami nie zostały ujawnione, to z zeznań kelnerów wynika, że obaj zostali nagrani.
Gazeta wskazuje, że „Kopacz osobno wzywała do siebie wszystkich kandydatów do dymisji i przedstawiała im diagnozę sytuacji, mówiąc, że rząd nie może być ciągle destabilizowany taśmami, dlatego muszą odejść”.
Wszyscy się zgodzili. Najdłużej Kopacz musiała przekonywać marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego. Według naszych rozmówców nie palił się do tego, by odejść z funkcji
— opisuje gazeta.
I opisuje „giełdę nazwisk następców odwołanych urzędników”.
Jeden z polityków uważa, że poważnym kandydatem na marszałka Sejmu może być Marek Biernacki, dwukrotny szef MSW, były minister sprawiedliwości. Jak usłyszeliśmy, „co prawda jest konserwatystą, ale to polityk marszałkowskiego formatu”
— zaznacza gazeta.
Nowych ministrów z kolei Kopacz ma szukać „wśród młodych polityków, gdyż uważa, że tylko taki wariant będzie prawdziwym odświeżeniem rządu”.
Według naszych rozmówców ministerialne nominacje będą zaskoczeniem. I najprawdopodobniej następcami odwołanych ministrów nie będą obecni wiceministrowie wymieniani w mediach
— kwituje gazeta.
Jak widać powtarzane przez wszystkich polityków PO opinie o dobrowolnej rezygnacji wszystkich dymisjonowanych ministrów i marszałka rozmijają się z doniesieniami gazety Michnika. Kto tu kłamie?
KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/255744-dobrowolne-dymisje-gazeta-michnika-kopacz-przedstawiala-propozycje-nie-do-odrzucenia-najdluzej-opieral-sie-sikorski?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.