Lewica Platformy szkicuje plan: "Konieczne jest pokazanie, że zwycięstwo Andrzeja Dudy to zwycięstwo polityka konfesyjnego"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Józef Pinior, lewicowy senator wybrany z list Platformy Obywatelskiej, udzielił wywiadu Krytyce Politycznej. Kilka jego tez wartych jest odnotowania. Pokazują bowiem, jak myśli część obozu władzy - ta sympatyzująca z nową lewicą, silnie związana z tzw. „projektem europejskim”:

Ten cios [afera taśmowa - red.] dotarł do wnętrza układu politycznego rok później, w prezydenckiej kampanii wyborczej. Myślę, że trzeba zrozumieć, co się stało w Polsce wraz ze zwycięstwem Andrzeja Dudy. To jest tryumf genialnej kreacji Jarosława Kaczyńskiego, która tworzy możliwość jemu i PiS na przejęcie władzy jesienią, a jeśli się uda, na rządy prawicy w Polsce przez lata. Mogą rzeczywiście dokonać swoistej salazaryzacji. Rzecz jasna historia nie powtarza się w sposób dosłowny i nie chcę oskarżać ani Dudy ani Kaczyńskiego o zapędy dyktatorskie. Chodzi mi o to, że wieloletnie rządy tej formacji zamrożą peryferyjność Polski.

Andrzej Duda może być raczej Aleksandrem Kwaśniewskim Prawa i Sprawiedliwości. Nie porównuję ich poglądów czy doświadczenia politycznego, ale tak jak Kwaśniewski dał lewicy postkomunistycznej nową legitymizację na 10 lat, podobnie może być z Andrzejem Dudą. On daje obozowi prawicy nową legitymizację.

Jedyną odpowiedzią na to jest konieczność mobilizacji wszędzie, zarówno w Platformie Obywatelskiej, jak i tam, gdzie lewica jeszcze myśli, intelektualnie pracuje. PO musi w najbliższych tygodniach określić na nowo swoją tożsamość. W stosunku już nie do Jarosława Kaczyńskiego, ale Andrzeja Dudy. I to musi być, moim zdaniem, tożsamość silnie proeuropejska, bo widzę zwycięstwo Dudy na szerszym tle, które wyznaczają tendencje renacjonalizacyjne w polityce europejskiej. One przekroczyły już granicę „samoutwierdzania się” różnych odśrodkowych tożsamości. Dziś jesteśmy w UE świadkami zimnej wojny domowej pomiędzy zwolennikami głębszej integracji, a zwolennikami renacjonalizacji i demontażu Unii. To jest podział daleko przekraczający tradycyjne podziały na lewicę i prawicę, które w tej nowej wojnie domowej pojawiają się po różnych stronach barykady. Ten podział jest nowy i zupełnie fundamentalny…

Walka trwa. W szóstym co do wielkości potencjału gospodarczego i politycznego znaczenia kraju członkowskim Unii jedna z najbardziej newralgicznych instytucji państwowych – prezydentura – znalazła się w rękach eurosceptyków. Przecież Andrzej Duda był w Parlamencie Europejskim w politycznej grupie konserwatystów brytyjskich, którzy za rok będą wzywali, aby Wielka Brytania wyszła z UE. Ja tych ludzi w PE poznałem. Oni są bardziej eurosceptyczni od Camerona.

Sam Duda, prowadząc kampanię straszenia Polaków wprowadzeniem euro, wzmocnił wszystkie lęki i fobie antyunijne. Wybrał ten język nie tylko jako język swojej formacji, ale także własny. Byłem zaszokowany, że obóz Komorowskiego nie odparł tego ataku Dudy, że w tej kampanii wręcz zacierał swoje realnie proeuropejskie poglądy. Andrzej Duda był ofensywny – w sprawie euro i w paru innych sprawach, a PO milczało.

Duda, który w czasie całej swojej kariery politycznej w PiS był politykiem konfesyjnym i prawicowym, został zaprezentowany jako polityk otwarty, sympatyczny. Ludzie w to uwierzyli. On mówił wiele o kapitale społecznym. Ale w jego środowisku – on też z tego korzysta – kapitał społeczny to są SKOK-i i media o. Rydzyka. Jednak Platforma nie może powrócić do podziału PO-PiS, bo to nie działa. Do tego dochodzi wojna domowa wewnątrz PO, np. na Dolnym Śląsku. Ona bardzo demobilizuje elektorat Platformy. Tam i tak wygrał Komorowski, ale gdyby wynik był o parę procent lepszy, Komorowski by te wybory wygrał.

Moim zdaniem rolę liderki i rozjemczyni, osoby, która ustawi sytuację w partii musi wziąć na siebie Ewa Kopacz. Jeśli ona nie będzie w stanie pokazać, że jest silną liderką, to będziemy świadkami takiego samego rozkładu w kampanii parlamentarnej, jak to było w kampanii prezydenckiej. (…) Jej się dotychczas nie udaje, ale to jest ostatni moment. Albo będzie umiała to zrobić w najbliższych tygodniach, albo będziemy świadkami bardzo słabej i nieskutecznej kampanii.

Ona ma wystarczająco silną pozycję w partii, żeby różnym nurtom w PO zagwarantować autonomię, niewycinanie się, zaprzestanie wewnętrznych sporów na okres kampanii, do zjazdu Platformy po wyborach. To nie dotyczy tylko Dolnego Śląska. Jeśli masz środowiska, które nie są w stanie się zniszczyć, bo każde ma silne zakorzenienie w partii, a one mimo to prowadzą bój na zabicie, będziemy mieli paraliż partii, co w kampanii wyborczej jest samobójcze. Silne przywództwo polega na tym, że gwarantujesz normalne funkcjonowanie i jednym, i drugim.

Konieczne jest też pokazanie, że zwycięstwo Andrzeja Dudy to zwycięstwo polityka konfesyjnego. I mamy dziś do czynienia z podstawowym podziałem pomiędzy Polską liberalną i konfesyjną. PO nie musi tego mówić ideologicznie, ale musi być liberalna w konkretnym działaniu, broniąc świeckiej edukacji, broniąc rządów prawa, broniąc wolności tego, jak ludzie się kochają, jak żyją. To jest ważne nie tylko dla Polaków w wielkich miastach. To jest jeszcze ważniejsze tam, gdzie obywatela przed naciskiem zideologizowanej prawicy i zideologizowanego Kościoła nie osłania wielkomiejska anonimowość.

Na poziomie symbolicznym musimy szukać takich pomysłów, jakimi na początku rządów PO były „orliki” i „schetynówki”. Orliki były jednak czymś ważnym w tych miejscowościach, gdzie nie było nic. I nagle młodzież ma do dyspozycji obiekt sportowy o wysokim standardzie. To funkcjonuje trochę jak PRL-owskie klubokawiarnie na wsi i w małych miasteczkach. Można z tego szydzić jak się jest z wielkiego miasta i ma się swoje ideologiczne teorie oraz bibliotekę po rodzicach, ale na prowincji takie miejsca były i nadal są przyczółkiem po prostu cywilizacji. Schetynówki to także nie było lanie betonu, ale nowoczesne drogi łączące miejscowości i gminy, które naprawdę tego potrzebowały. Dziś Kopacz i Platforma nie mają żadnego analogicznego symbolu.

No i jeszcze jedno, przestać ględzić, że Polska jest rajem na ziemi. Ja nie jestem zwolennikiem tezy, że my po roku 1989 mamy katastrofę, bo to jest nieprawda. Ale transformacja miała swoje koszty społeczne, koszty ogromne. I teraz to może wybuchnąć, właśnie kiedy następuje powolna poprawa sytuacji. Zgodnie z tezą Tocqueville’a rewolucje wybuchają wówczas, gdy system nie spełnia swoich obietnic, kiedy pojawia się wiara, że może być lepiej, a wraz z tą wiarą pojawia się niecierpliwość i chęć własnego uczestnictwa w tej zmianie na lepsze. Rewolucje wybuchają też, kiedy buntują się grupy społeczne będące beneficjentami systemu. W Polsce stało się tak w epoce Gierka, kiedy zbuntowali się ci, którzy byli elitą tamtego społeczeństwa – wielkoprzemysłowi robotnicy oraz inteligencja twórcza i uniwersytecka. Dziś to się powtarza. Na Dudę, a jeszcze bardziej na Kukiza, głosowali także ci, którzy wiedzą, że dzisiejsza Polska nie jest ruiną czy pobojowiskiem. Ale oni są w grze o życie, są niecierpliwi, bo widzieli nie tylko, jakie są minimalne czy średnie pensje w Niemczech, Anglii czy Francji, ale też jakie są tam zabezpieczenia socjalne, jak wyglądają umowy o pracę. Platforma musi z nimi zacząć rozmawiać i coś im zaproponować. Musi rozpocząć podpisywanie kontraktów społecznych.

(…) obserwuję z nadzieją różne eksperymenty młodych, ale my nie jesteśmy niestety w fazie eksperymentalnej. Zaczyna się kampania parlamentarna. Poza tym w Polsce zamiast Syrizy to poszło na prawo. Wiemy dlaczego – generalnie lewica w Grecji czy w Hiszpanii kojarzy się młodym ludziom dobrze, bo ich dziadkowie byli partyzantami, siedzieli w obozach torturowani przez prawicowych pułkowników, zabijani przez prawicowych bojówkarzy. U nas te najprostsze skojarzenia historyczne są zupełnie inne.

Już sama prezydentura Dudy przyspieszy tę kolonizację historii przez prawicę. Najważniejsza instytucja państwa stanie się teraz narzędziem prawicowej polityki historycznej, nowy prezydent zapowiedział już stworzenie kolejnych instytucji mających „stać na straży zbiorowej pamięci”, tak jak jego obóz sobie tę „pamięć” wyobraża. A przecież im nie chodzi o przestrzeganie przed autorytaryzmem PRL-u czy totalitaryzmem czasów stalinowskich. Głównym celem tej polityki historycznej jest całkowita delegitymizacja lewicy, w duchu polityki nacjonalistycznej. W oparciu o takie przedstawienie historii Polski, które nie ma wiele wspólnego z prawdą.

Warto wiedzieć co myślą i co zamierzają.

Fot. Profil Andrzeja Dudy na FB
Fot. Profil Andrzeja Dudy na FB

Prej

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych