Człowiek strzela, ale Pan Bóg kule nosi. Tak jest z tekstami publicystycznymi. Kiedy ktoś źle odczytuje, to co ja napisałem, pokornie biorę to na siebie zamiast przypominać o ewentualności czytania ze zrozumieniem.
Napisałem tekst „Pycha kroczyła przed upadkiem PO. A co z pychą prawicy?”, umyślnie ładując go pewnymi emocjami. Jego sens był taki: wygrał PiS, wygrał Andrzej Duda i wygrał Jarosław Kaczyński, który na niego postawił, ale niekoniecznie wygrał tłum prawicowych autorów, który przez ostatnie lata budował klimat apokalipsy, dla przeciętnego Polaka, nawet o prawicowych sympatiach, bardzo trudno strawny, więc odpychający.
Skoro mamy powyborcze obrachunki, dobrze by było aby ci ludzie także uderzyli się w piersi. Skoro mieliśmy w Polsce do ostatniej chwili szalejący totalitaryzm, jak doszło do tego zdumiewającego przełomu? Tymczasem albo padają odpowiedzi zabawnie wymijające. Albo nie padają wcale – zakłada się, że Polacy mają pamięć sięgającą kilku dni wstecz. Była stara piosenka. Teraz będzie nowa, o naszych wielkich możliwościach.
Podjął ze mną polemikę na blogpublice.com Cezary Krysztopa. Dowiedziałem się, że pisząc to co napisałem, wyśmiewam obywatelską aktywność. A ja sądzę, że jeśli ktoś się aktywnością wykazał, musiał najpierw te apokaliptyczne krakania skutecznie zignorować. Wizje części prawicowych kolegów, formułowane w dobrej intencji, zachęcały do jednego: aby usiąść z założonymi rękami i lamentować.
Ja rozumiem, że zwykle najbardziej wojowniczy są konwertyci, nowi wyznawcy. Przecież pamiętam pana Krzysztopę z Salonu24 jako zwolennika PO, i bynajmniej mu tego nie wymawiam. Ale jeśli już zmienił barwę, niech nie bawi się w inkwizytora, bo przypomina to opowieść o hiszpańskich tropicielach Żydów, tym gorliwszych im sami mieli bardziej niechrześcijańskie korzenie. To tropienie zdrajców i niedostatecznie twardych to skądinąd jedna z lubionych zabaw niektórych kolegów prawicowców. Ale tu jest wyjątkowo nie na miejscu.
Jego twierdzenie, że mnie się znudził Smoleńsk, jest obraźliwe i głupie. Jaki mam stosunek do tej sprawy może się dowiedzieć choćby słuchacz każdej sobotniej dyskusji w Radiu Warszawy, w których od kilku lat uczestniczę.
Jeśli mnie się znudził Smoleńsk, to znudził się on także prezesowi PiS, który dość konsekwentnie postawił w tej kampanii na inna agendę. To raczej PO zastawiała pułapki w postaci wskrzeszania tej dyskusji (stenogramy).
Ja tylko zauważam, że ci sami ludzie, którzy domagali się mówienia na ten temat 24 godziny na dobę (co raczej oddalało niż przybliżało możliwość skutecznego wyjaśnienia tej tragedii, bo oddalało wyborcze zwycięstwo), dziś świętują sukces. Świętują więc to, że… ich nie posłuchano.
Pan Krysztopa przedstawia moje opinie jako wyraz słabości zawodowego dziennikarza przeciwstawianego blogerskiemu ludowi. Nie jest przy tym spójny. Z jednej strony mam być zbyt „wrażliwy i delikatny”, z drugiej jednak sączę dżin na skórzanym fotelu (a więc jestem zimnym draniem). W domyśle siedzę tam wtedy, kiedy on osmolony, a może i okrwawiony, walczy za ojczyznę.
To jest wskrzeszanie wojny dziś kompletnie nieistotnej, która toczy się wyłącznie w głowach paru autorów. Ja nie osądzałem blogerów jako jakiejś szczególnej grupy, nawet jeśli parę zdań poświęciłem konkretnemu blogowi. I nawet jeśli przywoływałem setki dyskusji toczących się w Internecie, bo to większa przestrzeń niż media papierowe czy nawet elektroniczne. Przeciwnie, napisałem, że wśród ludzi których ganię, są ci z profesorskimi tytułami i zawodowi dziennikarze. Dodam, że czasem nawet pisujący w tych samych miejscach co ja.
Rzeczywiście natomiast Internet zmienił naturę debaty, uczynił ją szczególnie brutalną, premiującą bardziej niż media papierowe wrzask. Tyle że pokusa owego wrzasku skutecznie wciąga osoby, które nie budowały swoich karier w Internecie – że przypomnę przemianę prof. Wojciecha Sadurskiego w drapieżnego, pozbawionego hamulców arcytrolla. Przykład Sadurskiego, Niesiołowskiego blogosfery, pokazuje, że nie jest to też problem jednego obozu.
Tak się jednak składa, że PiS jako obóz słabszy przez lata na wrzasku przegrywał. Nie na dowcipie, na umiejętnie stosowanej satyrze, nie na happeningu, na evencie, a na hałaśliwym, bezładnym wrzasku.
Nie wymieniam nazwisk, bo nie jest moim ulubionym hobby okładanie konkretnych osób po głowie. Ale o ile podtrzymuję swój sąd o specyfice Internetu, to nie chodzi mi o podział, jaki podsuwa pan Krzysztopa. Znam zawodowych publicystów, którzy zbliżają się do poziomu poradni zdrowia psychicznego. I wielu autorów niezawodowych, których opinie budzą respekt trzeźwością.
Twierdzę, że po naszej stronie polityczne myślenie było przez ostatnie lata, do niedawna, za mało w cenie. Emocje są potrzebne każdemu obozowi, ale ślepe emocje obozowi walczącemu o władzę raczej szkodzą.
Dlatego pochwaliłem Łukasza Warzechę, z którego opiniami wiele razy się nie zgadzałem, więcej, którego uważam za nadkrytycznego. Ale który gwarantował prawicowej stronie solidne, nacechowane troską, na poły wewnętrzne (bo z tą samą ideową podstawą), a na poły zewnętrzne (bo pisane z krzesełka dziennikarza a nie płatnego eksperta) recenzje. Jego zasadniczą intencję PiS zresztą zrealizował. Nie rezygnując z uporu i ideowości, podjął grę z rzeczywistością.
W odpowiedzi Warzecha czytał często pytania: kto mu za to płaci, kogo obsługuje. To jest ta brzydka strona naszego dyskursu politycznego, z którą walczę. Pan Krzysztopa apeluje jak rozumiem żebym udawał, że jej nie ma.
Podobną obywatelską pasję recenzowania znajdowałem u rozlicznych blogerów: Rosemanna, Rybitzky’ego, Kataryny, Sowińca, 1Maud, Ufki, Grzegorza Wszołka, Zebe, Marcina Kacprzaka, Kokosa26, półzawodowca Macieja Świrskiego i wielu wielu innych. Także bywało, że i u pana Krzysztopy. Wymieniam te nazwiska przykładowo, myślę, że jesteście państwo współautorami tego, co się na naszych oczach dzieje.
Ale jeżeli ostatni z wymienionych każe mi się w imię jedności godzić z kolejnymi inwazjami ponurych histeryków, to proszę wybaczyć: ale nie przyjmuję tej oferty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/254744-jeszcze-o-pysze-co-kroczy-przed-upadkiem-w-odpowiedzi-na-polemike