Grodzka tłumaczy się ze stłuczki: "Nie uciekałam z miejsca wypadku!"

Nie uciekałam z miejsca wypadku! To ten człowiek mnie wyprzedzał i zajechał mi drogę, kiedy ja skręcałam w lewo! I wtedy musiał mnie stuknąć, ale ja tego wcale nie poczułam!

— tłumaczy się Anna Grodzka w rozmowie z „Super Expressem”.

W piątek wieczorem na warszawskim Mokotowie posłanka uczestniczyła w kolizji drogowej i - jak informowały media - nawet się nie zatrzymała. Jej peugeot otarł się o hondę accord. Kierowca hondy tłumaczył, że musiał gonić Grodzką i udało mu się ją zatrzymać dopiero na światłach.

Czytaj więcej: Anny Grodzkiej kłopoty z prawem. Posłanka spowodowała stłuczkę i jakby nigdy nic odjechała

Anna Grodzka opisuje zdarzenie całkiem inaczej i uważa, że to ona jest osobą poszkodowaną. Twierdzi, że nie odjechała z miejsca wypadku, a wszystkiemu winny jest kierowca hondy, który zajechał jej drogę, kiedy skręcała w lewo. Grodzka przekonuje również, że nawet nie zauważyła stłuczki.

Później zauważyłam, że agresywnie zajeżdża mi cały czas drogę. Stanęliśmy, a ja wezwałam policję. Nawet nie wiedziałam, że mam obtarty błotnik auta!

— dodaje.

Wyjaśnieniem okoliczności zdarzenia zajmuje się policja. Wiadomo już, że sprawa trafi do sądu.

Jeśli na podstawie zgromadzonych informacji okaże się, że wina leży po stronie posłanki, będziemy wnosić o uchylenie immunitetu

— zapowiada w „SE” Agnieszka Hamelusz z Komendy Rejonowej Policji Warszawa-Mokotów.

Uczestniczyć w kolizji i nawet tego nie zauważyć? Aż strach pomyśleć, co byłoby, gdyby Anna Grodzka poruszała się czymś większym niż zwykła osobówka…

bzm/se.pl

---

Gender - groźna kulturowa inwazja!

Polecamy wSklepiku.pl książkę naszej publicystki Marzeny Nykiel „Pułapka Gender. Karły kontra orły. Wojna cywilizacji”.