Lech Kaczyński był zwolennikiem pamiętania o Jedwabnem. Ale nie nazywania polskiego narodu „sprawcą” tej zbrodni

Fot. GFDL 1.2/Wikimedia Commons
Fot. GFDL 1.2/Wikimedia Commons

To jest spór o precyzję słów. Ale z „nieprecyzyjnych” sformułowań listu Komorowskiego z roku 2011 płynęły bardzo poważne konsekwencje.

Za sprawą jednego z pytań Andrzeja Dudy w debacie prezydenckiej, ale wcześniej także listu grupy intelektualistów do prezydenta Komorowskiego, jednym z rozlicznych tematów kampanii stał się stosunek do zbrodni w Jedwabnem.

Andrzej Duda spytał, czy prezydent bierze udział w oskarżeniach, że polski naród odpowiada za Holocaust. Usłyszał w odpowiedzi długą tyradę Komorowskiego o tym, że każdy powinien się przyznać do swoich grzechów.

W dzień później odezwał się komentator „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński. Zarzucił Dudzie, że ten zdradził otwarty stosunek Lecha Kaczyńskiego do tej tematyki. I że w ten sposób próbuje pozyskać elektoraty Mariana Kowalskiego i Grzegorza Brauna, a więc tzw narodowców.

Przy okazji Wroński zahaczył mnie. Przypomniał, że w roku 2011, kiedy Bronisław Komorowski wysłał swój list w sprawie zbrodni w Jedwabnem, wezwałem na lamach „Rzeczpospolitej” aby prezydent postawił granice samooskarżaniu się i nie stawiał zarzutów całemu narodowi. Mnie także trudno zapomnieć tamto zdarzenie, bo Wroński powiązał mnie wówczas z ludźmi bezczeszczącymi pomnik w Jedwabnem. Łom i kastet oskarżeń o antysemityzm był używany wtedy i jest używany teraz – z równą zaciekłością.

Próbując oddzielić Dudę od Kaczyńskiego, Wroński nie pisze prawdy. Nie wiem, czy tego nie rozumie, czy świadomie bawi się słowami. Żadnej sprzeczności między tymi dwoma politykami nie ma.

Tyle że Lech Kaczyński wystąpienia Komorowskiego z roku 2011 znać nie mógł, bo przecież już nie żył. Gdyby żył, z pewnością by się pod nim nie podpisał. Choć, podkreślam to z całą siłą, był zwolennikiem rozliczenia i pisania o zbrodni w Jedwabnem, a nie jej ukrywania. Podobnie, jak – jestem o tym przekonany – Andrzej Duda.

Problem tkwi w słowach, ale słowa są tutaj najważniejsze, bo wszystko rozgrywa się tu w sferze słów. Wroński sam cytuje kluczowy fragment listu Komorowskiego, który odczytał wtedy, w 60. rocznicę tej zbrodni Tadeusz Mazowiecki. Brzmi ono:

Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą.

Komorowski nie napisał, że w łonie polskiego narodu znalazły się zbrodnicze jednostki czy grupy, co wymaga refleksji i pamięci. Napisał o całym narodzie jako sprawcy. Nawet jeśli to kwestia leksykalnej niezręczności, prezydent jak należy rozumieć nic by w tym liście nie zmienił. Podczas debaty z Dudą udawał, że nie wie o co chodzi, a kandydat PiS nie miał w zwyczaju przekrzykiwać jego odpowiedzi, do wyjaśnień co i kto miał na myśli, ostatecznie nie doszło.

Wbrew temu co się gołosłowne twierdzi, Aleksander Kwaśniewski przeprosił 10 lat wcześniej za Jedwabne, ale unikał formuły odpowiedzialności całego narodu. Z pewnością jej zwolennikiem nie był też Lech Kaczyński. Dopiero Komorowski oficjalne stanowisko polskich władz mocno zaostrzył i dlatego wzywałem go wtedy do wytyczenia granic samooskarżania.

Może ta sprawa nie miałaby fundamentalnego znaczenia, gdyby nie powtarzające się, ba nasilające tendencje do przypisywania Polakom jako zbiorowości współwiny za Holocaust. Zwróćmy uwagę, że na tle tego zdania prezydenta, formułka szefa FBI (za którą ten sam Komorowski go krytykował), brzmiała łagodniej, bo mowa była o niejasnym „pomocnictwie”, a nie o „sprawstwie”.

To nie są drobiazgowe targi o słowa. Wciąganie w nie Lecha Kaczyńskiego jako rzekomego sojusznika Komorowskiego to wyjątkowo paskudna metoda. O nazywaniu mnie de facto antysemitą nie wspomnę, bo przywykłem.


Takiej książki jeszcze nie było! „Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949-2005”. Znane i nieznane fakty i zdjęcia z życia Lecha Kaczyńskiego. Biografia, która może pokonać „przemysł pogardy”!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.