Komorowski, jego sztab i PO osiągnęli w debacie i przed nią 20-30 proc. zakładanych celów, Duda - 70-80 proc.

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Pietruszka
Fot. PAP/Pietruszka

Tak jak we wschodnich sztukach walki Andrzej Duda wykorzystał w debacie agresję Bronisława Komorowskiego, żeby ten nie tyle się przewrócił, co mocno potknął i stracił równowagę.

W ocenie niedzielnej telewizyjnej debaty Andrzeja Dudy i Bronisława Komorowskiego prawie nikt nie zwraca uwagi na to, jakie zakładanie cele udało się obu rywalom zrealizować. I o ile Dudzie udało się to w 70-80 proc., to Komorowskiemu zaledwie w 20-30 proc. To ważne, bo strategie obu rywali są właściwie komplementarne. Podstawowym założeniem Bronisława Komorowskiego było zrobić z Andrzeja Dudy młodszego Jarosława Kaczyńskiego i narzucić taki jego wizerunek wyborcom. Tego nie udało się osiągnąć w stopniu, który mógłby wpłynąć na wyborców niegłosujących na Komorowskiego bądź do niego zniechęconych po pięciu latach prezydentury. Tym bardziej nie udało się Komorowskiemu zrobić z Dudy figuranta sterowanego przez prezesa PiS.

Duda wielokrotnie dał jasno do zrozumienia, że Kaczyńskiemu może być za wiele rzeczy wdzięczny, ale absolutnie nie jest nim. A jeśli wygra, mandat z powszechnego wyboru da mu polityczną samodzielność, bo przecież będzie odpowiedzialny tylko przed narodem. W kampanii i debatach koncepcja kierowania Dudą z tylnego siedzenia przez Kaczyńskiego okazała się straszakiem bez pokrycia, bo obecny eurodeputowany pokazał, iż z tylnego siedzenia można co najwyżej do niego mówić, ale nie wydawać mu polecenia. Nie powiodła się szersza strategia uczynienia z Andrzeja Dudy twarzy IV RP i symbolu jej rzekomo represyjnego charakteru. Dlatego z taką nachalnością podkreślano, że był on wiceministrem w resorcie sprawiedliwości, gdy kierował nim Zbigniew Ziobro. Znowu okazało się, że Duda to nie Ziobro, a jako wiceminister po prostu zdobywał doświadczenie państwowe. Ma natomiast w pełni suwerenną koncepcję funkcjonowania w Polsce systemu sprawiedliwości i ogólnie przywracania ogromnie zachwianego poczucia obywateli, że sprawiedliwość dotyczy przeciętnych ludzi i jest dla nich w ogóle dostępna.

Nie udało się również uczynić z Dudy elementu systemu III RP, czyli kogoś równie „umoczonego” jak Komorowski. Epizod Dudy w ministerstwie sprawiedliwości i praca dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego nijak się mają do funkcji budowniczego III RP, jaką pełnił Bronisław Komorowski - jako trzykrotny wiceminister obrony, minister w tym resorcie, marszałek Sejmu, a wreszcie prezydent. To Komorowski jest twarzą III RP, a wręcz jednym z jej najbardziej zasłużonych budowniczych, ze wszystkimi ograniczeniami i patologiami III RP, a nie jest nim Andrzej Duda. To ma znaczenie np. dla wyborców Pawła Kukiza czy tych, którzy mają już - jak to mówi młodzież - „po kokardę” władzy PO i prezydentury Komorowskiego.

Nie powiodła się nawet próba przylepienia Dudzie etykietki człowieka nieumiarkowanego, agresywnego, zapalczywego czy zapiekłego. W niedzielnej debacie transmitowanej w TVP i Polsacie, ale także we wcześniejszych wystąpieniach w TVN 24 i innych mediach oraz w całej kampanii nie udało się Bronisławowi Komorowskiemu przestraszyć Andrzejem Dudą. No bo jak może straszyć klasyczny inteligent z profesorskiej rodziny, dobrze wychowany, dobrze wykształcony, kulturalny, grzeczny , spokojny i o łagodnym usposobieniu. Ktoś taki w masowym odbiorze nie stanowi żadnego ryzyka.

To Bronisław Komorowski ujawnił na wiecach i w niedzielnej debacie, że nie panuje nad emocjami i nerwami, że chce rozliczać, izolować i skazywać na marginalizację swoich politycznych przeciwników. Że potrafi tylko pouczać, grzmieć, zaciskać pięści i machać rękami. W niedzielnej debacie, ale także podczas przepytywania obu kandydatów w TVN 24 to Bronisław Komorowski był agresywny, napastliwy, rewanżystowski. Duda był spokojny, stonowany, a często elegancki wobec rywala, np. poprzez zwracanie się do niego „panie prezydencie”. Nie dał się sprowokować do żadnej jatki, chociaż wyprowadzenie go z równowagi było jednym z najważniejszych celów sztabu Komorowskiego. Żeby potem „zaprzyjaźnione” media mogły „grzać” narrację o „prawdziwej twarzy” kandydata PiS, czyli twarzy nienawistnej, złej, agresywnej. Tak jak we wschodnich sztukach walki Duda wykorzystał agresję Komorowskiego, żeby ten nie tyle się przewrócił, co mocno potknął i stracił równowagę. To od Komorowskiego powiało zatem grozą, a nie od Dudy.

Strategia Komorowskiego polegała na tym, żeby Dudę przedstawić jako zagrożenie, jako człowieka żądnego rewanżu, a nawet gotowego do zemsty. To się Komorowskiemu nie udało, bo cele Dudy było akurat odwrotne i temu ostatniemu udało się je zrealizować. Duda nie okazał się więc człowiekiem z nożem w zębach, lecz z gałązką oliwną z dłoni. Zrobienie z niego politycznego rzezimieszka miało - w strategii sztabu Komorowskiego - przekonać Polaków, że Duda jest niebezpieczny. Zarówno jako polityczny rzezimieszek, jak i jako rewolucjonista, który chce wszystko burzyć. Duda przeciwstawił tej strategii koncepcję człowieka rozważnego, racjonalnego i przewidywalnego, który nie chce rewolucji dla rewolucji, a jedynie niezbędnych zmian, które wyciągną Polskę z marazmu, przywrócą ludziom równe szanse, wyzwolą energię, pozwolą Polakom realizować swoje aspiracje.

Komorowski zaprezentował się jako nieodrodny syn PRL i III RP, zanurzony w przeszłości, mający wszystkie kompleksy z tego zanurzenia wynikające. Innymi słowy, pokazał się właściwie jako ktoś mający mnóstwo ograniczeń, jako relikt systemu, którego ogromna większość Polaków ma dość, a najbardziej wyborcy Pawła Kukiza. Odwrotnie Andrzej Duda. On udowodnił, że jest nieuwikłany w złą przeszłość, nie patrzy na świat z klapkami na oczach, nie ma kompleksów, jest otwarty, a zarazem przewidywalny i odpowiedzialny. Duda przekonał wielu Polaków, że absolutnie do zaakceptowania nawet dla tych, którzy panicznie boją się IV RP, PiS i Jarosława Kaczyńskiego.

Przez pryzmat zrealizowanych i niezrealizowanych celów strategii obu rywali w kampanii, w tym celów postawionych przed debatą transmitowaną w TVP i Polsacie, powinno się patrzeć. Inna perspektywa jest bowiem myląca i złudna, a poza wszystkim po prostu naiwna i bardzo powierzchowna. Sądzę, że wszystko to potwierdzi głosowanie 24 maja i wtedy się okaże, co Dudzie i Komorowskiemu się udało i co było naprawdę ważne. Dla przeciętnych Polaków, a nie dla salonów czy antysalonów.


W najnowszym numerze tygodnika „wSieci”: Andrzej Duda kandydat na prezydenta RP przedstawia swoje propozycje wyborcom, którzy nie głosowali na niego w pierwszej turze wyborów.

Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce  w sprzedaży także w formie e-wydania. Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych