Komorowski znowu przegrał. To jednak za mało, by świętować zwycięstwo

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Wyświechtana marynarka, przerywanie, wymachiwanie pięścią i straszenie PiS-em – to wrażenie, które pozostanie dla mnie po debacie. Przypominała trochę starcie Wałęsa vs. Kwaśniewski, gdzie Duda był tym drugim.

Choć Komorowski w kółko wytykał kandydatowi, że nie odpowiada na pytania, to faktycznie prezydent trzymał się jednej, prawdopodobnie zamierzonej linii. Z uporem maniaka, ripostując Dudzie, wyjaśniał co powinno się zrobić, udając, że nie pamięta, iż od 5 lat jest prezydentem. A kandydat zamiast po pewnym czasie wyraźnie zaznaczyć ten fakt, nawet przerywając mu, przechodził nad tym do porządku dziennego. W ten sposób niepotrzebnie rozzuchwalił przeciwnika. Momentami odnosiłem wrażenie, że oddaje mu pole, tak jakby uważał zdecydowaną kontrę za niebezpieczną przesadę. Powtórzył błąd z debaty w TVN 24, kiedy Monika Olejnik zadręczała go kwestią SKOK-ów, a miała przepytywać z zagadnień polityki zagranicznej. Wtedy brak reakcji na propagandowy atak zaczął nakręcać spiralę pytań, wprowadzających kandydata w stan, na szczęście, tylko lekkiej konfuzji. Wydaje mi się, że tu był ten punkt ciężkości, który spowodował, iż debata nie skończyła się druzgocząca klęską adwersarza. Bronisław Komorowski wyśliznął się „grabarzowi spod łopaty”. Chociaż znowu przegrał, to jednak nie na tyle, by można było odtrąbić ostateczne zwycięstwo za tydzień. Jakie będą tego konsekwencje? Wiernopoddańczy wzrok prezesa TVP Juliusza Brauna i jego żenujące pląsy wokół opuszczającego studio Prezydenta III RP mówiły same za siebie. Żywo przypominały zachowania aparatczyków z czasów PRL wokół wizyty I sekretarza PZPR na węzłowym odcinku walki z „kontrrewolucją”. Tworzy się na gwałt wrażenie, że Bronisław Komorowski „złapał oddech” i ruszy po powiatach, dramatycznie szukając wsparcia u ludzi. Teraz już platformersi zrobią do kolejnych wieców „odpowiednią podgatowkę”, a mainstreamowe media będą pompować ten pusty dziś jeszcze balon ile się, szermując hasłem: „Partia z Narodem, a Naród z Partią”. Niewykluczone, że w sukurs przyjdzie polityka sondażowa. W okolicach czwartku wyniki obydwu panów zbliżą się powoli do siebie, by w piątek po debacie „do jednej bramki” w TVN ogłosić triumf kandydata Platformy Obywatelskiej wynikiem np. 47 do 43 dla Bronisława Komorowskiego przy już tylko 10 procentach wstrzymujących się. Trzeba stworzyć bowiem wrażenie, że elektorat siedzących w domu zwolenników rządu Platformy drgnął. W tej sytuacji muszę zmienić swoje zdanie. Do tej pory byłem przeciwny konfrontacji w studio na Wiertniczej. Teraz nie można się z tego wycofać, ponieważ każdy, nawet najmniejszy krok w tył zostanie odpowiednio nagłośniony jako porażka Andrzeja Dudy. Nikt „kto w Boga wierzy” spać spokojnie nie może.

Z drugiej jednak strony prezydent momentami wypadał w debacie jak nerwowy belfer, który poucza wszystkich i przy tym zmienia zdanie, niczym kobieta „zawodowo lekkomyślna” klientów. Nie rzekł słowa do emerytów, stanowiących siłę jego elektoratu, choć zostali mocno poszkodowani przez rządy partii, z której się wywodzi. Paradoks, ale tak jest. Sztab ubrał go w fatalnie skrojoną marynarkę, świecącą na piersiach. Dwa czy trzy razy zaperzał się, wymachując pięścią. Przy łagodnym i moim zdaniem wyluzowanym Dudzie (tu nie zgadzam się z Robertem Mazurkiem, że kandydat sprawiał wrażenie zdenerwowanego) wizerunkowo wypadł nie najlepiej. Czy tak jest? Niestety ostateczny wynik dzisiejszej debaty w TVP poznamy dopiero po ogłoszeniu wyników.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych