Nowe hasło kampanii Bronisława Komorowskiego jest mocno ryzykowne. Szczególnie w kontekście insynuacji wysuwanych wobec PiS przez działaczy PO, jakoby PiS miał ich masowo zamykać po dojściu do władzy. W takiej sytuacji nietrudno o skojarzenie, że hasło „Komorowski – prezydent naszej wolności” jest sumą wszystkich strachów aferałów z PO, których jest przecież legion.
Wyborca może zrozumieć ten slogan na opak, wbrew intencjom pomysłodawców – ponowny wybór Komorowskiego jest ostatnią deską ratunku dla hochsztaplerów i przyjaciół skarbu państwa z PO, gdy sądy okażą się dla nich niełaskawe – jako prezydent posiada przecież moc ułaskawiania. To by się zgadzało – Komorowski byłby gwarantem ich wolności. Ale sztab nie mógł w ten sposób hasła sformułować, więc musiał dać sygnał zakamuflowany. Nawet mi już trochę szkoda tych sztabowców Komorowskiego, bo czego się nie chwycą, to klops. Niby chcą dobrze, ale wychodzi jak zawsze. Choćby nie wiem jak się natężali, to wychodzi, że Komorowski to raczej prezydent naszej wesołości, niż wolności.
Nie wiem, czy ktokolwiek bierze na serio hasła kampanijne jakiegokolwiek kandydata, ale trudno nie brać przynajmniej pół serio ludzi, którzy za kandydatem stoją. Zwłaszcza, iż on sam ich sobie za plecami umieścił. Powiedz mi kto za tobą stoi, a powiem ci kim jesteś. Popatrzmy w tym kontekście na „zaplecze” Komorowskiego i wcale nie chodzi mi o słynną suflerkę, która za prezydentem chodzi krok w krok. Poprzestańmy na kilku personach niejako nabytych spoza kręgu partii obywatelskiej, uwzględniając zwłaszcza ich zaszłości. Są to bowiem postaci, które w zderzeniu z deklarowaną przez Komorowskiego zgodą, otwartością, wolnością i chęcią dialogu, w elektoracie PO muszą wywoływać uczucia mocno sprzeczne – nie bardzo wiadomo, czy śmiać się, czy raczej płakać.
Michał Kamiński – wieloletni zakamieniały pisowiec, pielgrzym do generała Pinocheta, zetchaenowiec jaskiniowy. Potem wyznawca braci Kaczyńskich. Po porażce Jarosława w wyborach prezydenckich oświecił go blask Słońca Peru, więc udał się pod skrzydła nowych bogów, opluwając poprzednich. Dzisiaj ikona cynizmu w polityce.
Roman Giertych – narodowiec i wszechpolak z dziada pradziada, prawicowiec narodowo – chrześcijański, niegdyś także publicysta „Rycerza Niepokalanej”, który to tytuł według platformianych wyborców stanowi jądro obskurantyzmu. W swoim czasie usilnie kreowany na neonazistę przez środowiska popierające PO. Koalicjant wrażych braci Kaczyńskich. Jego nominacja na ministra edukacji wywołała masowe protesty młodzieży w 2006 roku. Z koalicji zbiegł, gdy CBA zaczęło tropić korupcyjne praktyki drugiego współkoalicjanta Leppera.
Aleksander Kwaśniewski – partyjny aparatczyk niemal od urodzenia, najpierw pezetpeerowski, potem patron postkomunizmu w Polsce. Na końcu patron grupy trzymającej władzę, w imieniu której Rywin przyszedł do Michnika. W dodatku trapiony tajemniczą filipińską chorobą. Dzisiaj bez wpływu i znaczenia, ale na bezrybiu i rak ryba, więc Komorowski chwycił się tej deski.
Marek Dukaczewski – szkolony w sowietach agent komunistycznej służby, długiego ramienia Moskwy w Polsce. Twarz WSI, służby znanej z niezliczonych afer finansowych i gospodarczych, natomiast kompletnie nieznanej z osiągnięć służbowych. Dzisiaj ekspert od patriotyzmu w mediach popierających Komorowskiego, co nie tyle świadczy o nim, lecz o „patriotyzmie” Komorowskiego.
Radosław Sikorski – także zbieg z obozu pisowskiego, którego oświeciła jutrzenka PO, gdy PiS-owi zaczęło się gorzej powodzić. Dawniej także członek rządu Olszewskiego, który przez jego obecnych kolegów jest uważany za najbardziej ciemnogrodzki w dziejach III RP. W ostatnim roku jeden z najbardziej skompromitowanych polityków w Polsce, co zawdzięcza wyłącznie sobie. Jako minister spraw zagranicznych zraził do siebie i Polski pół świata i okolic. Posiadacz niezliczonych przydomków – od Twitterowego Wojownika do Narcyzowego Męża Stanu.
Andrzej Hadacz - kiedyś krzyczał pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu: „Tusk albo Komorowski - w łeb!”. Zważywszy, że ten okrzyk został wykorzystany przez PO w spocie wyborczym, jego obecna serdeczna komitywa z Komorowskim dowodzi, że jest prowokatorem. Zważywszy zaś, że awanturę o krzyż sprowokował sam Komorowski, to już wiemy, że dogadali się jak prowokator z prowokatorem.
Takie postaci widniejące za rzekomym rycerzem wolności i zgody mogą wzbudzać w niektórych śmiech, a w innych zgrozę. Śmiech rzecz jasna w przeciwnikach, zgrozę w zwolennikach. Jednak ogólnie jest wesoło, zaś Komorowski prezydentem tej naszej wesołości. Ale Bóg da, już niedługo.
Prawdziwe oblicze Bronisława Komorowskiego w najnowszej książce Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. Przeczytaj koniecznie!
Pozycja dostępna wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244730-a-moze-haslo-mniej-ryzykowne-komorowski-prezydent-naszej-wesolosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.