Raz po raz mówiono, że to nie było ekscytujące wydarzenie. Że wieczorem 5 maja 2015 r. w telewizyjnej debacie dziesięciu kandydatów prezydenckich nie stanęło na wysokości zadania.
Następnego dnia wieczorem Donald Tusk na Twitterze napisał: „Śmiała teza, ale zaryzykuję: mecz trochę lepszy od wczorajszej debaty” (akurat grali jakiś mecz). Na co szybko zareagował dziennikarz Radia RMF Tomasz Skory: „Trochę lepsze od wczorajszej debaty jest podobno nawet patrzenie na trawnik za garażem”. Głosów w takim klimacie było wiele.
Kandydaci podobno nie stanęli na wysokości zadania. Zaraz, zaraz, ale kto określa wysokość zadania?
Eksperyment myślowy
Spójrzmy na tę debatę z drugiej, dla widzów niewidocznej, bo sami tu siedzimy, strony telewizyjnego ekranu. Przyjmijmy, że kandydaci, którzy w kampanii wyborczej łącznie odbyli pewnie już kilka tysięcy spotkań, nieźle poznali swoich wyborców. Tych bardziej zainteresowanych i wyrobionych. Takich, którzy fatygują się, by pójść na spotkanie z kandydatem i którzy, zadając tam pytania, odsłaniają swoje troski.
Kandydaci zatem nauczyli się w jakimś stopniu, co czuje ich elektorat. Jak myślą te grupy Polaków, którzy sprawami publicznymi w naszym kraju trochę się interesują. Potraktujmy zatem w ramach eksperymentu myślowego kandydatów jako socjologów, którzy stali się ekspertami od sposobów myślenia niektórych części elektoratu. I starali się do tego dopasować swój przekaz.
Jaki obraz Polaków wyłania się z wypowiedzi kandydatów?
Tylko bez kłótni!
Zamiast z sobą dyskutować, kandydaci wygłaszali exposé — mówią krytycy debaty. Istotnie. Ale kandydaci wiedzieli, co robią. Wielu wyborców ma niski próg tolerancji na spór w polityce, kandydaci to wiedzą i nastawili się na przekaz pozytywny. Pewnie się obawiali, że nawet rzeczowe polemiki mogą w TV nadać im twarz Stefana Niesiołowskiego.
Wielu Polaków zupełnie nie wie, jak działa system władzy w Polsce, jaką funkcję pełni w nim prezydent RP. Pewnie rządzi. Kandydaci się do takich właśnie wyobrażeń odnosili.
Kandydaci wiedzą, że Polacy są roszczeniowi. Nie, nie wszyscy, ale dostatecznie duża część, by wychodzenie naprzeciw ich oczekiwaniom miało sens jako przekaz polityczny. Stąd liczne, nadmiarowe obietnice.
Polacy nie bardzo interesują się polityką zagraniczną. Stąd słaby nacisk na kwestie międzynarodowe.
Wyborcy, poza stereotypami na temat niskich podatków oraz jednomandatowych okręgów wyborczych, nie myślą o państwie pod kątem mechanizmów, czyli rozwiązań instytucjonalnych, które wyznaczają efektywność różnych sfer życia. Stąd unikanie takich wątków jak strukturalne przyczyny korupcji.
Wyborcy mają krótką pamięć. Janusz Palikot, który jako poseł Platformy odpowiadający za prace podkomisji sejmowej „Przyjazne Państwo” spaprał sprawę, teraz ponownie głosi „przyjazność”. Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego z ramienia partii współrządzącej Polską od lat, zachowuje się, jakby był przedstawicielem partii opozycyjnej. Dowiedzieliśmy się, czego Polacy zdaniem tej grupy dziesięciu kandydatów (a niektórzy z nich dodatkowo mają dostęp do badań opinii oraz ekspertyz) chcą słuchać, co są w stanie zrozumieć. Wiemy, ilu z nas nie chodzi na wybory. Usłyszeliśmy także to, czego nie rozumieją ci, którzy polityką się interesują.
Takich debat w kampanii prezydenckiej powinno być znacznie więcej. Ale TV „publiczna” nie mogła sobie na to pozwolić, gdyż przy każdej kolejnej debacie nieobecność kandydata Bronisława Komorowskiego byłaby coraz bardziej rażąca.
Lewacka wydmuszka
I jeszcze ważny motyw. Podkreślano, że dominowali kandydaci konserwatywni i prawicowi. Tacy kandydaci potrafili zgromadzić 100 tys. głosów poparcia niezbędnych do rejestracji. Nie potrafiły uczynić tego często obecne i od lat promowane w mediach dwie posłanki: wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka oraz Anna Grodzka. Ich nieobecność w debacie, której filtrem było 100 tys. podpisów, pokazała, że te postacie to medialne, propagandowe wydmuszki. Że nie stoi za nimi żaden prawdziwy ruch społeczny. Że środowiska lewackie to zbieranina indywidualistów żyjących z grantów publicznych i podczepienia pod medialny establishment III RP. To także cenna nauka, jaką zawdzięczamy tej debacie.
Tekst opublikowany w tygodniku wSieci 19/2015
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244720-druga-strona-ekranu-o-debacie-do-ktorej-nie-stanal-bronislaw-komorowski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.