Bronisław Komorowski miota się od płota do płota, oganiając się przed debatami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/Paweł Supernak
fot.PAP/Paweł Supernak

Zamiast prowadzić merytoryczną kampanię, szukać poparcia we wpływowym elektoracie, prezydent Komorowski zabiega o przychylność bankrutującego SLD.

Zabawna historia, także w kontekście jego własnej sugestii, że za Andrzejem Dudą stoi Jarosław Kaczyński. No i niejako a rebours mamy już nie sugestię, lecz fakt: Aleksander Kwaśniewski za plecami Komorowskiego. Ten sam Kwaśniewski, który był ojcem protektorem postkomuny, wszystkich klonów WSI oraz „grupy trzymającej władzę”, w imieniu której Rywin przyszedł do Michnika. Horrendalna rekomendacja dla kandydata deklarującego antykomunizm, obywatelskość i umiłowanie demokratycznego państwa prawa.

A w tak zwanym międzyczasie prezydent się miota od płota do płota, oganiając się przed debatami. Dobrze zrobił Duda, deklarując gotowość do debaty przed areopagiem zwolenników Kukiza. Bo tu nie tyle chodzi o debatę, co o spotkanie twarzą w twarz z elektoratem, o który się zabiega. To jest poważne podejście do ludzi, których chce się pozyskać. Z obozu prezydenckiego natychmiast odezwały się głosy deprecjonujące taki pomysł jako happening i niepoważną politykę. To strachliwy wybieg, w dodatku grubymi nićmi szyty. Kolejny praktyczny dowód i pokaz niechęci Komorowskiego do wymiany merytorycznych argumentów.

Duda powinien to wykorzystać i nawet jeśli prezydent Komorowski nie zgodzi się na debatę, to należy pójść za ciosem – podtrzymać chęć spotkania z wyborcami Kukiza, który byłby moderatorem i jednocześnie przeciwnikiem w dyskusji. Tylko w taki sposób można zdobyć przychylność ludzi, którzy mają odmienny pogląd – śmiało stanąć twarzą w twarz i wyłuszczyć im swój punkt widzenia. Dudę na to stać, Komorowskiemu odwagi nie staje. To będzie krwawy wyborczy dysonans – prezydent deklaruje chęć spełnienia postulatów grupy wyborców, lecz unika wyborczej konfrontacji z nimi. Jak to świadczy o intencjach Komorowskiego? Pytanie retoryczne.

Andrzej Duda dostał bowiem niepowtarzalną szansę od Kukiza. Wbrew pozorom to jest szansa na prawdziwy przełom w tej kampanii. Dzięki propozycji rywala może stanąć przed jego zwolennikami, kontestatorami systemu i pokazać charakter. Spokojnie przedstawić argumenty, dlaczego nie uważa JOW-ów za cudowne remedium; dlaczego takie rozwiązanie w połączeniu z likwidacją finansowania partii politycznych z budżetu, to prosta droga do oligarchizacji państwa. Może nie przekona ludzi płynących na fali oburzenia i sprzeciwu wobec systemu, lecz na pewno zasłuży na ich szacunek. I to nie tylko bezpośrednich uczestników spotkania. Bo w takiej konfiguracji, pod nieobecność prezydenta, Duda jawił się będzie wszystkim  jak przysłowiowe „niebo gwiaździste”, a Komorowski jak czarna dziura.

W ogrodach belwederskich Komorowski dał się sfotografować przy podpisywaniu inicjatywy legislacyjnej, mającej na celu zmianę konstytucji, otworzenie furtki dla JOW-ów. Ten sam Komorowski, który jeszcze kilkanaście dni temu pokrzykiwał, ze „tylko frustraci chcą zmieniać konstytucję”. Taka drastyczna niekonsekwencja, niemal samobójcza, pokazuje skalę panicznego chaosu nie tylko Komorowskiego, lecz i jego sztabu. To już w zasadzie nie sztab, to zarząd komisaryczny instytucji w stanie upadłości.

Co więcej, nikt nie ma już wątpliwości, że główną przyczyną tej dzikiej konfuzji jest sam kandydat. Radosław Markowski, dyżurny socjolog Gazety Wyborczej tym razem trafił w punkt: Komorowski jest „katastrofalnym kandydatem”. I to jest główna bolączka sztabu i całej Platformy Obywatelskiej – kandydata już nie można zamienić na lepszy czy nowszy egzemplarz. Gorzej nawet – sam kandydat nie może się zmienić na lepsze, gdyż po prostu taki jest. Jeśli przez 25 lat na szczytach władzy nie pojął różnicy pomiędzy deficytem budżetowym, a deficytem finansów publicznych, to nie należy się nawet dziwić, że nie wie, iż jako prezydent z mocy ustawy ten budżet podpisuje. Niczego się nie nauczył i niczego nie zapamiętał. Do tego doszły jeszcze nerwy i panika. Kandydat nie dość, że katastrofalny, to jeszcze z poszarpanymi nerwami. A na rozum już za późno.

Dlatego Duda powinien złapać Kukiza za słowo i zabiegać o spotkanie przed audytorium jego wyborców, bez względu na decyzję swojego rywala. Jeśli Komorowski nie przyjdzie, to będzie posprzątane.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych