Sztabowcy PO mają dylemat. Z jednej strony straszenie PiS-em jako metoda wygrania wyborów okazało się w pierwszej turze nieskuteczne. Z drugiej strony jednak jakoś muszą zmobilizować przed drugą turą tych swoich dawnych wyborców, którzy teraz nie poszli do urn, a także tych spośród nich, którzy zagłosowali na Kukiza. Jak to zrobić? Chyba jednak nie ma innej metody niż strach przed PiS-em. Spróbują zatem, mając świadomość ryzyka, jeszcze raz rozegrać tę samą, wielokrotnie już poprowadzoną z sukcesem, bitwę.
Strach przed PiS-em, czyli przed kim? W uproszczeniu – przez Macierewiczem i Kaczyńskim. Nie chcę podejmować dyskusji, dlaczego, ale tak już jest że to oni obaj budzą największe negatywne emocje nieprzychylnej PiS-owi części elektoratu. Czyli tych, o zmobilizowanie których Platformie chodzi. Dlatego teraz, gdy gra toczy się prawie o wszystko, przed drugą turą, z punktu widzenia PiS konieczne jest zminimalizowanie obecności obu tych polityków w przestrzeni publicznej.
Jarosław Kaczyński wydaje się to wiedzieć. Wyraźnie nie chce teraz wysuwać się na pierwszy plan, a w noc wyborczą przemówił w stonowany sposób. Macierewicz oczywiście usłucha prezesa, i jeśli Kaczyński będzie wymagał, aby się nie pojawiał i nie wypowiadał, zrobi to.
Ale samemu Kaczyńskiemu nikt oczywiście nic nie jest w stanie zakazać.
Myślę, że podstawowym manewrem, który jest teraz rozważany – jeśli nie przygotowywany – w sztabie Platformy jest sprowokowanie Kaczyńskiego. Sprowokowanie go do czegoś, co będzie mogło posłużyć do przestraszenia tych antypisowców, którzy pozostali antypisowcami ale którym ta emocja przestała organizować świat, i dlatego w pierwszej turze nie zagłosowali na Komorowskiego. Ale, jak już napisałem, Kaczyński wie, że przez najbliższe półtora tygodnia powinien być bardzo powściągliwy, ba! – zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że przeciwnik będzie chciał go sprowokować.
Dlatego prowokacja, aby była skuteczna, musi być uderzeniem niesłychanie silnym. Niezwykle brutalnym. To musi być coś, co postawiłoby prezesa PiS w sytuacji psychologicznego przymusu zareagowania, i to bardzo ostrego zareagowania.
Wyprowadzam z tego wniosek. Sądzę, że realne jest, iż w najbliższych dniach przeciwnicy PiS uderzą – zapewne posługując się którymś z establishmentowych mediów – w kogoś Jarosławowi Kaczyńskiemu najbliższego. Bo właśnie to, a nie kolejny atak na niego, daje największe szanse na wyprowadzenie byłego premiera z równowagi.
Sądzę więc, że bardzo prawdopodobne jest, iż obiektem ataku stanie się śp.prezydent Lech Kaczyński, jego żona albo też matka obu braci. A atak będzie – powtórzmy – niezwykle brutalny, w niegdysiejszym stylu Palikota. Po to, żeby prezes poczuł się tak zraniony, żeby odpowiedział, „odwinął się” z mocą, adekwatną do cierpienia, jakie zostanie mu zadane.
Mam nadzieję, że sztab PiS, i osobiście Jarosław Kaczyński, mają przemyślany ten wariant sytuacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244184-beda-chcieli-sprowokowac-kaczynskiego-uderza-w-kogos-mu-najblizszego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.