Mec. Nikolas Nikas: W USA zaczęło się od zaakceptowania in vitro, a doszliśmy do problemu surogacji. Efekt jest absurdalny, bo dziecko może mieć aż pięcioro rodziców! NASZ WYWIAD

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Metoda in vitro nieodzownie wiąże się z eugeniką. I jest to eugenika wieloetapowa: na początku lekarz decyduje pod mikroskopem, który z embrionów ma największe szanse na przeżycie. W kolejnym etapie, kiedy zarodki są wszczepiane do macicy zwykle wybiera się 3-4 zarodki, by zwiększyć szanse, a kiedy one rozwiną się do etapu płodowego, dokonywana jest – nazywana eufemistycznie – selektywna redukcja czyli de facto aborcja

-– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Nikolas Nikas, prezes Bioethics Defense Fund - prawniczej organizacji podejmującej działania na rzecz prawa do życia i wolności sumienia w USA i na całym świecie.

wPolityce.pl: Problematyka dotycząca kształtu ustawy o in vitro będąca przedmiotem Pana wykładów jest dziś w naszym kraju bardzo żywo dyskutowana. Niecałe dwa tygodnie temu  w polskim parlamencie toczyła się dyskusja nad czterema projektami ustaw dotyczącymi tematyki in vitro. Jak Stany Zjednoczone rozwiązały prawnie tę kwestię?

Mec. Nikolas Nikas: W USA jest bardzo niewiele regulacji dotyczących zapłodnienia in vitro. Jest to problem bardzo trudny i złożony do jakiegokolwiek uregulowania prawnego. Co więcej, bardzo duża część społeczeństwa amerykańskiego nie widzi żadnego problemu w stosowaniu tej metody. Oni skupiają się na tym, że skoro rodzi się dziecko to nie może być w tym nic złego. I oczywiście narodziny dziecka są wspaniałym wydarzeniem, ale nie można zapominać o ogromnych „kosztach”, które trzeba ponieść przy zastosowaniu in vitro, aby mogło się narodzić dziecko. Fundamentalną rzeczą dla nas – jako Bioethics Defense Fund – jest dotarcie do społeczeństwa z informacją, jak wiele embrionów, istot ludzkich na wczesnym etapie rozwoju jest niszczonych, zabijanych aby jedno dziecko mogło się urodzić. Często w swoich wykładach używam takiego porównania do lodowca: kiedy parzymy na górę lodową to często widzimy tylko niewielki wierzchołek, ale nie mamy pojęcia jak wielka masa jest pod wodą. Tak samo wygląda sytuacja z in vitro. Widzimy te dzieci, które miały szansę się narodzić, ale zapominamy o ogromnej liczbie dzieci uśmierconych w trakcie tej procedury. Na każde narodzone dziecko przypada kilkoro lub kilkanaścioro dzieci, które nie miały szansy urodzić się. I to jest podstawowa kwestia etyczna.

Podstawowa, ale nie jedyna?

Drugą bardzo ważną kwestią jest wpływ procedury in vitro na zdrowie kobiety, która musi przyjmować bardzo duże ilości hormonów, co nie jest obojętne dla jej organizmu. Pewnie jeszcze nie widzimy skutków, które będą widoczne dopiero po jakimś czasie. I wreszcie musimy zadać sobie pytanie czy proces in vitro nie będzie miał wpływu na zdrowie dzieci, które się urodzą w wyniku tej metody. Ta ostatnia kwestia zostanie wyjaśniona w ciągu 20-30 lat, dopiero po takim czasie będziemy mogli przekonać się czy pozostało to bez żadnych skutków na ich zdrowiu.

Czy zatem próba uregulowania metody in vitro nie sprawi, że będzie społeczne przyzwolenie na zamrażanie, niszczenie, selektywny wybór embrionów? Czy nie będzie to dla wielu osób, które do tej pory miały etyczne wątpliwości co do tej metody, legalizacją takich praktyk?

Pozwolę sobie odpowiedzieć na przykładzie prawnej procedury związanej ze stosowania aborcji w USA. Możemy powiedzieć, że prawne regulacje dotyczące aborcji w Stanach Zjednoczonych przyczyniły się, w jakiejś mierze, do dostrzeżenia ogromnego zła i konsekwencji jakie wynikają z zabijania dzieci w łonie matki. Nie mniej jednak uważam – i to jest moja prywatna opina – że próba uregulowania metody in vitro przyczyni się do dalszego utrwalenia takiego stanu rzeczy, z jakim mamy teraz do czynienia i pójścia w coraz bardziej liberalnym kierunku. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że niestety ta metoda będzie stosowana na świecie i być może pewne prawne regulacje mogłyby ograniczyć jej negatywne skutki. Niestety patrząc przez pryzmat amerykański przypuszczam, że dojdzie do utrwalenia dotychczasowych praktyk, często bardzo kontrowersyjnych. Według statystyk amerykańskich stosowanie metody in vitro wiąże się  z bardzo małą skutecznością. Dlatego też nawet jeśli byłyby przepisy prawa zakładające, że tylko jeden embrion jest implantowany do macicy i nie tworzy się tzw. zapasowych embrionów, wówczas i tak szansa szczęśliwego narodzenia tego dziecka wynosi poniżej 50 proc., a cała procedura mimo to przyczyniała by się do niszczenia ludzkiego życia.

W polskim projekcie rządowym, który procedowany jest właśnie w Sejmie uwzględniono poprawkę lobbystów. Z danych, do których zbierania zobligowane są rejestry dawców, usunięto wszelkie informacje pozwalające na identyfikację dawcy, został tylko rok urodzenia. Dziecko nie będzie miało możliwości poznania tożsamości rodzica. Jak to wygląda w Stanach Zjednoczonych?

U nas mamy właśnie takie doświadczenie narodzin dzieci poczętych metodą in vitro, z komórek rozrodczych anonimowych dawców. Te dzieci nie tylko nie znają swoich biologicznych rodziców, ale przede wszystkim są pozbawione informacji o ważnych sprawach dotyczących różnych schorzeń jak np. chorób genetycznych. To jest olbrzymi problem. Niestety dalszą konsekwencją jest powstanie „rynku dawców” komórek rozrodczych, gdzie przyszli rodzice mogą zamówić sobie np. komórkę jajową od kobiety danej rasy, urody, wykształcenia czy cech charakteru. Chciałbym tu jasno podkreślić, że w USA kolejność była następująca: najpierw zaakceptowano metodę in vitro, potem naturalną konsekwencją było zaakceptowanie banków dawców komórek rozrodczych, a teraz doszliśmy do problemu surogacji. W efekcie może być tak, że dziecko ma pięcioro rodziców: dawczynię komórki jajowej, dawcę plemników, surogatkę, która będzie nosiła je pod sercem oraz matkę i ojca, którzy będą to dziecko wychowywać. To absurd.

Odnosząc się to problemu rodzicielstwa. W nie tak dawno świat obiegła informacja o 65-letniej Niemce, która po wykorzystaniu procedury in vitro, spodziewa się czworaczków…

To jest kolejny ogromny problem, który stwarza metoda in vitro. Odpowiedzialne rodzicielstwo to takie, które nastawia się na dobro dziecka, a nie hołduje własnemu egoizmowi. Narażenie, w tym przypadku dzieci, na utratę jedynego rodzica we wczesnym dzieciństwie na pewno nie jest odpowiedzialnym rodzicielstwem. Dzieci mają prawo do rodzicielskiej opieki. W przypadku tej kobiety można przypuszczać, że zostaną one bez matki przed osiągnięciem pełnoletniości. W takim przypadku dla dobra dziecka - jeśli bierzemy pod uwagę, że in vitro będzie przeprowadzane – powinien istnieć zapis dotyczących ograniczeń wiekowych.

Co więcej jest też problem legalizacji praktyk eugenicznych. W polskim prawie jedynie w bardzo wąskim zakresie zabrania się selekcjonowania zarodków w ramach genetycznej diagnostyki preimplantacyjnej. Jak  te praktyki wyglądają w USA?

Niestety in vitro nieodzownie wiąże się z eugeniką. I jest to eugenika wieloetapowa: na początku po połączeniu komórek rozrodczych czyli powstaniu embrionu – istoty ludzkiej, lekarz decyduje pod mikroskopem, który z embrionów ma największe szanse na przeżycie. W kolejnym etapie, kiedy zarodki są wszczepiane do macicy zwykle wybiera się 3-4 zarodki, by zwiększyć szanse, a kiedy one rozwiną się do etapu płodowego, dokonywana jest – eufemistycznie nazywana – selektywna redukcja czyli de facto aborcja tych dzieci, które - zdaniem lekarza – rokują słabiej od innych.

Mówi się, że żyjemy w nowoczesnym państwie, w którym panuje pluralizm światopoglądów. Czy w sprawie in vitro jest jakieś pole do kompromisu w kwestii uregulowań prawnych?

Muszę tu jasno zaznaczyć, że Bioethics Defense Fund opiera swoje główne argumenty nie na przesłankach religijnych czy światopoglądowych, ale przede wszystkim na prawie naturalnym. I właśnie opierając się na tym najważniejszym prawie, które dotyczy każdego człowieka, trzeba jasno stwierdzić, że nie może być żadnego kompromisu w kwestii in vitro, który byłby odpuszczalny. Jeśli bierzemy zaś pod uwagę moralne skutki dla katolików, to trzeba byłoby zadać sobie pytanie: na ile można współpracować ze złem by ograniczyć inne zło? Ale to już jest zagadnienie teologiczne.

Biorąc pod uwagę Pana doświadczenie w walce o życie nienarodzonych dzieci. Jakie ma Pan dla nas, Polaków, którzy będą decydować o kształcie prawa dotyczącego in vitro rady, wskazania?

Jako prawnik nie chcę nikogo moralnie pouczać, bo nie mam do tego prawa, ale chciałbym bardzo krótko jeszcze raz podkreślić, że metoda in vitro zasadza się na niszczeniu ludzkiego życia i żadna cywilizacja nie może pozwalać sobie na akceptowanie takiej procedury, niezależnie od korzyści jakie może ona nieść. Czy człowiek posiada prawo do reprodukcji stosując wszelkie możliwe metody, bez żadnych ograniczeń? Nie! I nie chciałbym aby kiedykolwiek powstało takie prawo, które pozwalało by wykorzystywać destrukcyjne technologie dla osiągnięcia jakiegoś partykularnego celu.

Rozmawiała Marta Milczarska.


Warto kupić tę książkę!

„Contra In Vitro” – studium nad holocaustem XXI wieku.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych