Katarzyna Kalata, czyli teatrzyk dla naiwnych. Układ obronił się historią jak ze skeczu Monty Pythona...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Jeden z moich ulubionych skeczy „Latającego cyrku Monty Pythona” to „Rozmowa kwalifikacyjna”. Ten, w którym Graham Chapman jako kandydat na kurs menadżerski przychodzi do Johna Cleese’a, a ten zadaje mu dziwaczne pytania, wita się z nim pięć razy, mówiąc a to good morning, a to good evening, a to znów dzwoni dzwoneczkiem, piszcząc good night i cały czas robi tajemnicze notatki.

Domaga się od egzaminowanego odpowiedzi, odliczając błyskawicznie od pięciu do jednego. W końcu zdesperowany Chapman robi głupią minę. Cleese na to: „Dobrze, naprawdę nieźle”. Na koniec do pokoju wkracza kilka postaci w futrach i papachach. Chapman ponownie się wykrzywia, a oni pokazują noty – jak na zawodach łyżwiarskich. Wszystko to jednak na nic. Gdy Chapman pyta: „Dostałem się?”, Cleese odpowiada: „Niestety, wolnych miejsc nie ma już od kilku tygodni”.

Ten skecz przyszedł mi do głowy, gdy okazało się, że po ustnym egzaminie dr Katarzyna Kalata nie dostała rekomendacji na szefa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. I choć ta sprawa utonie w zgiełku kampanii wyborczej, to warta jest zapamiętania, bo wiele mówi o tym, jak funkcjonuje polskie państwo. Kalata ma 31 lat, a więc jest młoda jak na szefa dużej instytucji. Ale nie jest wyjątkiem, by wspomnieć kariery Sławomira Nowaka czy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wiek nie jest zresztą żadnym argumentem. William Pitt młodszy został po raz pierwszy brytyjskim premierem w roku 1783 w wieku 24 lat i do dziś uznawany jest za jednego z lepszych szefów rządów w brytyjskiej historii. Jeśli już, to w tak skostniałej instytucji jak ZUS młody wiek może być raczej zaletą.

Do tej pory Katarzyna Kalata znajdowała się po drugiej stronie barykady, obsługując przedsiębiorców w kontaktach, a czasem sporach z ZUS. Niektórzy twierdzą, że to tworzy konflikt interesów. Ja takiego konfliktu nie widzę. Przeciwnie – uważam, że właśnie osoba z takim doświadczeniem najlepiej wie, co jest w ZUS nie tak. Owszem, konflikt interesów mógłby się pojawić po jej odejściu z urzędu, gdyby chciała powrócić do swej dawnej działalności. Ale od tego jest ustawodawca, żeby taki rozwój wypadków przewidzieć i odpowiednio uregulować. Jeśli takich regulacji nie ma, trudno mieć pretensję do odchodzącego prezesa. Ale to i tak sytuacja czysto hipotetyczna.

Kalata była osobą całkowicie z zewnątrz układu. Bez pleców. Za to deklarowała, że chce ZUS przewietrzyć i usprawnić. Nie byłaby dla aparatu polityczno-urzędniczego łatwym partnerem i również z tego powodu od początku sądziłem, że jej się nie uda. Nie spodziewałem się jednak, prawdę mówiąc, że zostanie usunięta z drogi w tak arogancki, bezpardonowy sposób.

Z jej relacji wynika, że rozmowa kwalifikacyjna ocierała się o mobbing. Z relacji anonimowych członków komisji – boją się mówić pod nazwiskiem? – że brakowało jej podstawowej wiedzy o ZUS. W to jednak trudno mi uwierzyć. Kobieta, która zawodowo mierzy się z tą instytucją i która przeszła przez kwalifikację pisemną, miałaby nie znać kluczowych zagadnień dotyczących instytucji, którą chce kierować? A nawet gdyby jej wiedza nie była kompletna, mam wrażenie, że znacznie ważniejsza jest wizja zmian w zbiurokratyzowanym molochu niż wykucie na pamięć liczb, które w każdej chwili można sprawdzić.

Nie mam wątpliwości: Katarzyna Kalata nie została odrzucona dlatego, że była niekompetentna. To ściema dla gawiedzi, i to tej bardziej łatwowiernej. Została odrzucona, ponieważ istniało niebezpieczeństwo, że okaże się samodzielna, nie będzie chciała słuchać politycznych wytycznych i zrobi w ZUS porządki, w tym w sprawach tak delikatnych jak informatyzacja. No i mogła jeszcze znaleźć w szafie trupy, których wygrzebanie byłoby dla rządzących problematyczne. Komisja konkursowa i minister Kosiniak-Kamysz pokazali gest Kozakiewicza: „Konkurs? No i co z tego? A my mamy konkurs gdzieś!”. Do wszystkich został wysłany jasny sygnał: jakiekolwiek konkursy na ważne stanowiska to ściema dla naiwnych. I tak w końcu stołek trafi do jakiegoś kumpla premiera w rodzaju Adama Jassera, który zajął miejsce w UOKiK po odwołanej bez podania powodu Małgorzacie Krasnodębskiej-Tomkiel.

Historia kandydatury Katarzyny Kalaty to kolejny argument za wprowadzeniem pełnej jawności w tego typu postępowaniach. Publicznie dostępne powinny być i testy pisemne, i nagranie wideo z egzaminu ustnego. Wówczas nie byłoby wątpliwości. No, ale wtedy nie można by sprzedawać opinii publicznej ściemy o porażającej niekompetencji kandydatki groźnej dla układu.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych