Salowa, Gajowy i Wielki Nieobecny na europejskich salonach. Publikujemy fragmenty najnowszej książki Marcina Wolskiego „Dzień zapłaty”

Fot. zysk-ska
Fot. zysk-ska

3.

Pani premier przybyła do Paryża późnym wieczorem 7 stycznia, pełna nadziei, że nareszcie spotka się ze swym dawnym mentorem twarzą w twarz. Pewnych spraw żadną miarą nie da się załatwić telefonicznie.

Choć i na takie pogawędki miał Pan Przewodniczący coraz mniej czasu, a złośliwe suki z sekretariatu politycznego nie chciały łączyć, bądź co bądź, szefa rządu siódmej potęgi europejskiej (a po ciągle możliwej secesji Szkocji i Katalonii zapewne piątej). Jednak na szczycie państw Unii musiała zdarzyć się okazja.

Niestety, całe piątkowe przedpołudnie Wielki Nieobecny był zajęty — sesja fotograficzna z prezydentem Francji, który właśnie podpisał z Rosją kontrakt na pięć krążowników klasy Zephyr, i konferencja z panią kanclerz Niemiec, bohaterką dnia z powodu weta, którym udaremniła wielki pakiet pomocowy dla Ukrainy. Pierwszego uściskał, drugą ucałował, co dowodziło, że obcuje z nimi jak równy z równym.

„Salowa” musiała też, zgodnie z programem, odbyć szereg ważnych spotkań na szczeblu szefów państw z takich potęg jak Malta, Luksemburg i Islandia. A prezydent Islandii zaprosił ją nawet do złożenia wizyty. Niestety, trochę popsuł efekt zaproszenia, mówiąc głośno:

Wy w Bułgarii nie macie chyba takich mroźnych zim, jakie trafiają się u nas

Okazja na spotkanie trafiła się w przerwie posiedzenia plenarnego, kiedy Przewodniczący odbił się od stada. Wystartowała w jego kierunku jak torpeda, ale po drodze nadziała się na Wysoką Komisarz zwaną „Rakietą Blond”, udzielającą wywiadu dwóm smagłolicym dziennikarzom. „Rakieta” czujnie kontrolowała sytuację i w odpowiednim momencie zrobiła krok w bok, tak że pani premier musiała na nią wpaść.

Gdzie leziesz!?

rozdarła się w języku urdu, a może farsi, czego „Salowa” nie zrozumiała, ale przystanęła. I straciła bezcenne sekundy, bo do Przewodniczącego dotarło już kilku eurodygnitarzy i szansa na tête-à-tête prysła. Jednak była kierowniczka Zakładu Opieki Zdrowotnej nie poddawała się łatwo.

Kolejna okazja nadarzyła się podczas drugiej przerwy w posiedzeniu. Tym razem czujnie ustawiła się koło toalet. I udało się. Jej Mentor pojawił się szparkim krokiem i wówczas nieomal wepchnęła go do WC dla niepełnosprawnych.

Co ty wyprawiasz?!

—warknął oszołomiony.

Musimy porozmawiać!

—rzuciła konspiracyjnym szeptem.

Przecież rozmawiamy co drugi dzień. Ustaliliśmy, że przynajmniej będziesz udawać samodzielną Rozmawiamy znacznie rzadziej, wyłącznie przez telefon, a nie w cztery oczy, a ja muszę ci coś powiedzieć, czego… No, wiesz… Rozpoczęłam tajną operację, która zapewni nam zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, a także za pięć lat twoją prezydenturę…

To świetnie!

Polega ona na tym…

Nie chcę znać żadnych szczegółów..

Przewodniczący nerwowo zamachał rękami.

Rób, co uważasz za słuszne, i na miłość boską, nie spieprz tego!

Spuściła głowę.

A skoro już tak gawędzimy… Jest jeden problem, który trzeba będzie rozwiązać. Łączy się z wyborami….

Parlamentarnymi?

—zapytała grzecznie.

Nie, prezydenckimi… Chodzi o to, że nasz „Gajowy”..

—wyłuszczył jej sprawę w paru słowach.

A teraz odwróć się, bo muszę się odlać!

Kiedy chwilę później wychodzili uśmiechnięci z kibla dla inwalidów, błysnęły flesze fotoreporterów.

Nigdy nie zrozumiem tych hetero!

westchnął obserwujący to z boku jeden z wpływowych szefów dyplomacji, uchodzący, nie bez powodów, za naczelnego pederastę Starego Kontynentu.

Ryb

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych