Od kilku dni media drugiego obiegu przekazują bardzo niepokojące informacje, zgodnie z którymi MSZ na ogromną skalę likwiduje bądź przenosi punkty do głosowania dla Polaków mieszkających za granicą.
W nadchodzących wyborach prezydenckich komisji ma być zdecydowanie mniej niż dotąd, zaś te które zostały powołane, nie są przystosowane do przyjmowania większej liczby chętnych do głosowania. Co więcej, zmiany zostały przeprowadzone bez jakichkolwiek konsultacji z przedstawicielami Polonii w poszczególnych państwach.
Wszystko wskazuje na to, że nowe lokalizacje komisji same w sobie będą stanowić utrudnienie w realizacji przysługującego każdemu obywatelowi RP prawa do głosowania. Za przykład mogą posłużyć amerykańskie miasta Boston i Detroit, gdzie w nadchodzących wyborach nie będzie żadnego punktu wyborczego. New Jersey, w którym dotąd utrzymywano dwa punkty, w tych wyborach będzie ledwie jedna komisja. W Chicago, gdzie znajduje się ogromne skupisko Polonii, zmniejszono liczbę punktów wyborczych z 9 do 6, przy okazji przenosząc je do miejsc niedostosowanych i trudno dostępnych.
Problem nie dotyczy jednak tylko Stanów Zjednoczonych. Podobne działania resort Grzegorza Schetyny podjął w Niemczech, nie powołując punktu w Zagłębiu Ruhry i w Dortmundzie, jak również w Irlandii. Kolejnym przykładem może być australijskie Melbourne, gdzie bez żadnego uzasadnienia przeniesiono komisję funkcjonującą dotąd od 1990 r. w tym samym miejscu. Warto odnotować, że w Melbourne mieszka blisko 30 tys. Polaków, co stanowi około 70% tamtejszej Polonii.
Skala zmian nakazuje wątpić, by wynikały one z zupełnego przypadku. Wygląda to tak, jakby ktoś celowo dążył do uniemożliwienia oddania głosu jak największej liczbie mieszkających za granicą Polaków. Wezwane do tablicy MSZ mętnie tłumaczyło dziennikarzom, że zmiany wynikają z chęci zmniejszenia kosztów oraz zmian miejsc zamieszkania przez przedstawicieli Polonii.
Szukanie oszczędności w tak ważnym segmencie działania demokratycznego państwa, jak zapewnienie Polakom stosownej liczby punktów wyborczych, jest szokująca. Zagwarantowanie każdemu obywatelowi RP odpowiednich warunków do oddania głosu jest konstytucyjnym obowiązkiem władzy publicznej. Oprócz tego, skala protestów organizacji polonijnych wskazuje, że przesłanka rzekomych zmian miejsc zamieszkania Polaków jest sprzeczna z rzeczywistością.
Czyżby prawdziwym powodem dokonywanych zmian był fakt, że wśród Polonii niechęć do obecnej władzy jest szczególnie wysoka? Wyniki dotychczasowych wyborów wśród Polaków mieszkających na obczyźnie wskazują, że rządzący mają się czego obawiać. W szczególności dotyczy to Stanów Zjednoczonych, gdzie w ostatnich wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński zdecydowanie pokonał Bronisława Komorowskiego, uzyskując około 72% poparcia.
Koalicja PO-PSL zdaje sobie sprawę, że również tzw. „nowa emigracja” skierowana do państw Europy Zachodniej nie stanowi bazy jej potencjalnych wyborców. W końcu składa się ona przede wszystkim z osób bardzo niezadowolonych z obecnej sytuacji w Polsce. Wyjechali w głównej mierze ci, którzy mając wykształcenie i kompetencje nie są w stanie znaleźć pracy w kraju rządzonym przez prezydenta Komorowskiego i Platformę Obywatelską. Wygląda na to, że również im MSZ chce utrudnić im dostęp do urn wyborczych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/240775-msz-utrudnia-polonii-mozliwosc-glosowania