Komorowski w Japonii jak Chruszczow w ONZ? Nie smućmy się prezydentem. Tak się stara, żeby było śmiesznie. Z Sejmu wzięte...

fot. youtube.com
fot. youtube.com

Wizyta w Japonii wciąż odbija się czkawką ubiegającemu się o reelekcję Bronisławowi Komorowskiemu. Z powodu „skeczu z szogunem”, odegranego w parlamencie Kraju Kwitnącej Wiśni, prezydent ma nawet szansę zostać… polskim Chruszczowem.

Na asocjację zachowań polskiej głowy państwa i dawnego przywódcy sowieckiego zwrócono już uwagę w Sejmie. Poseł Józef Rojek z Klubu Parlamentarnego Zjednoczona Prawica wygłosił nawet na ten temat stosowne oświadczenie. Parlamentarzysta przypomina sławne zdarzenie z biografii sowieckiego przywódcy.

Jesienią 1960 r. na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ w czasie omawiania problematyki kolonializmu filipiński senator Sumulong nagle przeszedł do spraw Europy Wschodniej: Ludzie wschodniej Europy zostali połknięci przez Związek Radziecki, są pozbawieni praw politycznych i obywatelskich - stwierdził Filipińczyk. I pewnie nic szczególnego by się nie wydarzyło, gdyby nie fakt, że na sali jako szef radzieckiej delegacji znajdował się sam I sekretarz KPZR Nikita Chruszczow. Nagle Chruszczow zerwał się z fotela, odepchnął filipińskiego senatora i ripostował. Po zakończeniu usiadł przy swoim stoliku i w odpowiedzi na dalsze wystąpienie Sumulonga zaczął uderzać rytmicznie obcasem swojego buta o blat stolika. Sala zamarła, niektórzy zachodni politycy zaczęli się śmiać, a inni byli wyraźnie zirytowani.

Łączność z tą fascynującą historią – jak sądzi Rojek – zapewnia nam nie kto inny jak Bronisław Komorowski. Wystarczy z gmachu ONZ przenieść się do japońskiego parlamentu, a z lat 60-tych do współczesności.

Nie porównuję głowy naszego państwa do sekretarza komunistycznej partii, lecz przypominam, że zarówno sala obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ jak i sala parlamentu Japonii wymagają podobnych zachowań, tym bardziej od głów państw i szefów rządów

— zastrzega Rojek.

I dodaje:

Niestety, cokolwiek by powiedzieć, uderzanie obcasem buta o stolik i wchodzenie na fotel sprawozdawcy nie mieści w żadnym kanonie dyplomatycznych reguł. Nie mieści się tam także nazywanie szogunem emerytowanego polskiego generała i przekleństwo, które nieoczekiwanie pada z ust jednej z osób towarzyszących prezydentowi .

Według posła, zajście w japońskim parlamencie nie będzie tak szeroko znane, jak zachowanie Chruszczowa, lecz na pewno znajdzie miejsce w historii dyplomacji.

Za kilkadziesiąt lat będzie dla naszych studentów równie śmieszne, jak opowieść o pewnym kandydacie na ambasadora PRL w Watykanie, który w oczekiwaniu na audiencję u jednego z kardynałów w Watykanie zapalił papierosa, a niedopałek zgasił obcasem na dywanie. W związku z tym Watykan natychmiast zasugerował władzom PRL zmianę na stanowisku ambasadora, co władze zresztą skwapliwie przyjęły

— Rojek przytacza kolejną anegdotę.

Problem jednak w tym – jak zauważa parlamentarzysta - że ów ambasador i Nikita Chruszczow reprezentowali świat komunistyczny, znany w świecie z bardzo niskiej kultury elit, natomiast prezydent Komorowski w Japonii reprezentował nasz kraj i nas wszystkich.

Ale nie smućmy się z powodu obecnego prezydenta RP. On tak się stara, żeby było śmiesznie…

POSŁUCHAJ PRZEBOJU:

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych