Oburzenie w małopolskiej PO. Partia chce, by politycy, którzy zdobyli stanowiska, dzielili się pieniędzmi z diet

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Jacek Turczyk
Fot. PAP/Jacek Turczyk

Szanowni Państwo, uprzejmie przypominam, że zgodnie z Uchwałą Zarządu Regionu Małopolskiego PO wszyscy członkowie PO sprawujący funkcje publiczne pochodzące z wyboru z rekomendacji PO RP są zobowiązani do dokonywania wpłat darowizn na rzecz Platformy Obywatelskiej…” - napisał do członków PO przedstawiciel krakowskiego biura regionu partii.

O sprawie informuje portal „gazeta.pl”. W tym samym mailu przypomniano stawki. Radny miasta Krakowa na konto PO powinien płacić 170 zł miesięcznie, radny sejmiku - 170 zł, poseł - 500 zł, a europoseł - 2000 zł.

Zainteresowanie wpłatami nie jest imponujące. Ale takie opłaty próbują wdrożyć wszystkie regionalne struktury partyjne

—tłumaczy Grzegorz Lipiec, szef krakowskiej i małopolskiej PO.

To nie są obowiązkowe opłaty, traktujemy je na zasadzie dobrowolności

—zapewnia. Lipiec tłumaczy, że wpłaty to rodzaj odwdzięczenia się partii za wstawienie na listy wyborcze.

Ci ludzie zostali wybrani dlatego, że znaleźli się na naszych listach. Powinni nas teraz wspierać. Tym bardziej że pieniądze idą na działalność w regionie, a więc na ich podwórku

—mówi Lipiec.

To po prostu nieeleganckie i nieprawdziwe. Owszem, startowałem z szyldem PO, ale całą pracę wyborczą odwaliłem samodzielnie. Pieniądze na ulotki wpłacałem z własnego konta. Partia nie dała nam ani złotówki, a nawet oczekiwała, że wesprzemy kampanię. Więc mógłbym odwrócić tezę: może to partia powinna się za to odwdzięczyć?

—mówi jeden z radnych Krakowa.

Chyba nigdy tego nie zrobiłem

—zastanawia się jeden z europosłów zapytany, czy stosuje się do uchwały o opłatach.

Nie to, że nie wpłaciłem nigdy środków na konto partii w związku z kampanią, ale nie traktowałem tego zobowiązania poważnie

—przyznaje. Kpi też z dobrowolności wpłat.

Niby dobrowolne, ale jak przyjdzie do układania list wyborczych, to kierownictwo partii zauważy: coś kolega mało wpłacił. Jeśli ktoś jest rozpoznawalny, takich wyrzutów nie usłyszy, ale dla innych to może być problem

—ocenia. Tego rodzaju oskładkowanie stanowisk politycznych próbowano wprowadzić w PO od 2004 r. Ówczesny lider partii Zbigniew Fijak zrezygnował, uznając, że skoro partia jest dotowana z budżetu państwa, nie powinna dodatkowo czerpać korzyści z diet wypłacanych ze środków publicznych.

Przypuszczam, że stąd ta oficjalna dobrowolność. Obowiązkowe składki mogłyby być niezgodne z prawem. No i koledzy z tego korzystają. Proszę zapytać w PiS, tam mają bardziej zdyscyplinowanych członków

—ocenia jeden z polityków Platformy. Według nieoficjalnych informacji tego rodzaju składki pobiera większość partii. W zeszłym roku wedle nieoficjalnych informacji posłowie Prawa i Sprawiedliwości wpłacali na rzecz swojej partii po 700 zł - odpowiednio mniej politycy niższych szczebli.

Zgodnie z plotkami wpłacają karnie wszyscy. W SLD zachęcają do wpłacania darowizn wynoszących ok. 5 proc. pensji. W PO tego rodzaju cennika dotąd nie było.

Tajemnicy z wprowadzenia tego rodzaju oskładkowania nie robi Polskie Stronnictwo Ludowe. Ludowcy mają wewnętrzną regułę, która mówi, że na rzecz partii członkowie pełniący jakieś funkcje powinni stale kierować 3 proc. pensji. Jest to księgowane jako darowizna. Nie chodzi tu tylko o radnych czy o posłów, ale także o ludzi, którzy uzyskali pracę dzięki rekomendacji partii.

Na pytanie „gazeta.pl” ile na konta partii wpłacają co miesiąc jej członkowie, którzy objęli stanowiska w radach nadzorczych albo zdobyli pracę dzięki partyjnemu poleceniu, Lipiec odparł:

Ich to nie dotyczy. Tego rodzaju składek oczekujemy wyłącznie od osób zajmujących stanowiska polityczne

Ryb, gazeta.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych