Polska Agencja Prasowa podała niedawno, że PiS tworzy okręgowe sztaby wyborcze Andrzeja Dudy, a obok nich jednostki Korpusu Ochrony Wyborów z armią okręgowych koordynatorów.
Czyja kontrola? W lutym w Częstochowie powstał Ruch Kontroli Wyborów, powołany, jak ogłoszono, przez 76 organizacji pozarządowych. O wydarzeniu tym z atencją wypowiedział się już chyba każdy szanujący się dziennikarz i ekspert mediów poza-mainstreamowych. Potem, w marcu grzmotnęła wieść o tym, iż PiS powołuje wspomniany Korpus Ochrony Wyborów. Mnie wiadomość ta wprawiła w stan konfliktu poznawczo-tożsamościowego, a co dopiero uczestników Ruchu. Nie wiem z kim się mam utożsamiać. Podobnie, jak ludzie, którzy dzwonią do przedstawicieli Ruchu, pytając, czy to ten PiS-owski. Nie wiem, która organizacja bardziej „ochrania”, która bardziej „kontroluje”, która jest bardziej antyreżimowa i która jest bardziej „wolna i niepodległa”. Nie wiem. Nie znam żadnych różnic zasadniczych. Obydwu grupom zależy wszak na tym, by wybory miały „maksymalną przejrzystość i transparentność”. Żadna nie gotuje się do fałszowania. Obydwie chcą szkolić członków komisji wyborczych. Skąd ich wezmą? Polityk PiS, który przedstawiał projekt Korpusu, wyjaśnił: „Będziemy szukać nie tylko wśród naszych członków, ale zapraszać do współpracy z nami osoby niebędące członkami PiS. Zwracamy się do wszystkich osób, którym zależy na przestrzeganiu jasnych zasad demokracji”. Mój kolega został namaszczony przez Ruch Kontroli Wyborów na koordynatora w Bielsku-Białej. Wziął potem udział w II Konferencji Ruchu Kontroli Wyborów w Niepokalanowie. Okazało się, że stanowi zaledwie jedną czwartą „koordynatora”, bo lokalni posłowie PiS również wysłali swych reprezentantów.
Czyje wybory? Ruchów, korpusów i akcji ochraniania, pilnowania, monitorowania wyborów nigdy za wiele. Nie w tym rzecz. Wspominam o perypetiach Ruchu i Korpusu, bo z lekkim niedowierzaniem spoglądałem dotąd na możliwości organizacyjno-mobilizujące PiS. Czy partia ta ma aż tyle ludzi i czasu, aby, przy okazji kontroli, prowadzić skuteczną kampanię wyborczą? Właśnie. Kampania wyborcza. Nikt za PiS wyborów prezydenckich nie wygra. Żaden „ruch”, „korpus” i „front” go nie zastąpią. Nie wyręczą, zapewne zarobionych „po łokcie”, okręgowych sztabów wyborczych Andrzeja Dudy. Znowuż zakładając, że zebrania sztabu nie są celem samym w sobie. Rekord ponoć to dziesięć takich „roboczych” spotkań i konkluzja: „Góra nie przysłała jeszcze ulotek, na następnym ustalimy, co dalej”. Piszę to wszystko, jako zatroskany obywatel, który życzy tej formacji jak najlepiej. Obywatel, którego poczęły nękać myśli, że partii bardziej zależy na pilnowaniu wyborów, niż na ich wygrywaniu. Może warto zadać sobie pytanie, czy chce się być partią polityczną czy organizacją pozarządową? Na Zachodzie ten podział jest dość jasny. W USA, na które uwielbiamy się powoływać (Niemiec i Francji nie uznajemy za ostateczny absolut) działa np. organizacja o nazwie Fair Vote, znana też jako The Center for Voting and Democracy. Nie potrzebuje ona opieki polityków, ani tego, aby partie pompowały ją „swoimi ludźmi”. Fair Vote działa przed wyborami i po wyborach. Nie umiera wraz z ich końcem. Obserwuje prawo i proces wyborczy. Lobbuje w Kongresie za usprawnieniem wyborów, ich prawidłowym przebiegiem, itd.
Czyja kampania? Kampania prezydencka Andrzeja Dudy jest poza ekranem telewizora martwa. Kampania ta istnieje w świecie wirtualnym, w przeważającej części, PiS-owi nieprzychylnym. Zdawanie się na łaskę tego świata jest samobójstwem. Mimo rozległego terytorium wyborczego, kandydaci i nominaci na urząd prezydenta USA uczestniczą w wiecach, otwartych spotkaniach, debatach, kwestach, rautach i wędrują door to door. Z racji przestrzeni, poniekąd też kultury wyborczej i ogromnych możliwości finansowych, swą podróż przedwyborczą zaczynają kilkanaście miesięcy przed elekcją. Wprzęgnięte w machinę wyborczą zostają ich rodziny, lokalni kongresmeni, liderzy partyjni i kontrkandydaci, którzy postanowili ich poprzeć, sławy ekranu, itd. Jądro kampanii wyborczej stanowią tysiące terenowych działaczy politycznych oraz wolontariuszy, czyli zaniepokojonych, jak ja obywateli, którzy oczekują zmian. Dzięki mozolnej pracy tych maluczkich politycy w USA wygrywają wybory. Sam swego czasu uczestniczyłem w kampanii znajomego z zachodniej Pensylwanii, który ubiegał się o mandat do Izby Reprezentantów po zmarłym Johnie Murtha. Nie sposób oddać tej atmosfery zapału i poświęcenia, oplatającej sąsiadów, przyjaciół i sympatyków kandydata, którzy z radością montują banery, wykonują telefony, układają plany, tworzą bazy, itd. Niczego takiego nie czuję w kampanii kandydata PiS. I dziwię się niezmiernie, dlaczego jego zamerykanizowany sztab, oparł swą amerykańską przygodę wyborczą na jednej konwencji i jednym środku lokomocji, bo to zaledwie pierwiastek prawdziwej kampanii. Prawdziwa kampania dzieje się w terenie, a nie w autobusie. Nie widzę tych setek wolontariuszy, tyrających radnych, posłów i senatorów, spoconych asystentów i pracowników biur parlamentarnych, zaganianych członków partii. Gdzie te banery, ulotki i szyldy z twarzą kandydata, stoliki do podpisów i listy z podpisami, spotkania z posłami, radnymi i znanymi sympatykami kandydata, planowane wiece, marsze, koncerty i festyny? Tak, te, które powinny zatopić polską prowincję.
Czyj interes? Powie, ktoś: „Ale Komorowski też nie robi kampanii”. A co, ty jesteś Komorowski? Jesteś urzędującym prezydentem? Masz za sobą główne media, które wybierają dopasowane do narracji sondaże? Twoja partia rządzi administracją państwową i trzyma „łapę” na niemal wszystkich liczących się samorządach i agencjach, które dbają o status quo? Czy masz wpływ na personel urzędów, szpitali i szkół? Czy masz po swojej stronie setki tysięcy urzędników i ich rodziny? Czy masz swoich ludzi w PKW i okręgowych komisjach wyborczych? Nie masz? No to nie jesteś Komorowski. Odnoszę wrażenie, że eksperci od kampanii żyją zwycięstwami wyborczymi odniesionymi w 2005 r., równą dekadę temu. W międzyczasie tendencje wyborcze zdążyły się odwrócić. Niska frekwencja coraz mniej sprzyja opozycji. Młodzi ludzie, którzy dziś sympatyzują z PiS, drogę do urny niezmiennie uważają za torturę. Owszem, łatwiejsze i przyjemniejsze, lecz nie premiowane w „realu”, jest klikanie sondy internetowej i wpisywanie komentarzy. Kombatantów i weteranów protestów w PRL ubywa. Przed partią konserwatywną pojawia się wyzwanie krzepnięcia elektoratu okaleczonego postkomunistycznym permisywizmem, hedonizmem, konsumpcjonizmem i materializmem. Niechętnego moralności, Kościołowi katolickiemu i tradycji. Za niespełna dwa miesiące w Polsce wybory. W terenie winno się aż kurzyć od „roboty”. Jeśli potencjalni wolontariusze są za biedni, zapracowani, sterroryzowani albo zbyt leniwi, wolontariuszami winni być politycy tej partii. Wszak za to dostają te miejsca na listach. Wybory parlamentarne… W centrum Bielsku-Białej prowadzimy z kolegami pub tematyczny Bar Wieniawa. Instaluje się w nim teraz lokalny koordynator Ruchu Kontroli Wyborów. W lokalu spotykają się różne grupy i środowiska. Solidarność Walcząca poprosiła nas byśmy zbierali podpisy pod kandydaturą Kornela Morawieckiego. Zbieramy. Z podobną prośbą zgłosiła się do nas delegacja partii KORWiN. Drzwi otwarte. Politycy PiS się nie zgłosili, ale sami ich zagadnęliśmy. Usłyszeliśmy: „Tak, tak. Przekażę”.
Czyje zwycięstwo? Być może ta cisza, to cisza przed burzą. Skrywa trzymane w ryzach pokłady energii, pomysłów, tajnych planów i wielkich chęci. Inaczej być nie może. Wątpliwe, aby radni i parlamentarzyści PiS, prawie wszędzie zepchnięci do opozycji, byli aż tak bardzo zapracowani. Wątpliwe, by nie mieli czasu dla kandydata na najważniejszy urząd w państwie. Kandydata, który za chwilę może odmienić los nas wszystkich. Nabijanie się z gaf i pseudo-gaf Komorowskiego nie jest „pracą”. Doprawdy nie pojmuję, jaką gafę popełnił ten człowiek wkładając zwierzęciu palec do pyska i jaką gafę popełniło cielę, że mu ten palec possało. Obserwując, ile czasu politycy, dziennikarze i komentatorzy poświęcili na przekonywanie mnie do tej „gafy”, wnioskuję, że im się też nudzi. Dudzie tropieniem „gaf” nie pomogą. Jest pewna granica pośmiewiska, po przekroczeniu której stajemy się na wygłupy obojętni. Nie pomstujmy wówczas na reakcję społeczną, gdy dojdzie do prawdziwego skandalu. Tymczasem miałki Komorowski dostaje wyrazu, a obraz człowieka niebezpiecznego dla państwa, o mrocznych powiązaniach, staje się obrazem wesołego fajtłapy… któremu owca czy inne prosię possało palec. Jeśli struktury PiS nie zmotywują mieszkańców miast, miasteczek i wsi do pójścia na wybory, nie obudzą w nich wiary w zmianę i ducha walki, kontrola wyborów sprowadzała się będzie do kontroli skali porażki. Jeśli przesadzam, jak mówią słowa psalmu: „niech mi język przyschnie do gardła”.
Paweł Zyzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/237864-pawel-zyzak-mlodzi-ludzie-ktorzy-dzis-sympatyzuja-z-pis-droge-do-urny-niezmiennie-uwazaja-za-torture
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.