W lepszych czasach opowieść o Andrzeju Dudzie, byłym członku UW, miałaby jasny morał: rzeczywistość nie jest czarno-biała

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

Zacząć wypada jednak tekst od czegoś innego. Od podsumowania „antydudowego” bloku tekstów w Newsweeku.

Nie jest łatwo kwestionować sam fakt podania do publicznej wiadomości pochodzenia teścia (a więc i żony) kandydata na prezydenta. Byłem zawsze zwolennikiem maksymalnej przejrzystości, w całym świecie demokratycznym takie rzeczy się pokazuje i dyskutuje.

Ba, rodzinne korzenie są ciekawym przyczynkiem do debaty o społecznej i intelektualnej atmosferze, w jakiej polityk wzrastał, lub (w przypadku wżenienia się) w której obracał się później. Z tego punktu widzenia „Newsweek” jest w jakimś sensie kryty.

Zarazem kontekst ma znaczenie. Informacja została wpleciona w napastliwy tekst mający przedstawić Andrzeja Dudę jako krętacza. To swoisty donos do prawicowych wyborców, pochodzenie teścia jest jednym z elementów aktu oskarżenia. Na dokładkę druga prawicowa strona, choć też w trakcie tej kampanii brutalna, formalnych granic jeszcze nie przekracza. Owszem, „Gazeta Polska” kłuje Bronisława Komorowskiego resortowymi teściami, ale wciąż nie posuwa się do roztrząsania ich pochodzenia (choć de facto taka informacja padła w jednym z artykułów).

Irytację może pogłębić fakt, że „Newsweek” to tygodnik na wskroś mainstreamowy, poprawny polityczny. Doskonale wiemy, że gdyby informacja o etnicznym pochodzeniu jakiegokolwiek polityka padła  w trakcie kampanii na łamach prawicowych periodyków, byliby pierwsi do oburzania się. Odnotujmy w każdym razie, że oto padło kolejne tabu. Nie w Internecie, nie na czyimś blogu, a w jednym z kilku najsilniejszych tygodników – o zdecydowanie lewicowej orientacji. Teraz nie da się już wzywać kogokolwiek aby pewne wątki przemilczał.

A teraz o „zdemaskowanej” przynależności Andrzeja Dudy do Unii Wolności. Ze szczegółów tej historii wynika, ze zajęty czymś innym, wówczas nie zainteresowany uprawianiem polityki młody prawnik zapisał się na chwilę do partii z powodów towarzyskich. Zrobił to nota bene wtedy, gdy UW, partia ongiś wpływowa, chyliła się już ku upadkowi, wypierana ze sceny przez prężniejszą Platformę. Newsweek potraktował to jako okoliczność obciążającą. Ja traktuję raczej jako dowód czystości intencji i pewnej przypadkowości całej sytuacji.

Zarazem nie mamy dowodu aby Andrzej Duda odrzucał program Unii. Tylko co to był za program? Akurat na początku XXI wieku UW nie była ani zdecydowanie antylustracyjna, to ona przeforsowała odpowiednią ustawę, ba w okresie współrządów z AWS poparła stworzenie IPN. Jej czołowi jej politycy wikłali się wtedy w spory o to z Adamem Michnikiem. To się zmieni w kilka lat później – najpierw przez alians z postkomunistycznym Markiem Belką, potem po dojściu PiS do władzy, kiedy resztki unijnego salonu będą w pierwszym szeregu bojowników przeciw IV RP.

Była ta partia po odejściu z funkcji lidera Leszka Balcerowicza skłonna zwrócić się w bardziej prospołecznym kierunku. Była światopoglądowo liberalna, ale nie agresywnie antykościelna. Warto podkreślić obecność w jej szeregach ludzi chcących budować społeczeństwo obywatelskie, choćby przez sektor organizacji pozarządowych. Zarazem była nieznośnie euroentuzjastyczna, nieskłonna do wnikania w rozmaite patologie III RP, mocno naiwna. Ale mało kto pamięta, że w tamtych czasach nie kto inny a Lech Kaczyński utrzymywał cały szereg niezbyt bliskich, ale sympatycznych kontaktów z unitami – nie uważając ich za „trędowatych”.

Nie piszę tego po to, aby zakwestionować fundamentalną wagę sporów między liderami UD i UW, a polską prawicą na początku lat 90. One rozstrzygały o kształcie Polski i dobrze, że Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki tej próby sił jednoznacznie nie wygrali. Ale to był akurat czas antraktu, wytchnienia, pewnego złagodzenia wzajemnej toksyki. Na scenie dominował zresztą potężny obóz postkomunistyczny, co ludzi dawnej „Solidarności” na jakiś czas zbliżało.

Oczywiście dziś nikt tak tamtych czasów nie opisze. Ani ludzie prawicy, przekonani, że zawsze toczyła się jedna i ta sama śmiertelna wojna. Ani obóz III RP, który też zawsze ścigał złego Kaczora  i takie upiory jak lustracja, państwo wyznaniowe i niedostateczny entuzjazm do Unii Europejskiej (do której przypomnę, jeszcze nie należeliśmy). W dzisiejszych, straszliwie spolaryzowanych czasach prawda, że kiedyś mogło być inaczej, przebija się najtrudniej. Nie wiem, jakie poglądy na wszystkie te kwestie miał Andrzej Duda, bo go wtedy nie znałem. Ale radziłbym ten kontekst uwzględnić.

Jest jeszcze inny kontekst. Było coś takiego jak obywatelski duch Unii Wolności. Duch w sumie dość pozorny zważywszy na olimpijską pychę jej kierownictwa, ale zwłaszcza na szczeblu lokalnym mógł się on ujawniać. Otóż w czasie afery Rywina zwłaszcza niektórzy przedstawiciele tej obywatelskiej inteligencji, więcej społecznego ducha znaleźli na prawicy. Bo była zwolennikiem społeczeństwa bardziej otwartego, wyzbytego tematów tabu, nastawionego na jawność, rozbicie klik i walkę z korupcję.

Taka jest geneza późniejszych akcesów takich ludzi jak Piotr Gliński czy z nieco innej strony, bo poprzez PO, Zyta Gilowska, Taka była też zdaje się, choć odrobinę wcześniejsza, ewolucja prof. Zdzisława Krasnodębskiego, ba Jarosława Rymkiewicza, dawnego wielbiciela Michnika. Sam znam zresztą takich ludzi, również w świecie dziennikarskim. Dla ludzi prawicy powinien być to powód do zadowolenia, nie wstydu.

Ale też powód do refleksji, pytania, czy taka operacja nie jest do powtórzenia. Czy nie da się złowić nowych dusz, zamiast ogłaszania, że wszyscy którzy naszych wyborów dziś bezkrytycznie nie czczą są draniami albo głupcami.

Świadectwem takiego przyciągania jest także Andrzej Duda. To historia z gatunku krzepiących. Oczywiście pozostaje problem nieujawnienie przez niego w porę tego epizodu. Myślę, że z jednej strony nie przywiązywał do niego znaczenia, z drugiej w świecie tak totalnej, manichejskiej polaryzacji, nie bardzo widział formułę, jak o tym powiedzieć. Drobny błąd i nic więcej.

Z mojej strony za to zachęta. Spróbujcie zobaczyć najnowszą historię w jej złożoności, a nie kroić ją na potrzeby aktualnych, choćby najbardziej uzasadnionych emocji.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych