Jan Pietrzak w Kalifornii: „W Polsce stosowana jest pedagogika wstydu, dlatego wstydzimy się polskiej historii, bo jej nie znamy”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wpolityce.pl
Fot. wpolityce.pl

Kilka dni temu na Dziki Zachód zawitał niekwestionowany mistrz satyrycznej szpady Jan Pietrzak. W północno-centralnej Kalifornii występował w San Francisco, Sacramento i w Martinez. Wybrałem się na występ w siedzibie powiatu Contra Costa, w Martinez, choć termin nie był szczęśliwy, bo w środku tygodnia o 7.30 wieczorem. Jednak jak można było się spodziewać przyjechało ok. 100 sympatyków tego popularnego barda satyry politycznej, z którego dowcipnym repertuarem większość zebranych zapoznała się jeszcze w PRL-u.

Artystę zaprosił Edmund Lewandowski, a gospodarzem było Stowarzyszenie Polsko-Amerykańskie wschodniej zatoki San Francisco. Pan Janek właśnie ukończył 77 lat, (z czego 55 lat w kabarecie!), ale z wczesno wiosennym wigorem zabrał nas na nostalgiczną rozrywkową przejażdżkę (na wstecznym) zaczynając od pierdołowatego i wyśmiewanego Gomułki, następnie przejeżdżając się po dorobku majestatu, według niektórych jego odświeżonej kopii odkopanej z metra w smoleńskim lesie, obecnego prezydenta Komorowskiego.

Nie dziw, że dokonywał tego ręką wirtuoza, podszczypując słabości i obnażając patriotyczną nagość i płochą niewydolność rządzących oficjeli. Jak pamiętamy staż w satyrycznym fachu Pietrzak szlifował już w kategorii kabaretu od 1960 r. w warszawskich „Hybrydach” (do 1967 r.), a następnie w swoim słynnym kabarecie „Pod Egidą”. U niego zaczynał 19 letni późniejszy bard „Solidarności” Jacek Kaczmarski, czy aktorka Krystyna Janda, nie wspominając innych tuzów polskiej satyry.

Oczywiście ostrze satyry nie mogło nie trafić w liczne gafy prezydenta Komorowskiego, który sam wypuszczony w lud, bez tłumika strzela sobie raz za razem w kolano. Tak, więc Pietrzak przeczołgał rozbawionych zebranych przez prezydenckie teorie n. t. deszczu spływającego do Bałtyku (powódź), przez kaszaloty z Danii, niepodległościowe baloniki w nowych różowych barwach narodowych, aż po podebrany kieliszek królowej Szwecji…

Prawem satyry artysta towarzyszył Komorowskiemu w japońskim parlamencie, kiedy prezydent dziarsko wskoczył na fotel speakera-marszałka jakby szukając wyżej swojego ulubionego żyrandola tak, aby jego dzielny giermek i fotograf Szogun mógł wykonać mu prezydencki portret… Pan Janek również odniósł się do hrabiowskiego pochodzenia Komorowskiego ustalając jego korzenie w bocznej linii (bocznica), która dochodzi do Ruskiej Budy…

PRL to było państwo stymulujące kabaret, kpił satyryk, że było wtedy niepisane prawo: widzisz cement, to kradnij! Z kolei odniósł się do państwowej edukacji rzucając uwagę, że w Polsce stosowana jest pedagogika wstydu, dlatego wstydzimy się polskiej historii, bo jej nie znamy. Dlatego mamy tak bezczelne kłamstwa jak „polskie obozy koncentracyjne”.

Odnosząc się do wojny Putina we wschodniej Ukrainie artysta skupił się na białym konwoju z czerwoną zarazą i ostrą bronią humanitarną (rosyjski wierzchowiec trojański). Zwrócił natomiast uwagę, że pomoc humanitarna to nowy wyższy szczebel wojskowej doktryny Moskwy, dotychczas poznaliśmy tylko pomoc braterską jak na Węgrzech w 1956 r., czy w Czechosłowacji w 1968 r., nie wspominając już o pomocy bratniej udzielonej Polsce w 1939 r….

Satyryk przypomniał, że napisał jakiś czas temu notę do Putina w związku z informacjami rosyjskich źródeł odnośnie rzekomo działających w Polsce obozów szkoleniowych faszystów i nacjonalistów. Skarżył się, że takiego obozu nie może znaleźć, więc prosi Putina o adres, bo chciałby się tam zapisać. Dostało się też byłemu premierowi Tuskowi, którego ulubioną zabawką były nożyczki, z którymi na ledwie rozgrzebanych drogach dopadał do wstęg, ustawicznie je psując, przecinając nawet, jeśli odcinek oddawanej drogi był krótszy od wstęgi… Byłemu premierowi artysta poświęcił piosenkę (O plagach Tuska). Tusk był znanym wrogiem lotnictwa, za jego pechowej 7 letniej kadencji samoloty spadały jeden za drugim, niestety często z ludźmi…

Według satyryka całe wojsko polskie to grupa rekonstrukcyjna prezydenta Komorowskiego, a sam rząd to Patrioty bez głowic… Inną osobą z rządu byłego premiera fascynującą Polaków był zakochany w czasomierzach minister transportu Sławomir Nowak, który jak się źle poczuje to nie biorą go do lekarza, tylko dzwonią po zegarmistrza…

Pietrzak kąśliwie zauważył, że główne media w Polsce nie bardzo znają się na kalendarzu, od 7 lat nie zauważyły zmiany w rządzie i ciągle korzystają ze starego scenariusza atakując i nabijając się z Kaczyńskiego i PiS…

Odnosiłem wrażenie, że satyryk wsłuchiwał się w reakcje zebranych i improwizował tak dowcipy i repertuar, aby jak najlepiej zaspokoić potrzeby odbiorców. W długim programie dokonał satyrycznego przeglądu również takich postaci jak Stalin, którego wybitnym zdolnością językoznawczym jest w stanie dopiero teraz dorównać nasz znakomity i utalentowany prezydent Komorowski. Artysta z podziwem odniósł się do programu Stalina, który przewyższał nawet program pralki automatycznej. Ostatnim etapem pralki było odwirowywanie, u Stalina mieliśmy jeszcze wieszanie…

Pietrzak przypomniał, że w PRL-u, za którym część Polaków zaczynają tęsknić, za jeden żart można było być wyrzuconym ze studiów, a nawet dostać 2 lata więzienia, ale jak tu się nie roześmiać jak w sierpniu 1980 r. klasa robotnicza obaliła ustrój … klasy robotniczej…

Jan Pietrzak satyryk, wprost pachnie wonnościami polskiego patriotyzmu. Z jego repertuaru monologów, pieśni, dowcipów przebija głęboka refleksja i rozczarowanie stanem polskiego państwa i podlotkowym stanem polskiego patriotyzmu. Jeszcze nie dorośliśmy, jeszcze błądzimy starzejąc się w swoim zaradnym egoizmie, a interes Ojczyzny leży jak pole niczyje. Dziś bliżej nam do bycia II PRL-em niż III Rzeczpospolitą.

W Polsce dziś rządzi koalicja, która wprost ucieka od wszystkiego, co polskie, ustami byłego premiera można powiedzieć: „polskość to nienormalność”. Wypada się z Panem Jankiem zgodzić, że największym naszym wkładem do Unii Europejskiej jest polskie poczucie humoru, inaczej można by z tym wszystkim zwariować…

Na dzień dzisiejszy symbolem Warszawy jest ciągle stalinowski straszak Pałac Kultury, gejowska tęcza i palma z małpami, a jeśli mamy naprawdę Wolną Polskę to powinniśmy myśleć jak wolni Polacy… Czy tak, źle jest z nami naprawdę? Pan Janek sam wierzy w święte polskie wartości, za które wielokrotnie nasza młodzież przelewała krew i oddawała swoje młode pełne niespełnienia życie, ale widzi też nową, jakość w nowym pokoleniu. Młode Polki i Polacy garną się do obcowania z bohaterami naszej historii, pielęgnują pamięć ich wspaniałych czynów dla dobra Niepodległej.

Jakby wychodząc naprzeciw rosnącemu zainteresowaniu patriotyzmem wśród młodych Polek i Polaków Jan Pietrzak z żoną Katarzyną zawiązali Towarzystwo Patriotyczne (Fundacja Jana Pietrzaka), którego głównym celem jest uczczenie 100 rocznicy Bitwy Warszawskiej przez zbudowanie w Warszawie pomnika, Łuku Triumfalnego. Jak mówi artysta:

Wdzięczność i pamięć wymaga od nas, aby w setną rocznicę przypomnieć o tym Polsce i światu. My dzieci, wnuki i prawnuki tamtych żołnierzy. Ponad doraźnymi podziałami, domowymi waśniami i burzliwymi zaszłościami… Zbudujmy pomnik. Łuk Triumfalny u wschodnich wrót Warszawy! Na miarę dawnego zwycięstwa i pokuty za lata hańby niepamięci. Na miarę naszej narodowej dumy i aspiracji

Fundacja posiada stronę internetową: Towarzystwo ruszyło z programem rozprowadzania cegiełek „Łuk Triumfalny”, ja na początek kupiłem sobie cegiełkę w nominale 50 i 100 zł chcąc, choć w tak skromny sposób uczestniczyć w tej jakże potrzebnej, wprost niezbędnej patriotycznej akcji. Nieco więcej informacji na ten temat znalazłem tu:

Pod koniec spotkania satyryk odśpiewał długo oczekiwaną słynną swego czasu na całym świecie pieśń: „Żeby Polska była Polską”, którą napisał w 1976 r. Artysta przypomniał, że była ona popularna na strajkach sierpnia’80. Niezliczoną ilość razy śpiewał ją dla Polaków w różnych miejscach i w różnej scenografii, na dachu tramwaju, na podnośniku, czy na balkonach. Pamiętamy, że w styczniu 1982 r. w ciemnym czasie stanu wojennego Jan Pietrzak był gościem prezydenta USA Ronalda Reagana w programie poświęconym uciemiężonej Polsce i tam właśnie flagowym utworem była ta pieśń: „Let Poland be Free”.

Oczywiście pod koniec pieśni „Żeby Polska była Polską” widzowie wstali bijąc oklaski. Owacje trwały kilka minut, więc artysta powrócił na scenę. Kiedy jeszcze mamy szansę powinniśmy organizować spotkania z ludźmi pokroju, dorobku i rangi Jana Pietrzaka. Nie zapominajmy o budowie Łuku Triumfalnego na setną rocznicę Bitwy Warszawskiej, każdy z nas może zostać właścicielem cegiełki tak, aby Polska była Polską szanującą swoją trudną i wspaniałą historię…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych