Czy prawdziwy Komorowski to ten noszący klamoty w Budzie Ruskiej i podający cielakowi palec do ssania?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Pokaż mi swoją kampanię, a powiem ci, kim jesteś. Ta prosta zasada sprawdza się w ogromnym stopniu podczas obecnych prezydenckich przedbiegów.

Kandydaci i ich sztaby nawet sobie nie zdają sprawy, jak się obnażają, jak mimowolnie pokazują to, co niespecjalnie chcieliby eksponować. Najczęściej nie jest to budujące, bo jednak głupio się patrzy, gdy ktoś - metaforycznie oczywiście - stoi bez majtek w miejscu publicznym i nie wie, co przykrył, a co mu wystaje. Jeśli uświadomić sobie, że chodzi o wybór głowy państwa, tak wielka dawka autokompromitacji, jaką obserwujemy w poczynaniach wielu kandydatów, zdecydowanie bardziej przygnębia niż bawi. No bo ściąganie majtek w publicznym miejscu to nie zabawa, lecz żenada.

Niespecjalnie warto analizować kampanie Magdaleny Ogórek i Adama Jarubasa, bo ta pierwsza konsekwentnie bawi się w nastolatkę uczestniczącą w konkursie, kto zrobi sobie więcej fotek ze znanymi i sławnymi, zaś ten drugi wciąż jest chłopakiem z akademika, który lubi sobie pośpiewać przy gitarze albo coś powiedzieć „ni z gruchy, ni z pietruchy”. Paweł Kukiz ma w sobie ogień, entuzjazm, antysystemowość i szczerość politycznego naturszczyka, ale kompletnie nie ma pieniędzy na kampanię i dlatego nie wykorzysta sporego potencjału. Janusz Korwin-Mikke tak usilnie stara się być odmienny od wszystkich, że powie każde głupstwo, byleby być w kontrze, co czyni z jego kampanii kabaret. Niezmienna jest tylko jego dziwna miłość do Władimira Władimirowicza Putina. Janusz Palikot jest natomiast tak żałosny, że nie warto się nad tym bankrutem znęcać, choć jego toksyczność nieustannie budzi niesmak. Marian Kowalski bardziej się kojarzy z siłownią niż polityką, a w wypadku Anny Grodzkiej i Wandy Nowickiej nie ma nawet o czym mówić, poza znanymi od lat marginalnymi głupstwami, które głoszą. Andrzejem Dudą zajmę się niedługo w osobnym tekście, więc pozostaje Bronisław Komorowski.

Z obserwacji kampanii urzędującego prezydenta można się dowiedzieć, że prawdziwy i szczęśliwy jest wtedy, gdy wynosi jakieś klamoty ze swojej chałupy w Budzie Ruskiej i krząta się w tamtejszym obejściu. Bronisław Komorowski świetnie się czuje, gdy da cielakowi possać palec, kiedy go oprowadzają po oborze. Jest w swoim żywiole, gdy w stylu sołtysa, ale nie tego współczesnego, lecz z filmu „Sami swoi”, pokrzyczy na politycznych przeciwników przychodzących na spotkania z nim. Objawia zadowolenie, kiedy w stylu górala zaczepianego przez turystów zagada do sprowadzonych na wiec dzieciaków. Czuje się usatysfakcjonowany, kiedy nie musi powiedzieć nic bardziej skomplikowanego niż to, co zwykle można usłyszeć u cioci na imieninach. Gdyby ktoś nie wiedział, że to prezydencka kampania wyborcza, mógłby pomyśleć, że śledzi reportaż z życia bardzo przeciętnego mieszkańca wielkopolskich Pobiedzisk czy mazowieckiego Kałuszyna, który to pan wrócił w rodzinne strony po kilku latach pobytu za granicą.

Oczywiście ta swojskość czy przeciętniactwo Bronisława Komorowskiego są w jakiejś części zagrane na potrzeby kampanii, ale pewnych rzeczy nie da się zagrać ani wyuczyć. Komorowski taki po prostu jest. Sprawia bardzo mocne wrażenie, jakby od lat nie czytał książek i nie tylko nie chodził do teatru, opery czy filharmonii, ale nawet do kina. Taki właśnie jest przeciętny mieszkaniec Pobiedzisk czy Kałuszyna i setek innych tego typu miejscowości. Tylko nikomu z nich nie przychodzi do głowy, by ubiegać się o najważniejszą funkcję w państwie, a Komorowski już ją od pięciu lat pełni i chce sprawować przez kolejną kadencję. Sam kandydat nie ma najmniejszych wątpliwości, że się do tego nadaje, choć jego publiczne wystąpienia dowodzą, iż znacznie bliżej mu do wiejskiego nauczyciela na emeryturze.

Nie chcę powiedzieć, że Bronisław Komorowski nie ma żadnych politycznych umiejętności, bo jednak w 2010 r. głosowało na niego prawie 9 mln Polaków i czymś ich przekonał. Podobnie jak przez pięć lat poszerzał swoje wpływy w obrębie władzy wykonawczej, w kontroli nad wojskiem, tajnymi służbami czy w PO, z której się wywodzi. W takim sensie nie jest to wcale tylko strażnik żyrandola. Ale jeśli pamiętamy sekretarzy generalnych sowieckiej partii komunistycznej, to trzęśli oni wielkim imperium i połową świata, choć nikt rozsądny nie dałby złamanego grosza za ich intelekt czy znane w demokracji polityczne kwalifikacje. Działali wewnątrz pewnej struktury, która zapewniała im efektywność. I tak jest zapewne z Bronisławem Komorowskim. Ale to każe zadać pytanie, czym jest ta struktura i gdzie właściwie ona funkcjonuje. I kim jest w niej Bronisław Komorowski? A jeśli jego cechy ujawnione w trakcie kampanii wskazują na coś, czego nie sposób uznać za wyuczone, to pojawia się pytanie, na kogo my właściwie głosujemy.

Rozziew między tym, jak się prezentuje kandydat Komorowski, a tym, jak funkcjonuje prezydent Komorowski jest zastanawiająco wielki. Nie znam właściwie polityka porównywalnej rangi na Zachodzie, w którego wypadku ten rozziew byłby równie widoczny i znaczący. Owszem, takie przykłady można znaleźć w Kazachstanie czy Uzbekistanie, ale to jednak inny świat i inny system sprawowania władzy. Tam prezydenci nie muszą się nawet wysilać w kampanii wyborczej, bo ona jest rozstrzygnięta, zanim się zacznie. Tylko to nie ma nic wspólnego z demokracją. Polska na razie nie jest Kazachstanem czy Uzbekistanem, ale kampania Bronisława Komorowskiego wygląda tak, jakby była. Dlatego nie ma w tej kampanii granicy obciachu i swego rodzaju prymitywizmu.

Ale skoro większość mediów, znowu tak jak w Kazachstanie czy Uzbekistanie, i tak uzna to wszystko za szczyt głębi i wyrafinowania, to po co się starać czy choćby udawać. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego miliony Polaków to kupują.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych