Prof: Żurawski: Zmniejsza się ryzyko inwazji na kraje bałtyckie. Rosja może więc wzmocnić inwazję na Ukrainie. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

wPolityce.pl: Rząd i szef MON Tomasz Siemoniak przekonują, że w tym roku Polska i NATO zacieśnią współpracę wojskową. Mowa o kolejnych zakupach amerykańskiego sprzętu, czy wspólnych ćwiczeniach. USA z kolei wysłały czołgi i inny sprzęt na Łotwę. Czy można mówić o przełomie w podejściu do bezpieczeństwa Europy Środkowej?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Rzeczywiście, lądowanie wojsk amerykańskich na Łotwie jest początkiem pewnego przełomu. To już nie są siły symboliczne, to już nie jest gest. Wysłano 750 rozmaitych pojazdów wojskowych, począwszy od czołgów, po śmigłowce. Biorąc pod uwagę region oraz fakt, że słychać deklaracje, wskazujące, iż siły USA zostaną na Łotwie tak długo jak będzie trzeba, mamy nową jakość. To jest odejście od zasady, podtrzymanej na szczycie w Newport, że NATO unika rozmieszczania znaczących sił na stałe na terytorium tzw. nowych państw członkowskich. Te tezy zniknęły, co w mojej ocenie jest głównie zasługą Amerykanów. Dominujące mocarstw NATOwskie wchodzi do gry. I należało się spodziewać, że jeśli ktoś podejmie realne decyzje w tej sprawie to właśnie Amerykanie. Tak się dzieje.

Do tej pory USA wycofywały się raczej z Europy Środkowej. Czy ta nowa ofensywa, o której Pan mówi, może zmienić relacje w naszym regionie?

Sądzę, że możemy mieć do czynienia z optymistyczną zmianą w naturze relacji w naszym regionie. Po 2007 roku, po przejęciu w Polsce rządów przez PO-PSL, mogliśmy obserwować odchodzenie Polski od grupy proamerykańskich krajów z Europy Środkowej. Ta nieformalna grupa powstała właśnie z racji poczucia zagrożenia rosyjskiego. Jednak rozpadła się przez politykę Warszawy, a potem również reset na linii USA-Rosja. To doprowadziło do rozbudowania niemieckiej strefy wpływów. Jednak warunkiem prowadzenia projektu Niemiec był spokój na odcinku Wschodnim. Gdy region znów zaczyna czuć niepokój z racji polityki Kremla, to szuka ochrony. Przede wszystkim w USA. A Waszyngton, jak widać, zaczyna wracać do Europy Środkowej. I dlatego mamy zmianę natury uwarunkowań politycznych w naszym regionie. Polska, która od czasów fiaska projektu tarczy antyrakietowej nie prowadziła żadnego poważnego nowego projektu z USA, rozpoczęło wspólne z krajami anglosaskimi szkolenia wojskowych na Ukrainie. Sądzę, że w tym kierunku będzie się rozwijała sytuacja. Sądzę, że decyzja w tej sprawie zapadła w USA.

Dlaczego Pan tak uważa?

Jedną z przesłanek jest analiza natury ostatnich kontaktów na linii USA-Polska. Zauważmy, że one odbywają się za pośrednictwem struktury ministerstwa obrony. To nie są kontakty z MSZ w Polsce, ale z MONem. Tu chodzi o bezpieczeństwo, więc jest to zrozumiałe. Jednak widać, że MSZ podlega w tych kontaktach pewnej marginalizacji. Sądzę, że takie decyzje wynikają nie z rozstrzygnięć polskich. To ważny sygnał polityczny. Uważam, że sytuacja obecnie rozwija się pozytywnie. Amerykanie pokazali, że będą podtrzymywali realnymi decyzjami gwarancje sojusznicze, jakich udzielili Europie w ramach NATO.

Co to oznacza dla sytuacji Ukrainy? Czy ona też może być spokojniejsza?

Sądzę, że obecnie zmniejsza się ryzyko inwazji na Łotwę czy kraje bałtyckie. Rosja może więc tym intensywniej dążyć do rozstrzygnięcia na Ukrainie. Czas na Ukrainie działa na niekorzyść Rosji, więc możemy się spodziewać wznowienia walk na większą skalę.

Pytałem niedawno na debacie dotyczącej zagrożenia wojną, czy Polska powinna rozpocząć debatę o przywróceniu poboru. W odpowiedzi usłyszałem zarówno od ministra Siemoniaka, jak i od posła PiS Krzysztofa Szczerskiego, że takie rozwiązanie nie jest obecnie potrzebne. Szef MON tłumaczył, że armia ma więcej chętnych niż potrzeb. Pana zdanie o poborze należy mówić?

Taka debata jest w Polsce potrzebna, jednak obecny czas bardzo jej nie sprzyja. Mamy w tym roku wybory prezydenckie i parlamentarne, więc nie przypuszczam, by którakolwiek z partii starających się o wygraną wystąpiła z takim programem i pomysłem. Obu polityków należałoby jednak zapytać, czy uważają, że pozytywnie został rozwiązany problem niedoborów rezerw osobowych. Tu nie chodzi o przygotowanie wojska na czas pokoju, ale czas wojny. Chodzi o to, jakie rezerwy mobilizacyjne są do dyspozycji w chwili zagrożenia. Pytanie kogo będziemy mobilizowali. Czy tych, którzy ukończyli szkolenia wojskowe w 2008 roku i wcześniej? Czy mamy może pomysł na inny sposób odtworzenia rezerw osobowych?

A mamy?

W mojej ocenie nie ma żadnej metody. Warto natomiast przeczytać opracowanie Grzegorza Kwaśniaka, który wskazuje, że przy obecnych siłach Polska byłaby zdolna ochraniać około 10 procent granicy wschodniej. Rozumiem politycznie wypowiedzi przytoczone przez Pana, jednak nie zmienia to faktu, że jest w tej sprawie problem. Nie rozwiąże się problemu zapewnienia zdolności mobilizacyjnych w dostatecznej skali, jeśli chodzi o rezerwy osobowe wojsku na bazie formacji ochotniczych czy grup rekonstrukcyjnych. O takich inicjatywach mówi się, żeby nie powiedzieć obywatelom prawdy, żeby nie trzeba było nakładać na nich dodatkowych ciężarów dotyczących obrony kraju.

Obecnie rząd wprowadza możliwość powołania na ćwiczenia wojskowe nie tylko żołnierzy rezerwy. To dobry krok?

Rzeczywiście nastąpiło poszerzenie możliwości armii do wzywania na ćwiczenia wojskowe Polaków. Być może to jest próba przywrócenia poboru, ale bez nazywania tak tego projektu. Przecież na ćwiczenia rezerwistów mają być wzywani nie tylko ci, którzy odbyli przeszkolenie wojskowe, ale również ci, którzy zostali zaliczeni do rezerwy bez przeszkolenia. Czym innym jest to więc niż formą powrotu do poboru? On jest przywrócony jedynie w ograniczonym wymiarze.

Media w Rosji spekulują na temat tego, co dzieje się z Władimirem Putinem. Pojawiają się wręcz spekulację czy Putin nie miał udaru mózgu. Czy w Pana ocenie ewentualna zmiana władzy na Kremlu mogłaby Europie wyjść na zdrowie?

Oczywiście, mogłaby. Zmiana na Kremlu otworzyłaby bowiem etap walki o władzę. Kręgi rządzące zajęłyby się nowym rozdaniem, a więc miałyby co innego na głównie niż prowadzenie skoordynowanej kampanii zewnętrznej. Sądzę, że zmiana w Moskwie mogłaby mieć dobre skutki. Naturą dyktatury jest to, że jej stabilność zależy od stanu i siły dyktatora. Jednak wiarygodność doniesień o złym staniem zdrowia Putina są na razie znakiem zapytania.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych