Zaskakujące sceny opisuje Agnieszka Romaszewska na swoim profilu na Facebooku. Dziennikarce grożono w czasie lotu z Wilna do Warszawy. Publikujemy wpis Agnieszki Romaszewskiej:
Dziwny incydent w czasie lotu z Wilna. Młody, czarniawy facet siedzący za mną razem z kolegą, zauważywszy ze steward zwrócił mi po polsku uwagę bym wyłączyła telefon, zaczął wypytywać się po angielsku w jakim języku mówię. (Najwyraźniej zauważył wymianę zdań pomiędzy mną a stewardem, bo ja co prawda telefon wyłączyłam, ale utyskiwałam, że na niektórych liniach to praktycznie już tego nie wymagają i dosyć marudziłam a z kolei steward był zdecydowanie nieprzyjemny). No i jak tylko steward odszedł, przyczepił się, grożąc, że on to mi ten telefon od razu połamie i ręce też. Stał się mocno agresywny zaczął wygłaszać do mnie jakieś przemówienia w kilku językach z udziałem łamanego rosyjskiego, gdzie wielokrotnie powtarzało się łamaną ruszczyzna „idi na ch…” i jeszcze parę innych „po matuszkie”. Na pytanie skąd jest i kim jest oświadczył, że jest „z Sycylii i niczego się nie boi, za to ja powinnam się bać”.*
Jakaś dziwna historia. Zastanawia mnie, czy to faktycznie byli żołnierze mafii na gościnnych występach w Wilnie czy goście byli jednak z Kaukazu. Poprosiłam skądinąd dość antypatycznego stewarda, o przesadzenie.
A cha, nie sadzicie że LOT w Wilnie powinien zatrudniać ludzi, którzy jednak mówią po polsku, a nie „zakutych” Litwinów, którzy Polakowi, w polskich w końcu liniach lotniczych, muszą koniecznie odpowiadać po angielsku? Byłoby to jednakowoż miło z ich strony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/236866-romaszewska-zastraszana-grozono-mi-polamaniem-rak-zaskakujacy-incydent-na-pokladzie-samolotu