Szymański: Opowiadano nam, że wybór Tuska będzie oznaczał dla Polski awans. A jego pierwsze 100 dni to kompletny paraliż. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

wPolityce.pl: Media donoszą, że mija właśnie 100 dni Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej. Jak Pan ocenia jego dorobek? Czy to, jak nam wmawiano, ważny dla Polski okres?

Konrad Szymański, były europoseł PiS: Trzeba dziś zwrócić uwagę na dramatyczny rozziew między propagandą, jaka towarzyszyła temu wyborowi, a realiami. Bez względu na to, jak patrzymy na traktatowe umocowania tego stanowiska, trzeba po 100 dniach zapytać, w jaki sposób rząd i PO opowiadały Polakom o tej nominacji. Opowiadano rzeczy niestworzone, obiecywano Polakom rzeczy niestworzone. Od początku to było mało realne. I ci, którzy zabierali w tej sprawie głos, powinni się odnieść do tego, co mówili przy okazji tego wyboru.

Może te 100 dni jednak uwiarygadniają tamtą narrację? Może okazało się, że Polska na tym bardzo zyskała?

Opowiadano nam, że wybór Donalda Tuska będzie oznaczał dla Polski awans w Europie, awans naszego kraju. To miało się przełożyć na to, że nasz głos w Europie będzie bardziej słyszalny. Tymczasem od czasów akcesji trudno znaleźć moment, w którym polski głos w sprawach dla Polski najważniejszych jest mniej słyszalny niż obecnie. Mówię o sprawach bezpieczeństwa i naszego wschodniego sąsiedztwa.

Może Tusk się dopiero rozpędza?

Rzeczywiście można powiedzieć, że 100 dni to za mało na całościową ocenę. Chętnie poczekam na zmianę obecnej sytuacji. Bo na razie w sprawach kluczowych dla kraju, w sprawach energetyki, sąsiedztwa, bezpieczeństwa, czy polityki klimatycznej, nie widzę żadnej korekty kursu UE. Unia w tych sprawach wciąż zachowuje się albo w sposób niewystarczający albo wręcz szkodliwy dla naszych interesów.

Mówił Pan o traktatowym umocowaniu szefa RE. Czy Donald Tusk mógłby zatem działać inaczej? Czy też jego misja wygląda tak, bo inaczej nie może?

Donald Tusk zbyt łatwo uwierzył, że polityka europejska polega na cyzelowaniu okrągłych deklaracji wyrażających „zatroskanie”, „oburzenie” itd. Każdą konfliktową sprawę UE chce ubrać w brukselski, niekończący się słowotok. Część działań UE, która chętnie operuje niejasnymi deklaracjami, ma na celu przykrycie swoje słabości. Jednak w Unii jest prowadzona realna polityka. Jeśli ktoś chce w nią wkroczyć, to musi być zdecydowany i przygotowany na konflikt, niekoniecznie przed kamerami, ale konflikt. Sądzę, że Donald Tusk przyjechał do Brukseli w przekonaniu, że można tego uniknąć. To zapewne jeden z powodów paraliżu przez pierwsze 100 dni.

Sądzi Pan, że możliwa jest zmiana tego stylu?

Przed Donaldem Tuskiem jeszcze sporo czasu, przynajmniej dwa lata. Jeśli on chce odcisnąć piętno na tym, co dzieje się w Brukseli, ewentualnie z korzyścią dla Polski, musi zdecydować się na to, by wystąpić nie tylko w roli wygłaszającego okrągłe zdania, coraz bardziej puste, ale musi być przygotowany na to, by szarpnąć politykę brukselską. To spowoduje napięcia i konflikty. Uważam, że Tusk za wszelką cenę będzie chciał uniknąć tych konfliktów i to go będzie paraliżowało. Powinien jednak pamiętać, że kiedyś wróci do Polski i będzie ze swoich lat w Brukseli rozliczony przez Polaków. To o wiele ważniejsze niż święty spokój w jednym z gabinetów niedaleko ronda Schumana.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych