Kurski: Konwencja Komorowskiego była pełna fałszu i kompletnie nierealnych problemów. NASZ WYWIAD

PAP: Grzegorz Momot/ Rafał Guz
PAP: Grzegorz Momot/ Rafał Guz

wPolityce.pl: Jak wypadła wczorajsza konwencja wyborcza prezydenta Bronisława Komorowskiego w porównaniu z konwencją Andrzeja Dudy?

Jacek Kurski: Konwencja Dudy była o niebo lepsza. Była energetyczna, prawdziwa. Realne problemy, realne emocje, realni ludzie. Kilka naprawdę wyjątkowych świadectw, jak to Lucjusza Nadbereżnego, prezydenta Stalowej Woli, przedstawiciela nowego pokolenia i nowego odkrycia na scenie politycznej. Było ono prawdziwe, energetyczne, ciekawe wizualnie , a przy tym bardzo polskie, swojskie a jednocześnie „do przodu”. Na tym tle konwencja Komorowskiego wydawał się statyczna, nudna, długa, mechaniczna i przewidywalna, generalnie smętna. Samo przemówienie Komorowskiego było senne, wręcz uciążliwe. Natomiast nie należy się za bardzo pocieszać tym porównaniem, ponieważ wczoraj mogliśmy zaobserwować, że obóz Platformy po kilku tygodniach spania przechodzi do kontrofensywy i ma tu pewne atuty. Atuty te oczywiście nie wynikają z ich kwalifikacji czy racji ale z przewagi medialnej. Przykład? Konwencja prezydenta była szeroko transmitowana, tak jak i wypowiedzi osób go popierających. To co mówił pan Sonik było np. transmitowane we wszystkich telewizjach. Podczas gdy na konwencji Dudy przemawiał Jerzy Zelnik, osoba o wiele bardziej rozpoznawalna społecznie niż Sonik, to jego świadectwa na rzecz Dudy w głównych mediach nie było. Nie było nikogo poza Andrzejem Dudą. Tu w całości transmitowano np. endorsment Władysława Bartoszewskiego, a w czymże on jest lepszy od Zofii Romaszewskiej, legendy opozycji i niekwestionowanego autorytetu moralnego, której nie pokazano w ogóle, itd. To jest więc pierwsza przewaga tego obozu, która się nam unaoczniła, iż wbrew wcześniejszym ustaleniom, że z konwencji Dudy pokazujemy jedynie samego kandydata, to już miesiąc później, na spotkaniu Komorowskiego mogliśmy usłyszeć kogo tylko chcieliśmy. I tu doskonale widać stronniczość mediów.

Inny przykład?

Proszę bardzo. Kwestia opublikowania przez prezydenta Komorowskiego książki. Przypomnijmy sobie jak została przeczytana i potraktowana książka Jarosława Kaczyńskiego w kampanii z 2011 roku, z której wychwycono tylko jeden fragment o Stasi i Angeli Merkel. Wtedy zrobiono z tej kwestii młot pneumatyczny na prezesa i na całe Prawo i Sprawiedliwość, i bardzo brutalnie i skutecznie rozegrano to w tej kampanii. Dziś mamy do czynienia z przynajmniej dwoma faktami ujawnionymi w książce Komorowskiego, które przy uczciwych mediach, powinny postawić go w dramatycznej sytuacji. Pierwszy to doniesienie, iż chciał on zabić szeregowego milicjanta w latach PRL. Nikt normalny działający wówczas w opozycji nie wysuwał pomysłów zabijania zwykłych, szeregowych milicjantów. To było zachowanie skrajnie nieodpowiedzialne, wręcz szalone i powinno się stać tematem debaty publicznej. Jak coś takiego może być przemilczane w przypadku urzędującego prezydenta!? A druga, równie kompromitująca, sprawa to wysyłanie przez Komorowskiego oddziałów ZOMO, na KPN-owców okupujących dworzec w Katowicach, w czasie gdy sam generał Kiszczak był temu ponoć przeciwny. Była to zupełnie dziwna postawa człowieka, już w wolnej Polsce, który broni dawnego systemu, coś jak później z obroną WSI. Obie te sytuacje powinny, przy normalnie funkcjonujących mediach, stać się poważnym problemem dla Komorowskiego, tymczasem nie są one żadnym kłopotem.

Mamy więc na konwencji Komorowskiego zgrane twarze, zgrane wypowiedzi i zgrane hasła straszenia PiS-em. Jak to się ma do hasła kampanii PO, w którym na pierwszym miejscu widnieje słowo „zgoda”?

To jak PO wyobraża sobie zgodę wyłożyła pani Kopacz czytając z kartki przemówienie, które na kilometr „leciały Kamińskim”. Mieliśmy więc straszenie PiS-em, Kaczyńskim, Dudą. Było to tak zgrane schematy, że aż wstyd, iż premier musiała odczytywać je z kartki. Kopacz przywołała schemat, iż „lider się schował i wystawił dublera”. Trzeba być odartym z jakiegokolwiek wyczucia i klasy, aby nie rozumieć, że mówimy o sytuacji, w której naturalny kandydat tego obozu zginął w katastrofie smoleńskiej. Oczekiwanie, że prezes Jarosław Kaczyński, który jest kandydatem partii do funkcji premiera będzie się też wystawiał w wyborach prezydenckich jest de facto naigrywaniem się z tej tragedii narodowej, która pozbawiła nas kandydata, którym mógłby być Lech Kaczyński. Tego rodzaju niskich i chamskich zagrań i zaczepek ze strony Platformy, jak choćby gag o meldowaniu wykonania zadania, było mnóstwo. Również w wykonaniu Komorowskiego. Określenie, że tylko „ślepiec nie może zauważyć, że mamy złoty wiek w Polsce” przejdzie do annałów jako potwarz wobec milionów Polaków, którzy żyją w biedzie, niedostatku lub na emigracji. Jest kpiną mówienie o „złotym wieku” przy tak wysokim długu publicznym, takim poziomie bezrobocia, depopulacji, przy załamaniu systemu emerytalnego i ochrony zdrowia. To była konwencja ludzi sytych, zadowolonych, którym jest świetnie i którzy kompletnie nie rozumieją współczesnej Polski. Komorowski nie potrafił zarysować żadnej ciekawej wizji, nie przedstawił żadnej ciekawej myśli, żadnej diagnozy obecnej sytuacji czy jakiejś propozycji na następne pięć lat. Jak trafnie ujął to Adam Bielan Komorowski sprawia wrażenie, iż „prezydentura mu się należy, nic nie będzie zmieniał i mamy na niego głosować”, i to jest cała propozycja obecnej głowy państwa.

Przy tak usłużnych przekaźnikach medialnych potrzeba się jeszcze samemu uciekać do manipulacji?

Tym łatwiej to się im udaje. Kuriozalnym przykładem manipulacji była statystyka przedstawiona przez Komorowskiego, o tym, że największa emigracja była w Polsce w latach 2005-2007. Trzeba być osobą nie w pełni władz umysłowych żeby nie skojarzyć tego faktu z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Nasz kraj przyłączył się do Wspólnoty w 2004 roku i było oczywiste, że pierwsze 2-3 lata są naturalnym momentem wyjazdów, ponieważ wreszcie stały się one możliwe, a rynek na zachodzie się otworzył. I pomimo tego, że w czasach rządów PiS przy 6 -7 proc. wzroście gospodarczym utworzyliśmy 1,3 miliona nowych miejsc pracy, to ta emigracja była czymś nie do uniknięcia. Więc tutaj prezydent Komorowski zwyczajnie kłamał jak z nut, porównując rzeczy nieporównywalne. Powinien bowiem porównywać obietnice Tuska, iż ludzie będą wracać z emigracji z tym czy rzeczywiście wracają. Niestety nie zrobił tego ponieważ wyszłoby na jaw, że nikt nie wraca, a mało tego – uciekł ten, który to obiecywał, czyli Donald Tusk na emigrację zarobkową do Brukseli. Więc to była jedna z takich bardziej ordynarnych manipulacji w przemówieniu Komorowskiego.

Zgodę po stronie PO już rozumiemy, a bezpieczeństwo?

Brzmiało ono kabaretowo w ustach człowieka odpowiedzialnego za żyrowanie rządów PO, podczas których rozzuchwalano Putina, uznawano go za naszego człowieka w Moskwie, dokonano sabotażu tarczy antyrakietowej, zgodzono się na brak realnych baz, instalacji i wojsk NATO w Polsce, nie przeciwstawiono się fikcji art. 5 traktatu NATO i brakowi planów ewentualnościowych, podpisano umowę SKW z FSB Putina, deklarowano gotowość sprzedaży ruskim Lotosu, opóźniono budowę Gazoportu, nie wykonano planów dozbrojenia polskiej armii. Czyli katastrofa na odcinku wystawienia Polski na niebezpieczeństwo ze Wschodu a PO na chama o bezpieczeństwie. To wszystko pokazuje, że łatwo nie będzie, druga strona przechodzi do kontrofensywy i musimy przedstawić nowe pomysły. Musimy wygrać przeciwko tym wszystkim zagraniom i przeciwko nieuczciwym mediom. Andrzej Duda musi włączyć drugi bieg.

Rozmawiał Łukasz Sianożęcki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych