Stało się: klub Twojego Ruchu, znaczy, jego, Janusza Palikota przestał istnieć. Enfant terrible naszej sceny politycznej rozwiązał swój własny twór pod osłoną nocy. I bez tego jego klub przestałby istnieć, bo czmychnęli z niego kolejni członkowie, ale, żeby nie było, że to z powodu tych ostatnich, Palikot rozmontował go własnymi „ręcyma”.
Jak twierdzą dezerterzy, coś-tam nie grało w kasie partyjnej i z płaceniem zusowskich składek. Ich dotychczasowy guru twierdzi, że z płatnościami wszystko jest ok., a wystąpienie jego ludzi z klubu to precyzyjnie planowana akcja, by mu w „odpowiednim momencie wbić nóż w plecy”.
Tak czy owak, Twój Ruch to już przeszłość. Gdyby ktoś nie wiedział, ruch w Ruchu jest najlepszym dowodem, że zbliżają się wybory. A że okręt skandalisty Palikota tonie i jego posłowie musieliby za parę miesięcy poszukać sobie jakiejś uczciwej pracy, woleli już poszukać możliwości prolongaty zatrudnienia w Sejmie na koszt podatników.
Były poseł TR Andrzej Rozenek bije się w piersi, że nie myśli „teraz”(sic!) o dołączeniu do PO, czy do PSL lub SLD, i diabli wiedzą gdzie. Wie co mówi, głowę ma nie od parady. Teraz, zaiste, byłoby to głupotą z kilku powodów: po pierwsze, najpierw będą wybory prezydenckie, po drugie, lepiej odczekać i zobaczyć jak będą wyglądały akcje poszczególnych udziałowców w Sejmie z końcem wiosny, po trzecie, tuż przed wyborami do parlamentu jego akcje mogą mieć największą wartość. Rozenek będzie mógł targować się nie tylko o pracę, lecz nawet o jakiś gabinecik w którymś z ministerstw. W każdym razie na to zapewne liczy.
Natenczas będzie „posłem niezależnym”. Jednak z pewnością zdaje sobie sprawę, że bez partyjnego zaplecza wysoko nie podskoczy, Sejmu ponownie nie zdobędzie, czyli, ażeby być wybranym, sam będzie w końcu musiał dokonać wyboru. Gdy już przycichnie wrzawa, gdy opadnie zdradziecki kurz, wtedy go dokona i jego nowe ugrupowanie będzie mogło zrobić spektakl na cztery fajerki, że właśnie na nie się zdecydował. Dość wspomnieć przygarnięcie przed kamerami przez premiera Donalda Tuska zbiega z SLD Bartosza Arłukowicza, który w nagrodę dostał od PO (na nieszczęście wyborców), posadę ministra zdrowia, czy przypadek Joanny Kluzik-Rostkowskiej, która karierę polityczną i ministerialną zaczynała w PiS, potem współtworzyła partię Polska jest Najważniejsza, a ostatecznie okazało się, że dla niej posada jest najważniejsza, niechby w rządzie przeciwników politycznych z PO.
Nie sposób pominąć szefa resortu obrony w rządzie PiS Radosława Sikorskiego, który w zamian za gabinet ministra spraw zagranicznych zabrał się publicznie za „dożynanie watahy” - swych dawnych protektorów politycznych, czy np. oddanego lewicy europosła Dariusza Rosatiego. Ten niegdyś uczelniany sekretarz PZPR, odrywał kupony aż w dwóch lewicowych rządach Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza, na stanowisku szefa polskiej dyplomacji. Gdy te padły, został europosłem Socjaldemokracji Polskiej, później był szefem Porozumienia dla Przyszłości (był taki twór), które miało mu zagwarantować reelekcję w Brukseli, jednak nie przekroczyło progu wyborczego, więc w 2011r. wystartował już z list PO do polskiego Sejmu i dzięki partii Tuska udało mu się powrócić w 2014r. do europarlamentu.
Janusz Palikot ma na takie na ramię broń własne określenie: „polityczna prostytucja”. Ja bym nazwał wyżej wymienionych politycznymi konwertytami, ale - skoro Palikot definiuje ich tak bezpardonowo, skłonny jestem ustąpić, w czym ma racje w tym ma.
Tyle, że wcześniej sam Palikot „odbijał się od ściany do ściany”, jak wypomniała mu gospodyni „Kropki nad i”. Wprawdzie Monika Olejnik Palikota nie lubi od chwili, gdy wziął rozbrat z PO, ale nadal jest jej przydatny, bo nikt tak soczyście nie lży PiS i byłemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, jak polityk z Biłgoraju, do spółki z posłem z Kałęczewa Stefanem Niesiołowskim.
Jedno wszakże trzeba Palikotowi oddać: gdy znielubili się z Tuskiem, honorowo oddał mandat poselski i zaczął budować swój ruch od podstaw. I ma rację, że to na jego plecach przeniewiercy z TR wjechali do Sejmu, których „skompletował z facebooka”, a którzy dziś nie kwapią się do zwrotu przez niego wywalczonych mandatów. Na czym polega „prostytucja polityczna”? Przychodzi do danego delikwenta poseł PSL, często szef klubu Jan Bury, i mówi: masz niespłacone kredyty, twoja żona nie ma pracy, my zagwarantujemy ci robotę… - objaśnił sam Palikot - i delikwenci „bez charakterów” idą jak w dym.
Nie wiem, czy właśnie na tej zasadzie przeszło w grudniu 2014r. do ludowców sześciu sejmitów Twojego Ruchu (warto pamiętać: Artur Dębski, Tomasz Makowski, Paweł Sajak, Henryk Kmiecik, Michał Pacholski i Artur Górczyński), ale fakt faktem, z wyjątkiem dwóch ostatnich, każdy próbował wcześniej zaistnieć w polityce a to z list PO, to Stronnictwa Demokratycznego, czy np. Ligi Polskich Rodzin i prawie każdy próbował przeskoczyć z Sejmu do europarlamentu (wszyscy bezskutecznie).
Konwertytów politycznych jest u nas co niemiara. Byli posłowie TR Maciej Banaszak i Krzysztof Kłosowski, również niedoszli europarlamentarzyści, uciekli w sierpniu do SLD. Przed nimi plecy pokazali Januszowi Palikotowi na rzecz prezesa PSL Janusza Piechocińskiego sejmici Halina Szymiec-Raczyńska, Bartłomiej Bodio, Dariusz Dziadzio i Artur Bramora. Gdy opuszczali Twój Ruch, Andrzej Rozenek komentował:
„Wyszło szydło z worka, widać, o co im chodziło od początku. Sam poseł Bodio powiedział, że negocjowali ze wszystkimi klubami i wybrali ofertę tego, który dał najwięcej”…
I dalej:
„Jest mi tylko wstyd, że weszli do Sejmu z naszych list, ale myślę, że to jest jednorazowa przygoda i więcej w Sejmie ich nie zobaczymy”.
Czy dziś „niezależnemu posłowi” Rozenkowi jest wstyd za samego siebie? Wątpię, to przecież „taki talent”, zanęcają go członkowie innych klubów. Kolejni partyjni koledzy Rozenka, Marek Domaracki i Jan Cedzyński oddali się do dyspozycji przewodniczącego Leszka Millera, co wówczas jeszcze poseł TR Robert Biedroń skwitował:
„SLD zbiera po nas tych, których chcieliśmy się pozbyć”…
— i oskarżył ich o pijaństwo. Widać Sojuszowi to nie przeszkadzało, bo przyjął ich z otwartymi ramionami. Poseł SLD Marek Balt nie krył radości z rozpadu partii Palikota:
„To koniec bezideowego chama”…
Lista partyjnych przechrzt nie tylko z Twojego Ruchu jest dłuuuga. Do przodowników należy m.in. Jan Filip Libicki, swego czasu działacz Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego, potem w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, w Przymierzu Prawicy, następnie w PiS, który pomógł mu zdobyć fotel w Sejmie, później czynownik Polski Plus, klubu PjN, wreszcie - PO, na której grzbiecie wjechał w ostatnich wyborach do Senatu. Podobnie poseł Jacek Tomczak, który ma na koncie członkostwo w Konfederacji Polski Niepodległej, ZChN, Przymierzu Prawicy i PiS, skąd dostał się do Sejmu, po czym zamienił tę partię na koło Polski Plus, następnie na PjN, którą tuż przed wyborami do Sejmu w 2011r. przehandlował za miejsce na liście PO. Podobnymi przykładami można rzucać jak z rękawa.
Można rzec, nasi politycy do perfekcji opanowali zasady funkcjonowania demokracji. Przedwyborcze kupczenie ciałem i duszą wręcz kwitnie. I będzie trwało dopóty, dopóki sami wyborcy tego nie wyeliminują. Największą bowiem karą dla społeczeństwa, które nie interesuje się polityką, jest to, że rządzą nim ci, którzy się nią zajmują…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/236307-przedwyborcze-kupczenie-palikot-nazywa-to-polityczna-prostytucja-w-czym-ma-racje-w-tym-ma