Grzegorz Górny: Polska miała być liderem Europy Środkowej, stała się wielkim samotnikiem w regionie

fot. kprm.gov.pl
fot. kprm.gov.pl

W 2010 roku portal WikiLeaks ujawnił tysiące tajnych dokumentów administracji amerykańskiej. Wśród nich znajdowały się także raporty i analizy dotyczące polityki zagranicznej Polski. Dyplomaci USA w poufnej korespondencji do centrali pisali, że Polska za prezydentury Lecha Kaczyńskiego wyrasta na rzeczywistego lidera Europy Środkowej.

Jako przykład zmysłu przywódczego, zdolności operacyjnych oraz dyplomatycznego kunsztu Warszawy podawano zwłaszcza wspólny wyjazd przywódców naszej części kontynentu do Tbilisi w sierpniu 2008 roku, by bronić zagrożonej niepodległości Gruzji. Zwracano też uwagę, że Lech Kaczyński jest głównym adwokatem GUAM, czyli grupy krajów złożonej z Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu i Mołdawii, która postawiła sobie za cel stworzyć alternatywne wobec Rosji źródła zaopatrywania się w ropę naftową i gaz ziemny.

Można powiedzieć, że z powodu swego położenia geopolitycznego, potencjału demograficznego oraz tradycji historycznych to właśnie Rzeczpospolita ze wszystkich krajów Europy Środkowej była najbardziej predysponowana do tego, by odgrywać w niej rolę regionalnego lidera.

Taką nadzieję żywił zresztą Viktor Orban, który wiele razy zabiegał o odnowienie idei Międzymorza, czyli sojuszu państw położonych między Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym. Nieprzypadkowo dwa razy po swych wyborczych zwycięstwach – w 2010 i 2014 roku – wybierał Warszawę jako stolicę, do której przyjeżdżał ze swą pierwszą oficjalną wizytą. Jego oferta była jednak przez polskie władze regularnie odrzucana. Rząd Platformy Obywatelskiej nie ukrywał, że – używając terminologii futbolowej – gra w Lidze Mistrzów, czyli tworzy Trójkąt Weimarski razem z Francją i Niemcami, a nie pałęta się po jakichś niższych ligach z peryferyjnymi Węgrami czy Litwinami.

Z perspektywy Wilna, Rygi, Tallina, Pragi, Bratysławy, Budapesztu czy Bukaresztu gabinet PO był przez lata uważany za najbardziej prorosyjski rząd w Europie Środkowej. Już pod koniec 2008 roku – a więc trzy miesiące po rosyjskiej agresji na Gruzję – strona polska zniosła swój sprzeciw wobec rozmów o wejściu Rosji do OECD oraz wobec negocjacji nowej umowy UE – Rosja. W ten sposób rząd w Warszawie pozostawił ze swym wetem osamotnioną Litwę.

Przez lata władze III RP demonstrowały „nowe otwarcie” w stosunkach z Kremlem. Donald Tusk nazywał wprost Putina „naszym człowiekiem w Moskwie”. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow spotykał się na zamkniętej naradzie z polskimi ambasadorami. Śledztwo w sprawie tragedii smoleńskiej oddano całkowicie w ręce Rosjan.

Te wszystkie wydarzenia utwierdzały kraje naszego regionu w przekonaniu, że Polska zrezygnowała z roli lidera potencjalnego bloku państw między Rosją a Niemcami. Kraje bałtyckie zrozumiały, że nie mogą liczyć na Polskę i zaczęły zacieśniać więzy głównie z Wielką Brytanią i Szwecją.

Gdy w 2012 roku w Gruzji odbywały się wybory parlamentarne, jedynym przywódcą europejskim, który przybył do Tbilisi, by wesprzeć Micheila Saakaszwilego, był Viktor Orban. Nie było nikogo z Warszawy ani z innej stolicy. Być może wtedy zrozumiał on, że solidarność środkowoeuropejska jest tak naprawdę fikcją, i że każdy kraj naszego regionu może wobec Rosji i wobec Niemiec liczyć tylko na siebie. Premier Węgier postanowił więc rozgrywać swoją samodzielną grę pomiędzy Moskwą a Berlinem.

Także pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej zrozumiały, że nie mogą liczyć na Polskę. Czechy i Słowacja wspólnie z Austrią powołały więc do istnienia nowy alians, tzw. trójkąt sławkowski, od nazwy miasta Slavkov na Morawach, gdzie spotkali się w styczniu tego roku przywódcy tych trzech krajów. Praga, Bratysława i Wiedeń postanowiły, że stworzą razem

platformę współpracy w zakresie infrastruktury i transportu, bezpieczeństwa energetycznego, relacji transgranicznych, zatrudnienia młodzieży, społecznego wymiaru integracji europejskiej oraz kontaktów z krajami sąsiadującymi z Unią Europejską.

Polska pozostaje więc w regionie coraz bardziej osamotniona. Na dodatek „gra w Lidze Mistrzów” okazała się mrzonką. Warszawa nie stała się bowiem równoprawnym członkiem Trójkąta Weimarskiego. Widać to czarno na białym w przypadku wojny na Ukrainie. Konflikt w tym kraju jest bowiem dla Polski priorytetową kwestią bezpieczeństwa narodowego. To właśnie polityka wschodnia oraz relacje z Kijowem miały być specjalnością Warszawy w ramach Unii Europejskiej. Tymczasem we wszystkich rozmowach, gdzie decydują się losy Ukrainy, brakuje uczestników z Polski. Jest Francja i są Niemcy. Polska natomiast pozostaje wielkim nieobecnym podczas wszystkich kluczowych negocjacji.

I tak wygląda bilans polskiej polityki zagranicznej ostatnich lat. Z kraju, który był realnym liderem regionu (co poświadczali w swojej wewnętrznej korespondencji sami przedstawiciele administracji amerykańskiej), przeistoczyliśmy się w wielkiego samotnika, który nie aspiruje już do podmiotowości na arenie międzynarodowej.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych