Zirytowany Ziemkiewicz bywa bardziej irytujący niż obiekt jego irytacji

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PiS/YT/KPRM
Fot. PiS/YT/KPRM

Tak jak najpiękniejsza jest Nike, kiedy się waha, tak najbardziej irytujący jest Ziemkiewicz, kiedy jest zirytowany. Najprościej byłoby to opisać w jego nowym stylu. Czyli na przykład: „Do jasnej cholery, w mordę jeża nietoperza - Rafał A. Ziemkiewicz rżnie głupa, twierdząc, że przyczyną wyborczych porażek PiS są „długi ozór” i „fanfaronady” Jarosława Kaczyńskiego!”.

Najłatwiej byłoby wypomnieć mu w imieniu wszystkich, których jego wypowiedź o winach Kaczyńskiego zwyczajnie mierzi, wszystkie jego ostatnie „fanfaronady”, czy wciąż jeszcze żywe w obiegu publicznym konsekwencje jego z kolei „długiego ozora” - na Twitterze. Nawet nie zacytuję, zresztą wierzę, że niezależnie od udanych prób ratowania kilku liter Rafał jednak coś na kształt wirtualnej zgagi po tamtych wpisach ma. A może tylko chcę w to wierzyć? Może rzeczywiście jego ranga, rozdrabniana na dobre i rozmieniana na drobne, czyni z niego już wyłącznie partnera do bluzgów z Jasiem Kapelą i Karoliną Korwin-Piotrowską? Znowu - wierzę, że nie.

Czas na cytat z niedawnego tekstu Rafała dla „Do Rzeczy”, w którym oprócz sensownej próby wytłumaczenia wymuszonej „rusofilii” Viktora Orbana i stwierdzeń, pod którymi mogę się podpisać obiema rękami – o mądrości Węgra dbającego bardziej o Węgrów niż Niemców czy Francuzów, umieszcza autor kilka akapitów, których nie sposób tłumaczyć inaczej niż ostatecznym przekonaniem o własnej nieomylności - już nie tylko na Twitterze, ale i w realu.

Najbardziej bowiem niezwykły jest fragment końcowy, w którym Ziemkiewicz wali ogniem ciągłym, jak na Ziemkiewicza ostatnio przystało – w PO i PiS po równo. W PO – bo premier Kopacz była wobec Orbana oschła, w PiS – bo Kaczyński odpuścił sobie spotkanie z premierem Węgier tuż po imperialnej wizycie u niego prezydenta Rosji. Ziemkiewicz nie ogarnia oczywistości, że spotkanie Orban - Kaczyński powodowałoby wizerunkowe straty dla PiS oraz niekończący się sobieniowszczyzm na konferencjach („Jak pan może, panie prezesie, spotykać się z przyjacielem człowieka, którego prawica oskarża o zbrodnię smoleńską?!”, „Premier Kopacz MUSIAŁA się spotkać, ale pan NIE MUSIAŁ. Dlaczego NISZCZY pan wspólną politykę europejską?!”.

Nie chce mmi się nawet zgadywać, jakie działa wytaczałby wtedy przeciwko Kaczyńskiemu i jego „sekcie” szanowany kolega Rafał. Na razie jednak grzmi tak:

Pani, pani premier, wiodąca kraj do katastrofy i sprowadzająca go do roli niemieckiego bantustanu? Panu, panie prezesie, który przez swój długi ozór i fanfaronady przegrywa wybory za wyborami, jakby obowiązkiem polityka wobec swojego kraju nie było go naprawiać, a tylko dogadując z kanapy mieć rację, co rządzący robią nie tak? Kimże się, do cholery, czujecie, i jakimże prawem się tak nadęliście wobec polityka, który powinien być dla was niedoścignionym wzorcem?.

Hm, Orban jako niedościgniony wzór (bo nie „wzorzec”) dla dwojga polskich premierów, mimo – powtórzę – wielkiego uznania i podziwu za wszystko, co uczynił, zanim nie zaczął kłaść dłoni na wolności słowa i Internecie, to teza jednak ryzykowna. Jestem jednym z ostatnich, którzy broniliby w jakiejkolwiek sprawie premier Kopacz, ale jednak napiszę. Po pierwsze: zarówna ona, jak i szef PiS są ludźmi WYBRANYMI w legalnych, niesfałszowanych wyborach. Po drugie: udawanie, że to „długi ozór” Kaczyńskiego przyczynia się do porażek PiS, a nie przede wszystkim to, co robią z każdym jego słowem sprostytuowane w dużej części media mainstreamowe, także te, do których Rafał coraz chętniej bywa zapraszany - jest czymś niestosownym w wykonaniu studenta choćby dziennikarstwa, już nie mówiąc o autorze tylu książek. W przypadku własnych makabrycznych wypowiedzi (przy których żadna wypowiedź Kaczyńskiego nie może być traktowana jako kompromitująca) Ziemkiewicz szybko dostrzegł wzmożoną i skuteczną kampanię medialną mającą go zdyskredytować. W przypadku Kaczyńskiego ostrzeliwanego 24 godziny na dobę już nie widzi? Niewiarygodne.

Znowu więc pewnie trzeba oprzeć się łatwiźnie, jaką stało się w ostatnich miesiącach wyłapywanie u Rafała dramatycznych sprzeczności i argumentów wyssanych z palca bez tak charakterystycznego kiedyś dla niego twardego oparcia w rzeczywistości - chociaż znowu korci, by autorowi przystawić przed oczy lustro, a potem powtórzyć niemal słowo w słowo jego wybuch, jak sam pisze, irytacji. Leciałoby to tak:

Panu, panie autorze, który przez swój długi ozór i fanfaronady odpycha ludzi od prawicy, jakby obowiązkiem publicysty wobec swojego kraju nie było go naprawiać, a tylko dogadując z kanapy mieć rację, co opozycja robi nie tak? Kimże się, do cholery, pan czuje, i jakimże prawem się tak nadął wobec polityka, który powinien być dla niego niedoścignionym wzorcem?

Hm, tylko kilka poprawek, a jak leży, co? Choć „niedoścignione wzorce” w polityce zostawiam jednak Rafałowi. Mnie to aż tak nie bierze.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych