Prezydent Bronisław Komorowski rozpoczął walkę o reelekcję. Mocnym akcentem. Opuścił pałac i „spotkał się z seniorami” z Nieporętu. Czemu nie z emerytami, lecz z seniorami, jak poinformowała media jego kancelaria? Niby mała różnica, a jednak…
Słowo „emeryt” kojarzy się w naszym kraju raczej ze starczą biedą, z ubóstwem, z koniecznością oszczędzania na wszystkim i nierzadko na niezbędnych lekach, by starczyło pieniędzy na czynsz i inne podstawowe opłaty. W tym kontekście zagajenie prezydenta w Nieporęcie:
To co się dzieje z ludźmi starszymi, jakie jest ich miejsce w społeczeństwie i jak oni sobie radzą, co wnoszą do życia, jest sprawą absolutnie pierwszej wagi
— mogłoby zabrzmieć jak prowokacja. Przy okazji dostojny gość mazowieckich seniorów wykazał swą owocną miłość do ojczyzny. Pochwalił mianowicie podaną szarlotkę, która:
ma walor nie tylko smakowy, ale i patriotyczny, bo jak by nie było, z polskich jabłek…
— podkreślił.
To wielka sztuka umieć podstawić sobie nogę, a prezydent opanował ją do perfekcji. Na starcie jego wyborczej ofensywy szef pałacowego sztabu Robert Tyszkiewicz wrzucił do internetu zdjęcie ulotek z podobizną lidera PO i podpisem: „Nasz prezydent”.
Podobno było to „przemyślane działanie, które wynikało też z prośby Bronisława Komorowskiego”, stwierdził. Nie wyjaśnił przy tym, o co właściwie prosił pan prezydent, o to, że miało być „nasz” w sensie ogólnonarodowym, co oznaczałoby, że narzuca wszystkim Polakom własny wybór siebie, czy „nasz” w rozumieniu członków Platformy, czy też ujawnienie ulotek z tym hasłem miało odwrócić uwagę opinii publicznej od innej, przedwyborczej wpadki: informacji, że w 1989 r. wówczas dyrektor w Urzędzie Rady Ministrów, obecnie prezydent RP Bronisław Komorowski nasłał… milicję na opozycjonistów żądających wycofania wojsk sowieckich z Polski.
Wychodzi na to, że Komorowski bronił Stalinogrodu, pardon, Katowic, które przejściowo nosiły te nazwę na cześć sowieckiego przywódcy-okupanta naszego kraju. Ponoć nawet komendant MO wzbraniał się przed tą akcją i przypominał Komorowskiemu, że Śląsk ma w pamięci tragiczną interwencję w kopalni Wujek…
Ja jestem tu od polityki, a pan od utrzymywania porządku, proszę wykonać
— pouczył go Komorowski i - do czego się przyznał - oglądał interwencję milicjantów z ukrycia.
Ot, takie wspomnienia „naszego prezydenta”, znaczy, waszego, czy ich, sam już nie wiem, jak określić głowę naszego państwa, jabłczanego patrioty pośród seniorów. Nie da się ukryć, Ale - fakt faktem - Bronisław Komorowski pełni najwyższą godność w Rzeczypospolitej, więc choćby tylko z tego tytułu jest i moim prezydentem, a ja szanuję demokratyczny wybór większości społeczeństwa. Można rzec, szanuję „w bulu i nadzieji”…
Jakim jest prezydentem? Przede wszystkim człowiekiem „czynu” i „odwagi”. Ostatnio np. odważył się pojechać do Kijowa, by w rocznicę masakry na Majdanie uczestniczyć w Marszu Godności. Dla przypomnienia, gdy swego czasu „Gazeta Wyborcza” spytała, czy Gruzini mogliby liczyć na niego tak jak na śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Komorowski odparł:
Aż tak na pewno nie. Bo ja nie pojadę na granicę tylko dlatego, że wymyślił to sobie prezydent Gruzji.
W kontekście ostrzelania konwoju, w którym jechał prezydent Lech Kaczyński, konstatował z osobliwym poczuciem humoru, ni to z żalem:
Jaka wizyta, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić w samochód to trzeba ślepego snajpera.
W swym politycznym zacietrzewieniu jeszcze nie prezydent Komorowski nie marnował żadnej okazji do kpin z głowy własnego państwa:
Prezydent odniósł sukces w Brukseli, bo zdobył krzesło. Jeśli to ma być miarą jego sukcesu, to ja bym się na jego miejscu spalił ze wstydu
— recenzował blokowaną przez premiera Donalda Tuska wizytę Lecha Kaczyńskiego w Brukseli.
Podobnymi przykładami można sypać jak z rękawa. W przeciwieństwie do mnie, marszałek Sejmu Komorowski żadnego szacunku nie miał do demokratycznie wybranego prezydenta RP w wolnych, bezpośrednich wyborach. Wykazał natomiast wielki szacunek dla prezydenta wybranego pod przymusem w „połowicznie wolnych wyborach”, generała Wojciecha Jaruzelskiego, byłego sowieckiego agenta, który budował, utrwalał i bronił komunizmu w rosyjskim protektoracie, w tzw. Polsce Ludowej.
Jako zwierzchnik Sił Zbrojnych żegnam zasłużonego żołnierza frontowego, który na polu walki z hitlerowskim najeźdźcą dał dowody żołnierskiego męstwa i poświęcenia dla ojczyzny
— perorował wzniośle na pogrzebie autora stanu wojennego. Nieco inaczej brzmiały słowa Komorowskiego nawet w obliczu smoleńskiej tragedii:
Miał wiele walorów, wiele zalet, ale niewątpliwie był bardzo uwikłany w lojalność wobec własnego brata
— straszył po sąsiedzku ekspremierem i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, podczas wideoczatu w Moskwie, którego treść rozpowszechniła „Rzeczpospolita”.
Trzy tygodnie po tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego pełniący wówczas obowiązki prezydenta Komorowski podsumował:
Państwo polskie w obliczu dramatu katastrofy pod Smoleńskiem i jej skutków zdało egzamin. Trzeba dzisiaj wszystkim obywatelom państwa polskiego powiedzieć, że zdaliśmy razem ten trudny egzamin i mamy prawo być dumni ze współczesnego państwa polskiego.
O tym zdanym egzaminie i dumie polskich władz najlepiej świadczy to, co wydarzyło się później nie tylko na marginesie „śledztwa”, czy choćby wrak samolotu polskiego prezydenta przetrzymywany do dziś przez Rosjan.
Wąsy maja to do siebie, że odrastają
— pokpiwał już prezydent Komorowski po zgoleniu zarostu i zmianie swego wizerunku zewnętrznego. Ale zdjęcia z wąsami pozostają. Jak np. to, gdy w 2011 r. gościł w Wilanowie kanclerz Angelę Merkel i prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, co miało świadczyć o aktywności nowego prezydenta RP w polityce międzynarodowej, o wskrzeszeniu przez niego Trójkąta Weimarskiego, rzekomo zrujnowanego przez poprzednika, i o wzroście prestiżu naszego kraju. Dzisiejsze znaczenie tej figury płaskiej najlepiej obrazuje wyrugowanie Polski przez Niemcy i Francję z negocjacji w sprawie Ukrainy z Rosją. W archiwach pozostają też zdjęcia, gdy nasz prezydent z wąsami stoi pod parasolem, a Merkel i Sarkozy mokną na deszczu, czy np. to, gdy jako pierwszy rozsiadł się w fotelu, ku osłupieniu swych dostojnych gości.
Równie powszechnie znane jest także poczucie humoru „naszego prezydenta”. Wykazywał się nim już jako marszałek, jak np. w kwestii urody mieszkanek Danii, które tak oto scharakteryzował po wizycie na okręcie królewskiej marynarki wojennej tego kraju:
Dunki nie są najpiękniejszymi kobietami, a to były… kaszaloty…
Udowodnił też nie raz, że potrafi nawet mówić wierszem. W okolicznościowym wystąpieniu na 25.leciu przyznania Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla, Komorowski rymował:
Lech Wałęsa zuch! Starczy na tych dwóch…
Tkwi w nim także prawdziwy mężczyzna, co wykazał podczas seksistowskiego podziękowania posłankom PO za udzielone mu poparcie:
Wielkie dzięki, ale przyznam, że gdy tyle pań dookoła, nie wybory mi się marzą, ale inne kwestie zgoła…
Czy, jak z kolei rymował na prawyborach w PO:
To nie żadna wpadka oddać głos na Radka. Tym bardziej nie wiocha, gdy się Bronka kocha.
Że dworuję sobie z głowy naszej Najjaśniejszej? Ależ skądże, przecież to nie mówiłem ja. Poza tym, - jak twierdzą kochający Bronka i politycznych mocodawców z PO - portal wPolityce.pl i tygodnik „W Sieci” to przecież „ściek braci Karnowskich” i wiadomo, co notabene zrymował na swej stronie internetowej sam „nasz prezydent” Komorowski:
Gdy spytasz PiS-owca, która jest godzina, odpowie: nie wiem, to Platformy wina.
Walka wyborcza trwa. Ubiegający się o reelekcję prezydent „spotkał się z seniorami” z Nieporętu. Tuż przed jego wizytą gmina dostała nowy wóz strażacki za 694,5 tys. zł. Oprócz tego, w Nieporęcie jest parafia p.w. Niepokalanego Poczęcia, ale tego akurat z prezydentem Komorowskim bym nie wiązał…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/235016-cala-wiocha-bronka-kocha-czyli-jak-prezydent-bronislaw-komorowski-walczy-o-reelekcje-bez-wasow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.