Duda wypadł świetnie. A jednak się boję. Nie o kampanię, a o Polskę

Fot. PAP/R.Guz
Fot. PAP/R.Guz

Andrzej Duda zaprezentował w blasku kamer i w poważnej, nie wiecowej a seminaryjnej atmosferze, swój program w dziedzinie polityki zagranicznej. Brakło na ten temat choćby wzmianki w TVN-owskich Faktach, padło zaledwie kilka zdań w Wiadomościach.

Potem znowu padną zarzuty, że kampania jest niemerytoryczna, a Andrzej Duda to nieuleczalny populista i demagog. Ale cóż, nie wymagajmy zbyt wiele – jutro produkować się będzie na ukraińskim Majdanie Bronisław Komorowski. Cieszę się, że polski prezydent tam będzie, ale przypomnę nieco złośliwie i za Janem Rokitą, że gdyby miał większy wpływ na sytuację przed rokiem, Janukowycz może do dziś byłby prezydentem.

Igor Janke i jego Instytut Wolności stworzył warunki do poważnej debaty o sytuacji międzynarodowej. Zaprosił wszystkich kandydatów, a Andrzej Duda skorzystał z okazji jako pierwszy. Zignorowanie w dużej mierze tego wydarzenia przez główne media (nie wiem, jak było z bezpośrednimi relacjami, bo byłem wtedy na sali) to porażka obywatelskiego modelu uprawiania w Polsce polityki. Kolejna.

Wyjściowe wystąpienie Andrzeja Dudy wydało mi się poprawne, ale gładkie i przewidywalne. To na przykład oczywiste, że kandydat prawicy będzie apostołem polityki historycznej, promocji polskiej marki zagranicą i kontaktów z Polonią. Komorowski ma na swoim koncie w tej mierze pewne zasługi (patronat nad berlińską wystawą poświęconą Powstaniu warszawskiego), ale ma też fatalne wpadki – brak reakcji na serial „Nasze matki, nasi ojcowie” czy twierdzenie, że cały naród polski odpowiada za Jedwabne.

Wierzę, że jakikolwiek kandydat PiS zmieniłby to na lepsze, a Duda zrobiłby to sensownie i z taktem. Ale doceniając rozmaite pomysły organizacyjne na skuteczniejsze oddziaływanie na zagranicę, czekałem na zmierzenie się z najtrudniejszą tematyką: stosunku do wojny na Ukrainie czy definitywnych deklaracji w sprawie relacji z Unią Europejską i NATO.

To przyszło w drugiej części: podczas rozmowy z Igorem Janke. Trzeba na wstępie zauważyć, że sama forma tej konwersacji była nienaganna. Kandydat prawicy zręcznie porusza się w tematyce, gra na emocjach, ale nie przesadnie, wie o czym mówi. W sensie wizerunkowym jest skuteczny, o ile tylko się go pokaże publiczności.

Większym kłopotem jest zmierzenie się z merytoryczną zawartością jego deklaracji, w dużej mierze opisanych już przez Marcina Fijołka. Z jednej strony Duda prezentuje bardzo pryncypialną, wręcz moralistyczną wizję reakcji na agresję Putina. Z drugiej, zawartość faktyczna jest bardziej powściągliwa: o pomocy w broni i sprzęcie mowa jest po uprzednich uzgodnieniach z NATO. Dalej szli i niektórzy politycy partii Dudy i nawet platfomersi. Kłopot w tym, że i jedni i drudzy boją się opinii publicznej. Posądzenia, że spychają kraj ku wojnie.

Trafnie opisał kandydat PiS poprzednie lata – stracone i w dziedzinie przygotowania samej Polski do zagrożeń (armia), i uświadomienia Zachodowi na czym polega natura Putinowskiego imperializmu. Zmiana rządu Tuska była w tym względzie późna i kompletnie koniunkturalna. Trafnie też żądał Duda inicjatyw Polski na forum Unii dzisiaj, choć niewiele dał przykładów, jak one mają wyglądać. Ale wręcz ustrojowe żądanie aby pytać organy UE o powody bezczynności i zostawienie dyplomacji wschodniej Berlinowi i Paryżowi uważam za uzasadnione.

Problem jest jednak szerszy. PiS proponuje politykę może najbardziej zgodną ze stanem faktycznym i także z moralnością. Jest to polityka oparta równocześnie na surowej diagnozie stanu obecnej Unii, i na żądaniu aby Europa była bardziej solidarna, wobec siebie nawzajem, i wobec Ukrainy. To jest konstrukcja superambitna, ba intelektualnie trudna. Niekoniecznie nierealna, ale wymagająca gorączkowej aktywności i ciągłego tłumaczenia.

O wiele łatwiejsze są dwie kontroferty. Euroentuzjastów, którzy wciąż nam powtarzają, że odpowiedzią na rosyjskie zagrożenie jest rzekoma ucieczka do przodu. Zanurzenie się w federalizmie wymaganym od nas jakoby przez Niemcy.

Tymczasem chociaż Berlin nie pogniewałby się na nas za zrzekanie się kolejnych atrybutów suwerenności, sprawy ukraińskie woli załatwiać z Paryżem, a bez całej reszty. I nie ma żadnych dowodów, że zmieniłby podejście, gdybyśmy byli JESZCZE bardziej gorliwi.

Druga wyrazista kontroferta formułowana jest dziś przez środowiska „realistyczne”, które mówią z prawa i z lewa: skoro Francja i Niemcy nie przejmują się Polską, my też nie przejmujmy się nikim i być może dogadujmy się z samym Putinem. Po prawej stronie to stanowisko zyskało na wyrazistości po wizycie w Polsce Victora Orbana. Ale są i inni rzecznicy takiej postawy, z SLD i PSL na czele.

To podejście też brzmi przekonująco, ale pytanie, co dalej. Czy problem skończy się w momencie, kiedy rosyjska zaborczość dojdzie wprost do naszych granic – po ewentualnym zwasalizowaniu Ukrainy. Porównywanie nas z Węgrami nie ma sensu. Sytuacja każdego z tych państw jest zgoła odmienna.

Widzimy więc kontroferty delikatnie mówiąc ułomne. Ale też proste, przemawiające do wyobraźni. Na ich tle ambitne przekonanie Kaczyńskiego, że da się grać samodzielnie w Unii, a równocześnie ugrać w niej solidarność antyputinowską może się jawić jako utopia.

Zwłaszcza, że tym rejonie Europy nie mamy za wielu partnerów, a najważniejszych: Czechy czy Węgry, straciliśmy na razie bezpowrotnie. Do dyskusji pozostaje, czy było to nieuchronne, czy wynikło także z nadgorliwości Tuska, który wolał meldować się w Berlinie niż szukać regionalnych porozumień.

Ambitnym celom Kaczyńskiego Dudy potrzebne jest oprzyrządowanie. O tym w wystąpieniu było mało. Uwzględniam, że miało ono charakter wyborczy, nie mogło więc mnożyć zbyt wielu dylematów. I powtarzam – co do celów zasadniczych ten maksymalizm podoba mi się najbardziej. Ale zapewne nie w całości da się te cele zrealizować. Wola polityczna przenosi góry, ale nie zawsze.

Dlatego dzielę, i to przez kilka, roszczeniowe akcenty wystąpienia. Polska ma dyktować swoje stanowisko Unii, narzucić NATO plan Newport plus (skądinąd stan obecnych gwarancji bezpieczeństwa Polski nie jest naprawdę wystarczający), a jeszcze w dodatku przekonać do czegoś Amerykę. Może za mało było tu argumentów w drugą stronę: do czego Polska potrzebna jest: Unii, NATO i nawet USA. Gdyby taka oferta została sformułowana dobitniej, ta mowa byłaby jeszcze ważniejszym faktem politycznym.

Tak pozostaje zręczną prezentacją wyborczą, na razie najbardziej kompletną i spójną, także gdy chodzi o aksjologię. Ja tak samo jak Andrzej Duda nie chciałbym abyśmy opuścili Ukrainę i nie tylko z powodów sentymentalnych. Na oprzyrządowanie przyjdzie jednak czekać dłużej. Możliwe, że takie recepty rodzić się muszą w zaciszu gabinetów, a nie w świetle kamer.

Ale takie recepty rodzić się muszą szybko, bo nigdy w ostatnim 25-leciu sytuacja Polski nie była tak skomplikowana, powiedzmy szczerze: trudna. Stąd moja tytułowa obawa nie o kampanię Dudy – on staje się z dnia na dzień coraz lepszy – a o naszą ojczyznę.


Jeżeli chcesz się dowiedzieć co naprawdę myśli Polska Prawica, czy jej diagnozy wobec rzeczywistości i recepty na Polskę sprawdziły się czy nie - to musisz przeczytać tę książkę!

Konserwatyzm. Najlepsze Teksty Polskiej Prawicy”

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.