Rzadko coś chwalę, bo i rzadko jest okazja. A nawet, gdy się trafi, natychmiast przesłania ją jakaś tysiąc pierwsza wpadka, żenada, kłamstwo, manipulacja i ohyda, która obiekt ewentualnej pochwały przesłania. Ale tym razem zdążę i powtórzę to, co napisałem już na Twitterze: dzisiejsze wystąpienie Andrzeja Dudy w Instytucie Wolności to znowu wystąpienie bardzo udane.
Nie będę nawet próbował streścić, bo nadziałbym się na zarzut uproszczenia polityki kandydata PiS, ale mam wrażenie, że Duda wykazał w nim kilka swoich kolejnych atutów. Do wielkiej - czasem nawet zbyt egzaltowanej, ale jednak stanowiącej niemały bonus - ekspresji, do pasji i umiejętności precyzyjnego, ale i kulturalnego wytknięcia błędów i wpadek konkurenta dochodzi dar syntezy. Duda potrafił dzisiaj zebrać, mam wrażenie, wszystkie najważniejsze zagadnienia polskiej polityki zagranicznej, zbudować przejrzysty obraz racji stanu i wykazać w swobodny sposób, że możliwa jest celów tych realizacja. Nie bez znaczenia jest także sprawne posługiwanie konkretem, co na tle rozlazłej i pełnej frazesów „dla każdego” retoryki Bronisława Komorowskiego, przyniesie kolejne efekty sondażowe. Wreszcie walor fundamentalny, czyli ten, którego najbardziej boją się konkurenci – Dudę się lubi. Pewnie, że nie każdy, bo taki np. Lis nie lubi nikogo poza sobą, a taki np. Wołek już nawet sam siebie nie lubi, bo zdaje sobie sprawę, że jak nie powie czegoś ohydnego, nikt go nie zauważy – co rzeczywiście jest prawdą.
Ale – powtórzę – Dudę się lubi, a jeśli prześledzimy wszystkie kandydatury w tegorocznej kampanii prezydenckiej, z łatwością dostrzeżemy, że kategoria „lubienia” właśnie może być kluczowa. A przynajmniej tak uważają wszystkie partie. PO (nie tylko z tego powodu oczywiście) wystawia swego najbardziej lubianego polityka, PSL – młodego, grzecznego z ambicjami (bycia mniej grzecznym), SLD – cóż jest w kandydatce Ogórek, jeśli nie jej wdzięk? Do tego idol starej młodzieży – Paweł Kukiz (jego 5 proc. w pierwszym sondażu wciąż utrzymuje mnie w szoku), Anna Grodzka – lubiana przez lubiących inaczej, no i Janusz Palikot lubiany przez red. Kolendę-Zaleską (no, dobrze, nie powiedziała „Lubię go”, ale „On mi się podoba”). Poglądy polityczne, światopogląd, konkretne rozwiązania będą bardzo ważne, ale większość Polaków nie ma czasu ani ochoty wysłuchiwać przemówień, liczy się obraz, pierwsze wrażenie – dopiero wtedy, gdy będzie pozytywne, Kowalski z Kowalską poświęcą kilka minut, by posłuchać, co delikwent ma do powiedzenia. A Dudę się lubi i Dudy się słucha.
Jeszcze niejedna nieprzespana noc czeka zatem sztabowców Bronisława Komorowskiego – oko w oko z Decyzją: czy pójść jednak na debatę, czy może nadal przez jej zaniechanie tracić punkty procentowe. Kto wie, czy rosnące słupki Dudy i malejące Komorowskiego nie skłonią ich jednak do podjęcia rękawicy. Takiej rozmowy dawno nie było, a jest potrzebna jak rzadko kiedy.
A swoją drogą – to ciekawe, dlaczego głowa państwa tak mizernie ufa sondażom zaufania społecznego, które dają mu zwycięstwo z każdym kontrkandydatem. Coś mi się wydaje, że ktoś przy tych sondażach nie daje z siebie wszystkiego. To znaczy – daje, ale w innym sensie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/234680-komorowski-w-kleszczach-dudy-debate-moze-przegrac-wysoko-ale-uciekajac-przed-nia-takze-traci-niemalo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.