Była sobie pewna pani. Nazywała się Pani Kopacz. I nagle – ni to z gruchy ni z pietruchy – została premierem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Kraj podzielony Wisłą i poglądami. Wojna. Z jednej strony – niegdyś porządni dziennikarze jak Żakowski, Lis i Wołek – zamienili się w szczeżuje. A z drugiej – nowe i jeszcze nowsze pokolenie byłych uczniów. Przypomnijmy, że Zaremba, Warzecha, Wildsztain i inni to byli współpracownicy–pracownicy dzielnego wówczas Redaktora Naczelnego („Życia” z kropką), który tak odważnie walczył z Aleksandrem Kwaśniewskim partnerem tenisowym agenta Ałganowa. Wołek przegrał, jak i inni, choć batalia rozgrzewała do czerwoności. Cierpi biedaczysko dotąd i złość przenosi na szlachetnego Andrzeja Dudę, który nic mu nie zawinił. Tak to już jest. Sprawiedliwości widać nie było, nie ma, a czy będzie przekonamy się 10 maja. Co się stanie trudno wyczuć. Bo i telewizje, tzw. najszerszej publiczności, niechętnie pokazują. Jakby celowo umówiły się żeby nie pokazywać tego co się dzieje. No może trochę się przełamują, ale robią to bardzo powoli. To chyba świadoma polityka by niedoinformowane były masy. Ciemne. Oni i my: nowa elita.

Gdybym decydował za Brudzińskiego ustawiłbym wielki telebim (nawet za wielkie pieniądze) na placu przed pałacem ongiś Stalina (a niech mu tam) i puszczał na okrągło świetną i ważną konwencję wyborczą PiS. Krytycy jej mówią, że to w amerykańskim stylu. Ale czy to naprawdę zarzut?

Nasz ekspremier Donaldzik uwodzi nadal kanclerz Merkel. Ale kobieta zmienną jest. I nigdy nie wiadomo co komu pisane i z kim będzie żył. Pani Merkel ma ponoć korzenie polskie, co do roots Tuska różne słyszy się opinie. I nie chodzi o dziadka.

Był kiedyś wśród „wicie-rozumicie” jednooki polityk, hutniczego korzenia – który zaglądać chciał w rozporek dziennikarzom. A szczególnie jednemu. Potem mieliśmy bezkrwawą rewolucję, potem „transformację”, wścibskiego wywiało, a dziennikarz nadal pisze (tyle że czasem jakby zaraził się żółcią od jednookiego).

No bo jak głęboko można zapuszczać się w penetrowanie życiorysów. Wszyscy skądś przyszli. Jeden z Grójca, drugi z Żyrardowa. Społeczeństwo nasze – póki co – i tak jest bardzo jednorodne. Przed wojną w Warszawie diaspora żydowska liczyła ponad 300 tysięcy obywateli, potomków Lelewela, Słonimskiego, Tuwima i Szpilmana. Uratowało się ze zbrodniczej zagłady niewielu. Również dzięki odważnym Polakom, ryzykującym życie swoje i rodzin. Ale były też i gady szmalcownicze.

Jerzy Urban, gdy można go było jeszcze czytać, pisał w „Szpilkach” w felietonie „Pejsy w lustrze” o chłopku ze wsi, który specjalnie go odwiedził a pochodził z miejscowości, gdzie rodzina Urbanów ukrywała się skutecznie w czasie okupacji. Onże przybył po latach do redaktora i mówi: „myśmy wiedzieli żeśta Żydki, ale nie poszliśmy na policję” - rechotał „dobroczyńca” ocalałej rodziny. Urban nie napisał, czy „sprawiedliwemu” coś dał w nagrodę, czy też kopnął go w d. Ale chyba to przykład do zastanowienia.

Pani Kopacz siedzi jeszcze w wielkim gmachu, po murku okalającym go ganiano onegdaj podchorążaków. Również mojego ojca. Teraz ich nie ma, więc nie przyjdą po namiestnika jak zbuntowani z Piotrem Wysockim do Belwederu. Nad wejściem do URM-u jest napis: Honor i Ojczyzna. O Bogu zapomniano (idźcie w Aleje – popatrzcie!). I słusznie, gdyby tam był szlag mógłby go trafić na takie jak teraz rządzenie.

A i tak liczni, często zmieniający się premierzy mieli szczęście. Kilka lat temu okazało się, że w ścianie tego ważnego budynku tkwiła przez lata bomba. Z wojny jeszcze. Niewybuch, czy niewypał – wszystko jedno jak zwał – był groźny. Mógł wysadzić gabinet – winnych i winnych mniej albo zgoła nawet zupełnie niewinnych. Przez ponad pół wieku nikt bomby nie odkrył. I jak tu wierzyć, że „najwyżsi” zabezpieczeni są przed podsłuchem: „BOR-owcy” do boru, a sapery na rowery. Służba nie drużba, ale forsę się bierze! Może też ten poczciwy „niewypał” nie chciał uszkodzić „kolegów-niewypałów” i sobie drzemał.

Ale co uchodzi niewypałowi, premierowi już nie. Nasz (poprzedni) polatał sobie tam i z powrotem Warszawa-Sopot. Najwyraźniej chłop nie czuje się źle w samolocie. I tak się rozochocił, że poleciał dalej. Za granicę tak jak dziesiąta część naszych obywateli. Też latają za pracą. Niestety nie ma wśród nich ani Olejnik, ani Lisa, czy miłośnika Anodiny – Durczoka. Niestety tych jeszcze nie wywiało. Jaki pan taki kram. Zawsze zresztą może być gorzej. Tusk podszkoli się w angielskim na tyle, że go wreszcie zrozumieją i okaże się: nie ma nic do powiedzenia. I – nie daj Boże – wróci. Albo wrócą razem z panią vice. Tak, tak, zawsze może być gorzej. Ciekawe czy już ktoś z Brukseli wychodził „po angielsku”.

W okresie patriotycznej gorączki solidarnościowej, gdy wszyscy (no, prawie wszyscy) gorzeliśmy słusznym ogniem, kreatury dziennikarskie wykonywały jeden, najwyżej dwa , kłamliwe, na zamówienie i pod dyktando władzy, materiały prasowe, radiowe lub filmowe. Potem usuwano ich, bo lud domagał się kary. Nawet nie będę przywoływał tych nazwisk. Kto wtedy był i żył – pamięta. Inni niech o tych kanaliach w ogóle nie wiedzą.

Dziś mamy wolność słowa. Pani Kopacz może opowiadać o swoich głębokich przekopach w Smoleńsku. Niesiołowski, choć hrabia, może pluć jak lama z Limy. Mainstreamowi mogą udawać dziennikarzy. Do debaty między głównymi konkurentami nie dojdzie. Urzędujący prezydent się boi. Miejmy nadzieję, że po 10-maja przestanie, bo drugiej tury już nie będzie. Duda jeszcze trochę doda i się uda. Po prostu wszystko ku chwale ojczyzny się uda.

Felieton opublikowany na stronie SDP.pl. Polecamy!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych