Jak nobliwy historyk idei i subtelny filozof prawa stali się przodownikami politycznego hejtu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube/Marcin Król i Wojciech Sadurski
Fot. YouTube/Marcin Król i Wojciech Sadurski

Ludzie establishmentu III RP „zdarli się jako miotły” od ciągłego zamiatania rzeczywistości pod dywan. Ta fraza zapożyczona od Henryka Sienkiewicza dobrze oddaje stan nerwów niektórych przodowników frontu antypisowskiego.

Nerwy puszczają nawet takim publicystycznym frontmenom jak Wojciech Sadurski. Do tego stopnia, że Gazeta Wyborcza poczuła się zobligowana, żeby mitygować jego pełne pogardy zacietrzewienie wobec wyborców PiS:

Dorabianie gęby nie jest zajęciem zbyt kreatywnym. Można i trzeba krytykować polityków za demagogię i populizm, ale pogardzanie 30 proc. społeczeństwa za to, że głosuje na nielubianą partię, nie jest sensowne.

Podobnie bezradny wobec rzeczywistości, która jawi mu się niczym polityczny horror, jest profesor Marcin Król. On z kolei piekli się, że kandydatury Magdaleny Ogórek i Andrzeja Dudy to „obrażanie uczuć politycznych Polaków”, a także „próby doprowadzenia wyborców do całkowitego zidiocenia”. Jeśli nawet pominąć retoryczne pytanie do Króla, kto w takim razie doprowadził wyborców do obecnego stanu częściowego zidiocenia, skoro od dwóch kadencji rządzą faworyci Króla i Sadurskiego, zaś w mediach brylują ich ulubieńcy spod znaku TVN i GW, to wściekłe zaślepienie obu profesorów warte jest chwili uwagi.

Bowiem antypisowska histeria filozofa prawa i historyka idei, to tylko jedna strona medalu. To nawet zrozumiałe: Jarosław Kaczyński podważył status dożywotnich autorytetów i praktycznie odebrał michnikowszczyźnie patent na jedynie słuszne poglądy. Zagroził establishmentowi, do którego należą, zakwestionował pozycję świętych krów. Elektorat wymyka się powoli wszechmocnej dotąd propagandzie III RP. Tego koncesjonowani inżynierowie społeczni nie wybaczą Kaczyńskiemu, ale to jest ludzka rzecz. W końcu stawką jest rząd dusz, do którego lewicowe towarzystwo zawsze miało silny pociąg, skoro czysto ludzkim interesom i potrzebom sprostać nie potrafiło. Tutaj wszystko jest jasne, ślepe zacietrzewienie w walce  o polityczny interes to nic niezwykłego.

Ale jest druga strona medalu, która trochę wymyka się uwadze komentatorów i publicystów. Sadurski i Król, zwalczając politycznego adwersarza, stają po przeciwnej stronie barykady, popierając swoich faworytów. I tutaj, w tych personalnych wyborach jest pies pogrzebany, czyli wytłumaczenie, jak to się stało, że nobliwi profesorowie od prawa oraz idei stali się wcieleniami hejtu i pogardy wobec inaczej myślących, dlaczego są dzisiaj kłębkami nerwów.

Popatrzmy zatem, kogo musi popierać taki Sadurski w imię walki z Kaczyńskim. On musi, choćby nie chciał, popierać Bronisława Komorowskiego. Tego Komorowskiego, który po ponad 20 latach przebywania  na szczytach polityki krajowej nie nauczył się odróżniać deficytu budżetowego od deficytu finansów publicznych. Tak, on musi głosić chwałę polityka, który – nazwijmy to delikatnie – cierpi na syndrom wrodzonego braku podatności na wiedzę. Wyrażać się w superlatywach o człowieku, o którym mówi się, iż jest tak mało kontaktowy, że nawet pokierować rozsądnie nim nie można. Czy aby zdajemy sobie do końca sprawę, jaka to może być trauma dla Sadurskiego? Co się z nim dzieje, gdy pisze po raz któryś z rzędu, że Komorowski jest „świetnym prezydentem”? Przecież jemu żołądek do gardła podchodzi, aż mdli go ze złości!

Albo weźmy dla przykładu panią premier Kopacz, która wczoraj powiedziała do urzędników państwowych:

Polska to kraj, który borykał się ze swoim kryzysem, kraj, który przeszedł ten kryzys suchą stopą. A więc robiliśmy wszystko przez ostatnie lata, zaciskając pasa, żebyśmy na tle innych krajów europejskich nie wypadali blado. Dzisiaj jesteśmy drugą gospodarką w Europie.

Naprawdę tak powiedziała premier polskiego rządu, nic nie zmyślam – Polska jest drugą gospodarką w Europie. A teraz wyobraźcie sobie profesora Marcina Króla, który może zostać poproszony o skomentowanie tej wypowiedzi w telewizji. A przecież taki profesor nie może z siebie zrobić idioty na oczach milionów ludzi. Popatrzcie zatem, jaki on miałby żałosny wybór: albo Kopacz wierzy naprawdę, że jesteśmy tą drugą gospodarką w Europie, co by znaczyło niezbicie, że ona jest ignorantką; albo dobrze wie, że tak nie jest, wtedy jest oszustką. Owszem, Król może się wyłgać, że to wyborcze zagranie pani premier, ale to z kolei fatalnie świadczy o elektoracie PO, że im można wcisnąć każdą, najbardziej prymitywną ciemnotę.

Zatem nieszczęsny profesor jest rozjuszony na głupotę Kopacz, aż flaki mu się wywracają. Jednak nie może nic złego powiedzieć, bo jego własne środowisko go rozszarpie, więc coś tam bąknie niezbyt składnie i w zamian rzuci się na Dudę i Ogórek, jako zastępcze obiekty swojej furii. Tak więc ci profesorowie postępują trochę analogicznie jak Francuzi, którzy kiedyś w trosce o niedopuszczenie do władzy Frontu Narodowego, głosowali na prezydenta Chirac’a w rękawiczkach, zatykając nosy w symbolicznym obrzydzeniu. Sadurski i Król hejtem przeciwko opozycji także zatykają swoje nosy. No, bo jak inaczej wytłumaczyć wściekliznę nobliwych profesorów?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych