Konwencja anty-przemocowa, potworek legislacyjny Rady Europy, leży sobie spokojnie w szufladzie prezydenta Komorowskiego, i pewnie tam pozostanie do 10 maja. Prezydent nie spieszy się z ratyfikacją – trwa kampania wyborcza, Komorowski gra na czas i waży, co mu się bardziej opłaca. Czy ratyfikować Konwencję i zyskać głosy jej entuzjastów / jakby nie było 53.5%/ czy nie – i stracić 13%. Dla mnie wynik tej kalkulacji jest przesądzony.
W każdym razie debata parlamentarna się odbyła, tuż przed głosowaniem, większością 254 nad 175 głosami przeszła, a ośrodki badan opinii społecznej odnotowały, że Konwencję popiera 53.5% społeczeństwa, przeciw jest 13%, i aż 33.5% niezdecydowanych. Co jest dostatecznym dowodem, że dyskusja nie spełniła swojej roli, skoro ponad 30% narodu nie wie jak zagłosować, a i pewnie o co tu w ogóle chodzi? A chodzi o to, że formatowanie Polski w duchu środowisk LGBT – trwa. Pod pretekstem ochrony kobiet przed przemocą, lewica znowu – który to już raz? – próbuje manipulować ludżmi i sprzedaje pakiet, gdzie obok kilku gwarancji prawnych dla maltretowanych kobiet, znaleźć można przynajmniej dwa artykuły, uprawomocniające żądania dzisiejszej lewicy, środowisk feministycznych i LGBT. Mało tego, uprawia się swego rodzaju szantaż, dowodząc, że jeśli jesteś przeciw Konwencji, stawiasz się po stronie domowych oprawców. Bezczelności i hucpie lewactwa w Unii Europejskiej nie ma końca.
Forsowanie lewicowych utopii z otwartą przyłbicą było widać za komuny, która mając do dyspozycji resorty siłowe, i społeczeństwo powiedzmy sobie, w nosie, otwarcie walczyła z kościołem i opozycją. W przeciwieństwie do „czerwonych”, „różowi” zawsze kręcili, mataczyli, potrzebowali pretekstów i chowali się za tarczą humanistycznych haseł. A nikt nie chce znaleźć się po ciemnej stronie mocy, prawda? Dziś wartości konserwatywne znowu znalazły się w niebezpieczeństwie, tyle że już nie ze strony Międzynarodówki komunistycznej, lecz niemniej grożnej Unijnej, forsującej żądania lewicy, środowisk feministycznych i LGBT.
Konwencja czekała na ratyfikację od dwóch lat, a posłowie konserwatywni odwlekali glosowanie tak długo jak mogli. Wreszcie głosowanie się odbyło, a biedni ogłupiali Polacy wciąż nie mają pojęcia, że ich życie znowu dokonało topsy turvy czyli stanęło na głowie, i że oni sami się do tego przyczynili. Czy można znaleźć lepszy dowód na skuteczność pracy mediów mainstreamowych?
W każdym razie ustawa trafiła do Senatu, który ma 30 dni aby zająć stanowisko, potem wróci do Bronisława Komorowskiego, który z kolei ma 21 dni na podjęcie decyzji. I albo ją podpisze, albo zawetuje, albo prześle do Trybunału Konstytucyjnego. Nie mam wątpliwości, że podpisze, najpewniej ratyfikuje – bo wyniki opinion polls, 53 popierających do 13 % przeciwników, mówią same za siebie.
Debaty publicznej wprawdzie nie było, ale kampania medialna jak najbardziej się odbyła, i pamiętam posła PO Mężydłę, zawstydzającego nas, ze nie chcemy bronić maltretowanych kobiet, i dziennikarkę Polityki, Joanną Podgórska, która argumentowała, że „nawet katolicka Malta podpisała Konwencję anty-przemocową”. Ale jak uczciwa była ta kampania, niech świadczy fakt, że z trudem wykopałam w internecie informację, że nie wszystkie państwa ten dokument podpisały, a jeszcze mniej ratyfikowało. Bo jedynie 15, a pośród nich mamy wprawdzie maleńką Maltę, ale nie ma gigantów jak Niemcy i Wielka Brytania!
Dlaczego nie należy ratyfikować Konwencji Rady Europy? A dlatego, że godzi ona w podstawy naszych wartości konserwatywnych, w cały europejski, budowany przez ponad 2500 lat, porządek moralny, obyczajowy i prawny. Nawet prof. Andrzej Zoll, którego trudno posądzić o konserwatyzm, twierdzi, że „ten dokument, to zamach na naszą cywilizację”. Ze Konwencja jest nie tylko napisana nieprecyzyjnym językiem prawnym i zawiera wiele sprzeczności, ale przede wszystkim rodzi podejrzenia co do intencji jej twórców.
Czytając wiele artykułów
— mówił Zoll dla KAI
ma się wątpliwości czy czasem nie ma tu drugiego dna, a czytając art. 6 nie ma wątpliwości, że to drugie dno jest.
Nie podoba mu się także art. 12. O czym mówi art.6?
Strony podejmują się uwzględnienia płci społeczno – kulturowej we wdrażaniu i ocenie wpływu zapisów niniejszej Konwencji oraz promowania i skutecznego wdrażania polityki równouprawnienia miedzy kobietami i mężczyznami oraz wzmocnienia pozycji kobiet.
Drugim dnem jest tu akceptacja państwa „płci społeczno – kulturowej”, w odróżnieniu od biologicznej, lub po prostu płci, bez żadnego przymiotnika. I jeszcze art. 12:
Strony podejmują działania niezbędne do promowania zmian wzorców społeczno – kulturowych, dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu kobiet i mężczyzn.
Czym jest ten art. 12, jeśli nie wojną przeciw koncepcji płci biologicznej, która stanowi podstawę myślenia o związku mężczyzny i kobiety, o rodzinie? Krucjatą przeciw cywilizacji europejskiej, opartej na wierze I religii chrześcijańskiej. Może wypromować transwestytę? transseksualistę? Annę Grodzką na czołowego ideologa politycznego, może postawić go na czele Kongresu Kobiet, pozwoli
homoseksualistom na adopcję dzieci i udawanie rodziny, i wspomagać eksperymenty genetyczne jak „dziecko trojga rodziców”. Brytyjczycy bronią – choć bardzo wybiorczo - przed Unią swojej „British way of life”, czy nie czas żeby wystąpić z obroną „polskiego stylu życia?
Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka i inne obrończynie kobiet nasładzają się propozycją 24-godzinnego telefonu zaufania, pomysłu injunction order, prawnego izolowania kobiet od ich oprawców, i całym systemem wsparcia damskich ofiar przemocy. Ale po pierwsze, nasze dotychczasowe regulacje spełniają europejskie standardy ochrony kobiet przed przemocą, i żeby ten „pakiet pomocowy” wprowadzić, niepotrzebne są nowe. Wystarczy dokładniej egzekwować istniejące, uczyć dzieci, w domu, w szkole, szacunku – nie, nie tylko do kobiet, ale także dla mężczyzn, dzieci, starców, każdej istoty ludzkiej. Tłumaczyć do czego prowadzi przemoc, w rodzinie, na ulicy, w grupie rówieśniczej, wszędzie. Można, być może trzeba dodać kilka rozwiązań praktycznych, ale do tego nie jest potrzebne ratyfikacja Konwencji Rady Europy.
To, co się dzieje, to jedynie dalszy ciąg długiej, trwającej od 1789 roku wojny lewicy z religią, tradycją, naszym konserwatywnym porządkiem świata. Nie bez powodu SLD i Kongres Kobiet, zrzeszający liberałki i lewaczki, podpisały apele o jak najszybszą ratyfikację tego dokumentu. Natura nie znosi próżni. Tak więc po upadku Związku Sowieckiego i kompromitacji komunizmu, zamiast hasła „proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”, mamy dziś „ genderyści wszystkich krajów, łączcie się!”. A w miejsce sierpa i młota pojawiła się tęczowa flaga - dzisiejszy symbol odradzającej się karykatury lewicy.
Artykuł ukazał się na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/234113-konwencja-do-poprawki-forsowanie-lewicowych-utopii-z-otwarta-przylbica-bylo-widac-za-komuny