Europosłowie o konwencji antyprzemocowej: "Pomija podstawowe przyczyny przemocy wobec kobiet"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

O konwencji ws. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, zapłodnieniu in vitro i związkach partnerskich - mówią w sondzie dla KAI polscy deputowani Parlamentu Europejskiego.

Konwencja Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet nie wspomina ona ani o alkoholizmie, ani konkubinatach, w których statystycznie najczęściej dochodzi do przemocy, ani o miejscu pracy (np. redakcjach), za to piętnuje tradycję i o religię. Czy w Polsce taka jest konwencja jest potrzebna?

Ryszard Czarnecki (PIS): Szkoda, że tak rozsławiana w mediach „przemocowa” Konwencja Rady Europy nie wspomina w praktyce o mobbingu seksualnym („sexual harassment”) ani o przemocy wobec kobiet pod wpływem alkoholu. Ideologiczna to konwencja i mocno selektywna. Nikt nie zwrócił uwagi, że zdecydowana większość państw UE jej jeszcze nie ratyfikowała! Chodzi o 20 krajów członkowskich Unii (8 ratyfikowało). W Polsce wystarczy rodzime prawo – nie potrzeba do tego „importowanych” regulacji, które dodatkowo jeszcze dzielą Polaków. Szkoda, że dzielą, bo w czasie zawieruchy na Wschodzie jedność narodowa jest nam szczególnie potrzebna. Słowem: z powodu decyzji Sejmu dotyczącej „przemocowej” konwencji nie będzie mniej przemocy wobec kobiet, ale będzie więcej uciechy środowisk feministycznych, liberalnych i lewackich, które – mówiąc językiem futbolu amerykańskiego – zdobyły kolejną „bazę”.

Zbigniew Kuźmiuk (PIS): Niestety Sejm RP i to znaczącą większością głosów przyjął ustawę ratyfikującą tzw. Konwencję przemocową Rady Europy, niedługo przyjmie ją zapewne Senat gdzie Platforma ma bezwzględna większość i ustawa zostanie przekazana prezydentowi Komorowskiemu do podpisu (jak się zachowa w tej sprawie nie wiadomo).

Rzeczywiście Konwencja w ogóle pomija podstawowe przyczyny przemocy wobec kobiet (alkoholizm, narkomania, konkubinaty, nasilająca się seksualizacja kobiet w mediach i w reklamach) natomiast uznaje, że taką przemoc może powodować tradycja, religia, kultura i stąd postulaty odpowiednich zmian w tych dziedzinach, co więcej wprowadzenie obligatoryjnego kształcenia w tym kierunku na każdym etapie nauki dzieci i młodzieży (w przedszkolach i we wszystkich typach szkół z wyższymi włącznie).

Zwolennicy Konwencji przyciśnięci do muru w debatach w sprawie realnych rozwiązań proponowanych w Konwencji, które poprawiłyby los kobiet będących ofiarami przemocy wymieniają i to z dużym trudem 24 godzinną darmową linię telefoniczną gdzie tego rodzaju przemoc będzie można zgłosić (tak jak gdyby takiego rozwiązania nie można było prowadzić jedną decyzją ministra spraw wewnętrznych albo pracy i polityki społecznej).

Stanisław Ożóg (PIS): Przemoc wobec kobiet niewątpliwie jest problemem, o którym trzeba mówić, któremu trzeba przeciwdziałać. Nie możemy godzić się na przemoc w jakiejkolwiek formie, ale taka konwencja w Polsce nie ma racji bytu. Po pierwsze, pod jej szczytnym tytułem próbuje się wprowadzić w naszym kraju ideologię gender, a po drugie, konwencja technicznie nie wnosi żadnych nowych instrumentów służących walce z przemocą wobec kobiet.

Jeżeli chodzi o Konwencję Rady Europy to istnieje w niej szereg niebezpiecznych zapisów, które budzą również wątpliwości, jeśli chodzi o zgodność z Konstytucją RP. Aby zilustrować to konkretnym przykładem posłużę się art. 12 pkt 1:

Strony podejmą działania niezbędne by promować zmianę społecznych i kulturowych wzorców zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn.

Z pozoru zapis wygląda niegroźnie, ale według wielu środowisk stereotypową rolą jest na przykład rola żony czy matki. Konwencja może im dać prawną podstawę do niszczenia tradycyjnego modelu rodziny i legalizacji związków osób tej samej płci. Aż strach pomyśleć, w jaki sposób te środowiska przystąpią do „wykorzeniania” zwyczajów i tradycji takich jak zawieranie sakramentalnego małżeństwa czy sprawowanie tradycyjnych ról matki lub ojca.

Według statystyk to nie w tradycyjnych rodzinach dochodzi najczęściej do przemocy, ale właśnie w konkubinatach. Rodzina jest podstawową komórką społeczną i dlatego powinniśmy odnosić się do niej z ogromnym szacunkiem, pielęgnować i chronić. Tego typu konwencje stanowią jedynie pretekst dla środowisk LGBTI do walki o swoje „prawa”.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (PO): Konwencja Rady Europy jest niezwykle potrzebna nie tylko w Polsce, ale we wszystkich państwach członkowskich UE, aby skutecznie realizować postanowienia Traktatu o sprawiedliwości społecznej oraz równych prawach kobiet i mężczyzn. Konwencja oparta jest na założeniu, że nierówne traktowanie, pogarda, przekonanie o niższości kobiet uprawdopodobnia przemoc, a nawet do niej prowadzi, a tym samym promowanie równości i solidarności między mężczyznami i kobietami jest kluczowym narzędziem zapobiegania przemocy. Konwencja definiuje przemoc i wymaga od państw-stron wprowadzenia narzędzi prawnych i finansowych, które zapewnią nie tylko profilaktykę, ale skuteczne ściganie sprawców oraz właściwą ochronę ofiar przemocy.

Alkohol nie jest wymieniony w konwencji, ponieważ jest jedynie czynnikiem wyzwalającym agresję, która przeważnie nie jest kierowana wobec osób silniejszych, tylko wobec słabszych, kobiet, dzieci, starszych rodziców, osób zależnych od krzywdzącego. W stosunku do dyskryminacji alkohol ma charakter wtórny, a jak wynika z raportów obsługujących telefon zaufania „Niebieska Linia”, dziś już tylko ok 50% przypadków przemocy ma związek z alkoholem, a więc znacznie mniej niż w przeszłości.

Konwencja odnosi się w równym stopniu do małżeństw jak i konkubinatów, a nawet do byłych partnerów, zakładając, że przy podobnym mechanizmie przemocy stosowanej wobec osób bliskich państwo powinno stosować podobne narzędzia niezależnie od rodzaju umowy wiążącej partnerów.

Konwencja w żadnym artykule NIE PIĘTNUJE TRADYCJI ANI RELIGII. Mówi jedynie, że nie można przemocy usprawiedliwiać religią ani tradycją, oraz ze należy wykorzeniać te zachowania - związane z tradycją, obyczajem lub religią - które SĄ OPARTE NA IDEI NIŻSZOŚCI KOBIET. Chodzi tu np. o obrzezanie dziewczynek, przymusowe małżeństwa, małżeństwa dzieci, honorowe zabójstwa - te zachowania, występujące w krajach Rady Europy, ale też w UE, tłumaczone są tradycją i religią, Konwencja zaś mówi, że w przypadku przemocy nie można zasłaniać się świętą księgą, tylko trzeba ponieść odpowiedzialność za wyrządzane krzywdy zgodnie z obowiązującym prawem.

Już w trakcie przygotowań do ratyfikacji Konwencji zmieniono w Polsce prawo karne - tryb ścigania za gwałt oraz regulacje dotyczące przesłuchiwania ofiar przemocy seksualnej i przesłuchiwania dzieci. Dalsze wymagane Konwencją zmiany dotyczą m.in. wprowadzenia lub rozpoznania instrumentów prawnych do zwalczania przemocy ekonomicznej oraz izolacji sprawcy od ofiary - przede wszystkim chodzi o zasadę, aby to sprawca przemocy opuszczał mieszkanie, a nie jego ofiary.

Konwencja potrzebna jest też, aby zwiększyć zaangażowanie chłopców i mężczyzn w zapobieganie i zwalczanie przemocy, jak to ma miejsce w USA lub Hiszpanii, oraz by częściej opierać działania prewencyjne na idei równości kobiet i mężczyzn, m.in. promując samodzielność ekonomiczną kobiet. Własne pieniądze ułatwiają wyrwanie się z zaklętego kręgu przemocy bardziej niż ulotki, plakaty i pogadanki w szkole.

Jadwiga Wiśniewska (PIS): Nie ulega żadnej wątpliwości, że należy przeciwdziałać przemocy i chronić jej wszystkie ofiary, jednak Konwencja Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet w rzeczywistości nie stanowi skutecznego narzędzia w zwalczaniu agresji i nie wprowadza żadnych nowych uregulowań prawnych w tym zakresie. Szlachetny tytuł Konwencji jest tylko manipulacją. Jej celem jest wprowadzenie do polskiego porządku prawnego i przestrzeni publicznej groźnej ideologii gender. Konwencja zakłada bowiem społeczno-kulturowe postrzeganie płci i zapowiada walkę ze stereotypami, a za stereotypowe uważa się role kobiety jako matki i żony, oraz mężczyzny jako męża i ojca. Tym samym, Konwencja wskazuje, że źródłem przemocy są stereotypy i nakazuje walkę z nimi m in. wymuszając na systemie edukacji wprowadzenie do programów szkolnych kontrowersyjnych treści. Pod pozorem walki z przemocą chce się uchwalić niebezpieczne zapisy, które uderzą w polską rodzinę, tradycję i tożsamość narodową.

Z jednej strony obserwujemy poważną zapaść sytemu ochrony zdrowia, którego nie stać na refundacje wielu procedur ratujących życie, z drugiej strony finansuje się z kasy publicznej prywatne procedury „in vitro”, a Rząd dąży do usankcjonowania tego stanu ustawowo także dla par niebędących małżeństwami. Jaka jest Pani/Pana opinia w kwestii „in vitro”?

Ryszard Czarnecki (PIS): W życiu każdego człowieka, każdego narodu i każdej wspólnoty niezbędne są priorytety. Uciekając od potępiania kogokolwiek – nie chcę tego czynić – uważam, że trzeba przede wszystkim w Polsce, jednym z sześciu najbiedniejszych krajów UE (obok Bułgarii, Rumunii, Chorwacji, Łotwy i Węgier) skupić się na finansowaniu przez państwo takich rozwiązań systemowych w służbie zdrowie, które by ratowały ludzkie życie. Inaczej znów będziemy słyszeć liczne stwierdzenia skrajnie rozgoryczonych, chorych ludzi i ich rodzin, że rząd w Warszawie skazuje własnych obywateli na praktyczną eutanazję.

Zbigniew Kuźmiuk (PIS) Finansowanie przez NFZ procedury in vitro jako specjalnego programu leczniczego zaakceptowanego przez ministra zdrowia jest niezgodne z obowiązującym w Polsce prawem i szef resortu zdrowia ma tego świadomość (wcześniejsze kontrole NIK dotyczące innych programów leczniczych takie wydatki kwestionowały), stąd dążność resortu do uchwalenia odpowiedniej ustawy i zalegalizowania jego wcześniejszej decyzji w tej sprawie.

A przecież doskonale wiadomo, że procedura in vitro nie jest żadną procedurą leczniczą, jest powoływaniem w sposób sztuczny nowego życia i niestety niszczenia kilku innych żyć, które podczas tej procedury powstają.

Takiej ustawy najprawdopodobniej nie uda się uchwalić w tej kadencji parlamentu i w związku z powyższym minister Arłukowicz będzie mógł być pociągnięty do odpowiedzialności konstytucyjnej, a być może i karnej za swoją decyzję dotyczącą finansowania procedury in vitro ze środków publicznych.

Stanisław Ożóg (PIS): Uważam, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca w naszym kraju. To nie my powinniśmy decydować o życiu. Medycyna idzie na przód, jest dostępnych wiele nowych leków, zabiegów, technik medycznych, średnia długość życia człowieka wydłuża się. Musimy z tego wszystkiego mądrze korzystać. W pierwszej kolejności należy ratować istniejące życie, a nie eksperymentować powołując w probówce nowe. Przeznaczenie 240 milionów złotych na finansowanie zabiegów in-vitro (z których według statystyk maksymalnie ok. 30% kończy się powodzeniem) stoi w sprzeczności z zasadą racjonalnego gospodarowania.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (PO): In vitro to technika wykonywania zabiegów poza ludzkim organizmem, należą do nich: badania krwi i płynów pozaustrojowych, przygotowanie krwi i osocza do transferu, hodowle komórek macierzystych, przeszczepy tkanek, zapłodnienie pozaustrojowe. Procedury te stosowane są w medycynie od kilkudziesięciu lat lub dłużej i są podstawą nowoczesnej medycyny, ratującej ludzkie zdrowie i życie.

Poza faktem, że zapłodnienie odbywa się w nienaturalnym miejscu, bo poza bańka jajowodu, cała reszta procesów biologicznych związanych z zapłodnieniem i wzrostem zarodków odbywa się naturalnie. Ciąże z zapłodnienia in vitro nie różnią się od ciąż z zapłodnienia in vivo, podobnie poród i dziecko, które się rodzi, rozwija się wewnątrzustrojowo i postnatalnie tak jak inne dzieci. 20% wskaźnik bezdzietności wśród par to wystarczający powód, aby refundować dostępne techniki medyczne, aby pomóc ludziom, którzy pragną stworzyć pełną rodzinę, i mieć swoje, a nie adoptowane dzieci. Krew z krwi, biologiczne pokrewieństwo, ma wielką moc i znaczenie, a obowiązkiem państwa jest wspierać te zabiegi.

In vitro w przeciwieństwie do hormonalnych metod leczenia niepłodności pozwala uniknąć ciąż mnogich, etycznych dylematów pojawiających się przy nieboraczych ciążach, w których nie ma szans, aby wszystkie zarodki i płody rozwijały się normalnie i przeżyły do czasu rozwiązania. A i tak, in vitro stosuje się w ostateczności, rzadziej niż leczenie hormonalne.

Fakt refundowania zapłodnienia in vitro przez państwo przyjmuję z uznaniem i wyrażam nadzieję, że program będzie kontynuowany. Zaś fakt, że program jest dostępny nie tylko dla małżeństw, wynika z polskiego prawa, które nie wymaga zawarcia małżeństwa od par, które chcą mieć razem dzieci.

Jadwiga Wiśniewska (PIS): Rosnący odsetek kobiet dotkniętych niepłodnością wymaga upowszechnienia skutecznych procedur leczniczych. Jednak „in vitro” nie stanowi dobrego rozwiązania, ponieważ nie jest to metoda leczenia niepłodności. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby finansowanie przez rząd naprotechnologii. Jest to metoda tania, skuteczna, bezpieczna dla zdrowia kobiet i nie budzącą kontrowersji natury etycznej. W przeciwieństwie do „in vitro” umożliwia ona zdiagnozowanie i wyleczenie schorzeń, które są przyczyną zaburzeń płodności.

W Polsce dyskutuje się o ustawie o tzw. „związkach partnerskich” dająca im przywileje, jakimi cieszy się rodzina. Czy jest uzasadnione nadawanie takich przywilejów parom homoseksualnym, oraz tym parom heteroseksualnym, które nie mają ochoty zawrzeć związku małżeńskiego?

Ryszard Czarnecki (PIS): Rodzina – związek kobiety i mężczyzny – to pojęcie nie tylko zgodne chrześcijańską tradycją i moralnością, ale również zapisane w Konstytucji RP. Szczególne, praktyczne znaczenie ma ono w Polsce, w kraju, w którym spośród państw członkowskich Unii Europejskiej jest jeden z najwyższych odsetek osób uważających wartości rodzinne za najważniejsze w życiu, będące najwyżej w hierarchii „tego, co istotne”. Stąd też odpowiedź na to pytanie jest prosta: nie oceniając i nie potępiając nikogo podtrzymuję mój sceptycyzm odnośnie prawnego sankcjonowania par homoseksualnych i próbie ich zrównania z normalnymi, usankcjonowanymi przez prawo, a w większości przypadków także przez Kościół, małżeństwami. Tym bardziej, że jest to furtka do późniejszej, nieco tylko odwleczonej w czasie, adopcji dzieci przez pary homoseksualne. A więc: „Nie!”

Zbigniew Kuźmiuk (PIS): Nie ulega wątpliwości, że gdyby polski Parlament uchwalił ustawę o tzw. związkach partnerskich dającą np. przywileje podatkowe takim związkom (np. możliwość wspólnego rozliczania się w podatku dochodowym od osób fizycznych, czy zmniejszenie albo likwidacja obciążeń w podatku od spadków i darowizn), ustawa byłaby niekonstytucyjna.

Z Konstytucji PR wynika bowiem, że tylko rodzina w związku z licznymi obowiązkami wobec państwa jest pod jego szczególna ochroną i może mieć przyznane różne przywileje w tym te podatkowe. Uchwalenie ustawy o tzw. związkach partnerskich, którą proponuje Platforma albo niektóre inne ugrupowania lewicowe będzie możliwe ale po wcześniejszej odpowiedniej zmianie Konstytucji RP, a to w tym składzie Parlamentu nie jest możliwe, a tym bardziej nie będzie możliwe po jesiennych wyborach parlamentarnych.

Stanisław Ożóg (PIS): Z własnego doświadczenia wiem, jak ważne jest dla dziecka, aby mieć zarówno matkę jak i ojca. Niestety nie wszystkie dzieci mają to szczęście, ale nie pozbawiajmy ich dodatkowo tego podstawowego prawa bezsensownymi ustawami. Powołanie dziecka do życia jest ogromnym darem i wiąże się z odpowiedzialnością. Musimy świadomie kształtować prawo, bo to prawo ma wpływ na nasze dzieci, na nasze wnuki. Nie możemy tutaj usprawiedliwiać egoistycznych zachcianek niektórych osób, które tak naprawdę nie mają na względzie dobra dzieci.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (PO): Według mojej wiedzy, nie pojawił się dotąd w Sejmie projekt, który zrównywałby prawa par homoseksualnych i heteroseksualnych. Przywileje małżeństw nie są zagrożone także w przyszłości, ponieważ małżeństwo rozumiane, jako związek kobiety i mężczyzny jest pod szczególną ochroną państwa (art 18). Jakakolwiek ustawa o związkach partnerskich nie usunie więc ani nie zmniejszy przywilejów, którymi cieszy się małżeństwo.

Dotychczas w Sejmie dyskutowano jedynie ustawę o niemałzeńskich związkach partnerskich, które ułatwiały niektóre aspekty wspólnego życia parom homoseksualnym i heteroseksualnym. Chodziło o dziedziczenie, wzajemną opiekę w chorobie, oraz samo rejestrowanie i formalizowanie związków partnerskich. Ustawa była uniwersalna, skierowana do par hetero i homoseksualnych, chociaż pary heteroseksualne mają możliwość zawarcia związku małżeńskiego, a więc zasadne jest pytanie czy również one powinny być adresatem takiego aktu prawnego.

Osobiście, po kilku latach doświadczeń z niedokończonymi debatami sejmowymi na ten temat, skłaniam się do tezy, że instytucja niemałżeńskich związków partnerskich powinna być skierowana od początku tylko i wyłącznie do par homoseksualnych. Tak byłoby prościej, nie tworzylibyśmy alternatywy dla małżeństwa i jednoznacznie rozstrzygnęlibyśmy kwestię prawa par nieheteroseksualnych do formalizowania swoich związków w Polsce.

Jadwiga Wiśniewska (PIS): Zapowiedź Pani Premier o wprowadzeniu ustawy o związkach partnerskich jest kolejnym działaniem na rzecz marginalizacji małżeństwa. Ustawa ta jest sprzeczna z konstytucyjną ochroną małżeństwa i zmierza do zakwestionowania ładu społecznego. Małżeństwo rozumiane jako związek kobiety i mężczyzny, którego celem jest założenie rodziny i wychowanie potomstwa jest niezaprzeczalnym fundamentem naszego społeczeństwa. W czasach wielkich zmian, kryzysu rodziny wyrażającego się m.in. problemami demograficznymi, zadaniem państwa musi być wzmocnienie instytucji małżeństwa, a nie jej osłabianie. To małżeństwo, a nie związek partnerski, jest gwarantem stałości i rozwoju państwa, dlatego powinno być ono szczególnie chronione przez prawo. Zwolennikom wprowadzenia ustawy o związkach partnerskich zależy na doprowadzeniu do destabilizacji społecznej oraz uderzeniu w rodzinę.

bzm/KAI

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych