Jana Tomaszewskiego usunięto z klubu parlamentarnego PiS za proputinowskie wypowiedzi. Czyżby za te same wypowiedzi przyjęto go jednogłośnie do Platformy?
Należę do tego pokolenia, dla którego Jan Tomaszewski był bohaterem wręcz komiksowym. Zatrzymał Anglię i brawurowo bronił karne na Mistrzostwach Świata w Niemczech w 1974. Gdy teraz widzę jakiegoś żałosnego pajaca zabiegającego by zagwarantować sobie byczenie się na kolejne lata na koszt podatnika, nadgorliwego lizusa obecnej ekipy, ogarnia mnie transcendentny smutek. To nie może być ta sama osoba.
Pamiętam szczególnie jeden mecz z udziałem Jana Tomaszewskiego. To było tuż po słynnym spotkaniu z Anglią w Chorzowie. 7 czerwca 1973 roku wygraliśmy z Anglią 2:0, a 24 czerwca Legia Warszawa przyjmowała u siebie w ramach ligi ŁKS, w którym na bramce stał właśnie Tomaszewski.
Był już wtedy bardzo popularny. To jego parady przyczyniły się do zwycięstwa z pewnymi siebie Angolami. Lekkiej pikanterii sytuacji dodawał fakt, że Jan Tomaszewski był przez sezon czy dwa zawodnikiem Legii, ale grał słabo i pozbyto się go z drużyny, więc z pewnością zależało mu by się „odwdzięczyć”.
Siedząc na żylecie miałem trochę rozdarte serce, bo tu Legia, no ale tu nasz kochany Janek. Warto nadmienić, że szybko nauczyłem się siedzieć na żylecie prawie na koronie. Wtedy normalnie pito na trybunach i flaszki równo latały. A oberwanie butelką 0.7 l po alpadze nie należało do atrakcji. Co charakterystyczne, chyba prewencyjnie tępiono wszelkie transparenty. Milicja je konfiskowała przy wejściu. Natomiast spożycie berbeluchy należało do rytuału stadionowego.
Przejdźmy jednak do meczu.
Jan Tomaszewski zaczął dziarsko, lubił się popisywać, co akurat stwarzało widowisko. Miał taki swój patent, jak widział, że piłka przejdzie obok słupka, to stał sobie z rozłożonymi w geście zwycięscy rękami na linii bramkowej, nawet nie oglądając się na boki.
Gdy obrońca Legii Andrzej Zygmunt strzelił za daleka po ziemi, słynny bramkarz postanowił potraktować go tym swoim patentem. Podkręcona piłka przeszła tuż obok lewego słupka (bramkarza lewego), z tym, że po wewnętrznej stronie wpadając do siatki. Wtedy dopiero Tomaszewski zwrócił na nią uwagę, co dało efekt komiczny.
Łazienkowska oszalała ze szczęścia.
Ten mecz Legia wygrała 5:0.
Kariera zawodnicza Jana Tomaszewskiego była wspaniała. Mecz może każdemu nie wyjść. Obecna kariera, nazwijmy to polityczna, jaka jest każdy widzi.
Dzięki PiS wybijali się różni ludzie. Polityka kadrowa tej partii od zawsze była co najmniej dziwaczna.
Obserwując jednak nagłe wolty, niektórych polityków opuszczających ostentacyjnie Jarosława Kaczyńskiego i wygadujących na jego temat różne niedorzeczności rodzą się nieładne myśli.
Czemu tak PO nagradza najwyższymi splendorami tych, nazwijmy ich delikatnie dezerterów. Przecież w szeregach PO też czekają chętni na stanowiska i zaszczyty.
Być może jest to sposób by utrzeć nosa partii opozycyjnej i psychologicznie oddziaływać na nią i na jej elektorat. Tak może być.
Trudno jednak odgonić natrętną myśl, że może ktoś wykonywał zadanie zlecone przez nie wiadomo kogo ma się rozumieć i teraz czas na nagrodę.
Jednak do ludzi chyba dociera coraz bardziej, że z tą szajką darmozjadów sterowanych przez nie wiadomo kogo ma się rozumieć, możemy tylko zgubić Polskę.
Nadchodzi czas na wystawianie rachunku bez oglądania się na pseudowybory.
A te pięć szmat z Legią, może być wtedy jednym z milszych wspomnień słynnego „Tomka”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/232562-upadki-tytanow-na-przykladzie-jana-tomaszewskiego-zal-patrzec-jak-dawni-idole-staja-sie-malo-smiesznymi-karzelkami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.