Służby doprowadziły do rozłamu w partii Korwin-Mikkego? Wygodnie jest tak myśleć...

Fot. Partia Wolność i Praworządność (Agata Rymaszewska)/CC/Wikimedia Commons
Fot. Partia Wolność i Praworządność (Agata Rymaszewska)/CC/Wikimedia Commons

Czasami zazdroszczę wszystkim miłośnikom teorii spiskowych. W świetle ich rozważań wszystko wydaje się tak bardzo proste: niezidentyfikowane szemrane towarzycho spiskuje w jakimś tajnym miejscu i pociąga za wszystkie sznurki. Niestety rzeczywistość, zwłaszcza ta polityczna, jest dużo bardziej złożona.

Tych niuansów zdają się nie zauważać, a raczej nie chcą ich dostrzegać, zwolennicy wszelkich ugrupowań balansujących na granicy progu wyborczego lub dopiero aspirujący do jego przekroczenia. Na starcie łatwo jest krzyczeć o cenzurze w mediach, prześladowaniu, udawaniu opozycji przez czołowe partie, itd. Potem przychodzi sprawdzian, gdy zostaje zdany celująco (w tym przypadku „szóstką” jest przekroczenie progu wyborczego) zaczyna się Monty Python. Z kanapy wydziela się pufa, a skłócone frakcje zaczynają sobie skakać do gardeł. Często wspomniany konflikt występuje przed osiągnięciem sukcesu, czego przykładem jest śp. Unia Polityki Realnej, o której istnieniu można sobie przypomnieć tylko w kontekście krytyki jej byłego prezesa, Janusza Korwin-Mikkego czy Kongresu Nowej Prawicy i sprzedawania poufnych informacji mainstreamowym mediom (vide wypowiedzi prezesa UPR Bartosza Jóźwiaka dla „Newsweeka”).

Niedawno na scenie polityczne pojawiła się nowa partia Janusza Korwin-Mikkego – Koalicja Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja (w skrócie… KORWiN) będąca owocem rozłamu w Kongresie Nowej Prawicy. I w tym przypadku pojawiły się głosy, że to owoc prowokacji służb. Takiej możliwości nie wyklucza również Stanisław Michalkiewicz, publicysta związanego z tym ugrupowaniem tygodnika „Najwyższy CZAS!”. Obawiam się, że pan redaktor i jego sympatycy przeceniają aktywność obrośniętej mitem „razwiedki”. Służby (czyje?) nie muszą się głowić, co zrobić z małą partią, która zaledwie raz przekroczyła próg wyborczy, w dodatku w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Po co mają się pocić, skoro prawicowcy zagryzą się sami we własnym środowisku? Wystarczyła woń konfitur, jaka płynie z Brukseli, aby poczuć moc. Moc tak wielką, żeby rywalizować o władzę i wpływy nawet w tak małej partii. Tylko tyle i aż tyle.

Przyjemnie jest snuć wizje czyhających na własne środowisko wrogów, którzy nie chcą dopuścić do rozwoju prawicy wolnościowej. Zawsze można odpędzić od siebie zarzut politycznej nieodpowiedzialności. Nawet gdy na wirtualnych łamach niszowych prawicowych portalików pierze się własne brudy, zarzucając byłym kolegom złą wolę czy wysuwając roszczenia finansowe, które powinny pozostać wewnętrzną sprawą partii…

Niestety prawica wolnościowa – mimo słuszności wielu postulatów - nie zdaje tego egzaminu. Mityczni agenci służb mogą spać spokojnie…

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.