Sąd kończy proces Brunona Kwietnia. Wyrok w kontrowersyjnej sprawie ma początku maja

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/polsat
Fot. wPolityce.pl/polsat

Na dwudniowej sesji w „cichej sali” Sądu Najwyższego w Warszawie proceduje krakowski sąd okręgowy w procesie oskarżonego o przygotowywanie zamachu terrorystycznego na Sejm Brunona Kwietnia.

W specjalnej sali, mającej certyfikaty bezpieczeństwa do odtwarzania informacji niejawnych, sąd wysłuchuje nagrań z rozpracowywania Brunona Kwietnia przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Sąd przesłuchał już prawie wszystkich jawnych świadków i świadków incognito. Przygotowania prawne i organizacyjne do procedowania w utajnionej części procesu czynił już od czerwca ub.r., tj. kilka miesięcy po rozpoczęciu procesu.

Ostatni jawni świadkowie będą „dosłuchiwani” na najbliższych rozprawach. Potem sąd odda głos biegłym - i samemu oskarżonemu, który oświadczył, że chce ustosunkować się do zeznań niektórych świadków i opinii biegłych. Jak zadeklarował, zajmie mu to dwie rozprawy.

Zakończenie procesu i mowy końcowe sąd zapowiedział na kwiecień. Wyrok może zapaść na początku maja.

Brunon Kwiecień odpowiada za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 r. ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie w 2011 r. dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią.

Według śledczych, dr chemii, były pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, zamierzał zdetonować w pobliżu Sejmu 4 tony materiałów wybuchowych umieszczonych w pojeździe skot. Jednak okazało się, że Kwiecień ani nie ma zakupionego pojazdu skot, ani nie ma odpowiedniej ilości materiałów wybuchowych, które potrzebne są to wykonania tak potężnej bomby, jaką ponoć miał zbudować Kwiecień. Do eksplozji miało dojść podczas posiedzenia z udziałem prezydenta, premiera i ministrów - w trakcie rozpatrywania w Sejmie projektu budżetu.

W śledztwie Kwiecień przyznał się do tego, że przygotowywał i opracowywał zamach na gmach Sejmu, natomiast nie poczuwa się do winy i twierdzi, że inspirowała go inna osoba. Nie przyznał się do podżegania studentów ani do posiadania broni i handlu nią. Przed sądem wyraził zgodę na publikowanie jego wizerunku i pełnych danych osobowych. Grozi mu kara do 15 lat więzienia.

Proces rozpoczął się w styczniu 2014 r. Na liście świadków znalazło się 99 osób i pięciu świadków incognito. Sąd odrzucił wniosek obrony, by ograniczyć listę jawnych świadków i odczytać ich zeznania ze śledztwa bez wzywania na rozprawy. Wzywał wszystkich świadków i przesłuchiwał bardzo drobiazgowo, a rozprawy trwały po kilkanaście godzin.

Z uznaniem o takim sposobie procedowania wyraził się pod koniec ub.r. Sąd Apelacyjny, rozpoznając zażalenie obrońców na przedłużenie oskarżonemu aresztu do 9 maja. Wskazał na: „zawiłość i skomplikowanie procesu”, w trakcie którego „konieczne jest ustalenie, jaki zamiar towarzyszył działaniu oskarżonego, jak bardzo zbliżył się on do jego realizacji i jak duże było rzeczywiste zagrożenie”.

Sąd Apelacyjny nie uwzględnił wówczas zażalenia na przedłużenie aresztu. W uzasadnieniu ponownie stwierdził, że dalsze aresztowanie oskarżonego jest uzasadnione, ponieważ nadal istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia przez niego zarzucanych mu czynów, wpływania na zeznania świadków i ukrywania się. Realna jest też obawa, że popełni nowe przestępstwo przeciwko życiu, zdrowiu lub bezpieczeństwu powszechnemu.

Sprawa Brunona Kwietnia do dziś budzi wątpliwości, czy nie mamy do czynienia ze sfingowaną sprawą. Sprawa zatrzymania naukowca zbiegła się w czasie z walką o utrzymanie kompetencji ABW, która zgodnie z zapowiedziami Donalda Tuska miała utracić część swoich kompetencji.

KL,PAP

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych