70 – tka nam stuknęła więc wysłałem żonę na pocztę, żeby załatwiła zwolnienie z opłaty radiowo-telewizyjnej. A tu siurpryza. Przysługuje, ale dopiero 75 latkom. Dalej wiec trzeba będzie ścibolić te dwadzieścia jeden złotych i pięćdziesiąt groszy co miesiąc. Ale jest przyjemnie: człowiek nie jest jeszcze tak stary. Przynajmniej dla podatkożercy.
Rano, skoro świt – get up – i… do roboty. Tyle, że z tą robotą jest jak z kołdrą przykrótką – nie starcza. A dlaczego? Dlatego, że rządzą nami wyjątkowe głupki. Owszem kombinują, ale tylko gdzie by tu jeszcze ukraść rolkę papieru toaletowego albo nachłeptać się darmowej benzyny. Zapewnić ludziom pracę – tego nie potrafią. To chyba jest tak z rozpędu. Przecież jeszcze niedawno okradanie socjalistycznego państwa uchodziło niemal za obowiązek. Kombinował kto żyw. Jeden z fabryki wynosił rurkę, a druga z mleczarni - w majtkach – kostkę masła.
Był w Warszawie taki specjalista, który darmowo się nachlewał w jednej ze spirytusowych fabryk. Otóż tuż przed fajrantem siorpał mocny alkohol w sobie znanej dostępnej w ukryciu rurki. Szedł potem do bramy i jeszcze trzeźwy na przystanek. Wsiadał w „swój” tramwaj, zasypiał budził się intuicyjnie, gdy żelazny pojazd zatrzymywał się pod jego domem. Wówczas kompletnie już pijany człapał do mieszkania. Na odlew walił żonę i zwalał się na wyro. Budził się po północy, gotował sobie lub podgrzewał, prał, wykonywał łazienkowe czynności i czyściutki, pachnący jechał do pracy. Wykonywał swoje obowiązki nienagannie i tylko czekał niecierpliwie syreny i wszystko powtarzało się jak zwykle. Najgorsze dla tego pana były niedziele. A gdy wprowadzono wolne soboty – zmarł. Nie zdzierżył czekania od piątku do poniedziałku.
Ile wypił? Na pewno kilka wanien. A ile śrubka po śrubce rozkradziono? Tony! Ale to było dawno. Ustrój zły padł i miało być inaczej: „nie stój, nie czekaj, pomóż!” Ruszyło wiec bractwo inicjatywne, rozłożyło na ulicach łóżka polowe. Zaczęto zwozić rolne płody by sprzedawać na rynkach i bazarkach. Ale myśliciele u góry nie dali pożyć narodowi. Zjechały do Polski zachodnie firmy doradcze. Dostrzegły tu wielkie pustki i wystawiających chętnie łapę nowonamaszczonych władców w różnych magistratach i ministerstwach. Polecono i zainstalowano wielkie hipermarkety. Zniszczono handel wysyłając tysiące ludzi na bruk. Miało być tylko elegancko i europejsko. Miast fabryk i kopalń zbudowano blaszaki otoczone kolorowymi proporczykami z obcojęzycznymi napisami. Ludzie cieszyli się, że to już Europa. Cudo. W środku wygodne wózki i góry towaru. Załogi zuniformizowano. Bito się o możliwość pracy w tych hiper super. Było cacy. Ale tylko do pierwszej wypłaty. Rozczarowani, zaharowani odchodzili. Ale wkrótce nie było już gdzie pójść. Zakłady produkcyjne poprzechodziły w obce ręce. A swoje – często spracowane - można było jedynie włożyć do pustej kieszeni.
Kapitalizm i wolny rynek wypędził za chlebem miliony ludzi. Podzielił społeczeństwo. Dawniej spółkowanie to było – chłop z babą. Dziś spółki to niby creme de la creme. Ale spółkowanie zależy od orientacji. Jest poza tym mocno zbiurokratyzowane i zhierarchizowane. Oni i my.
Właściwie to już było. Tyle że „wicie - rozumicie” miał czerwoną gębę, a dziś subtelni menadżerowie pokazują się wyłącznie w strojach od Armaniego. Jest jak jest i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Moglibyśmy go wprawdzie produkować znacznie więcej, ale Unia nie pozwala. Ci, którzy się tam załapali nieźle zarabiają. Więc martwią się jedynie, czy zostaną wybrani na następną kadencję. Tam to oni nie pyskują. Zresztą jako niemoty językowe z konieczności siedzą cicho. Pokrzykuje śmiesznie tylko Janusz Korwin- Mikke, ale już przy pustej sali.
Czas mija i nie wraca. Kiedyś na gruzach życie nowe czyniła ludzka praca. Dziś nikt z władzy nie przejmuje się robolami. Jeżdżą więc chłopcy i dziewczęta na szparagi i truskawki. Magistrowie, inżynierowie, 40% a może i więcej absolwentów nie wie co ma robić. To dla tej jaśniepańskiej oligarchii tylko mierzwa i kłopot. Najgorzej, że nie widać i nie słychać o pomysłach jak z tego wyjść. Ministrowie i premierzy zostawiają kraj i tylko o Brukseli marzą. Gdzie są te konta? Tajne i bezpieczne. Tam leżakują pieniądze. Nie pochodzą te miliony z kradzieży rurki lub śrubki. To wdzięczność za kupione za grosze statki i fabryki. To był rabunek w biały dzień. Stróże porządku przyglądali się temu obojętnie.
Okazuje się, że do 75 roku życia trzeba płacić za radio i telewizję. I nie ma zniżki za to, że media te lżą jak najęte. W końcu 21 zł na miesiąc to nie fortuna. „Nie skąp, wysupłaj – pomóż”. Gierek przewraca się na drugi bok. Wałęsa przestępuje na lewą nogę. Reszta pudruje się przed występem w telewizji. Mają zapewniony przydział proszku, będą wyglądali młodziej. I to wszystko w HD. Zgodnie i równo kłapiemy komunały. Byle do wiosny. Dudy już grają. W Pałacu Namiestnikowskim popłoch. Jak tu uniknąć debaty. Andrzej Duda idzie jak czołg. A Bronisław Komorowski ma tylko fuzję. Przeciągać trzeba do ostatniego dnia termin ustalenia telewizyjnego spotkania. A potem np. wyłączy się nagle prąd: „siła wyższa”! Wygrasz to z gangsterstwa politycznego nikt cię już nie rozliczy. A jeśli nawet, to oberwie najwyżej palacz z elektrownianej kotłowni albo cieć z podwórka, bo nie pozamiatał.
Być może kiedyś nadejdzie ten spóźniony walec. I wyrówna. Już czas.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/230617-w-palacu-namiestnikowskim-poploch-jak-tu-uniknac-debaty