Cisną się słowa Kazika Staszewskiego: „Coście skur…y uczynili z tą krainą?”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
KPRM
KPRM

Likwidujemy wam miejsca pracy, ale robimy to dla waszego dobra – mówi górnikom rząd Ewy Kopacz. Po prostu musicie coś poświęcić. Musicie z czegoś zrezygnować, na czymś oszczędzić. Od ponad siedmiu lat Polacy słyszą, że muszą iść na jakieś kolejne wyrzeczenia, bo inaczej się nie da. I jednocześnie słyszą, że Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nieustannie ma wzrost gospodarczy i w nie zaznał recesji. My, obywatele, musimy. Oni, władza, nie muszą nic.

Urzędnik, minister czy nawet premier może doprowadzić do zmarnotrawienia miliardów złotych albo do tego, że miliardy nie wpłyną do budżetu, ale nigdy za to nie odpowie. Za te miliardy można by rozwiązać wiele problemów społecznych, utrzymać setki tysięcy miejsc pracy. Ale to nieważne. Bo jeśli tych pieniędzy nie będzie, to się zamknie kopalnie, wyrzuci ludzi z pracy, zmusi Polaków do ograniczenia konsumpcji, wepchnie w biedę kolejne tysiące osób, w tym dzieci. Trzeba być przecież gotowym na wyrzeczenia. A jeśli ktoś sobie nie radzi, to najwidoczniej jest jego wina, bo powinien wziąć jeszcze jedną fuchę na czarno, jeszcze więcej śmieciówek, zgodzić się na jeszcze bardziej obniżoną stawkę godzinową. Wprawdzie taki ktoś nie będzie miał w przyszłości nawet głodowej emerytury, ale kogo to obchodzi. Każdy jest kowalem swego losu. Jest przecież wolny rynek.

Problemem jest to, że to nie Polacy, którzy mają problemy, nie dopasowali się do wolnego rynku, lecz rządy PO (poprzednie też, ale nie w takiej skali) mają gdzieś zasady wolnego rynku, uczciwej konkurencji, przejrzystego systemu doboru kadr czy awansowania. Wszędzie są układy, kolesiostwo, świadczenie sobie przysług, a wreszcie zwyczajne złodziejstwo na styku publicznego i prywatnego. To władza psuje wolny rynek, a nie część Polaków do niego nie dorosła. W wielu miejscach w Polsce, szczególnie w mniejszych miejscowościach i szczególnie w wypadku młodych ludzi, można się skichać, a nie przeskoczy się lokalnych sitw i interesów. Można się urobić po pachy, a ledwie daje się przeżyć. I wielu ludzi po odbiciu się od ściany tych lokalnych sitw i układów interesów po prostu emigruje. Najpierw na krótko, ale potem wielu zostaje, nawet jeśli pracują grubo poniżej swego wykształcenia i kwalifikacji. Ci, którzy emigrują widzą, że życie może być normalne, że przeciętnego człowieka może być stać na mieszkanie czy nawet dom, że dzieci będą miały bezpieczną przyszłość, a oni sami emerytury, których rząd im nie ukradnie.

Polacy emigrują nie tylko z tego powodu, żeby lepiej zarabiać. Przede wszystkim emigrują do strefy normalności z obszaru niezliczonych patologii i kompletnej nieodpowiedzialności władzy. Kiedy zaznają normalności i skosztują wygody oraz łatwości życia, nie chcą wracać tam, gdzie prawie nic nie funkcjonuje tak jak powinno. I szybko się przekonują, że gdy już osiągną jakąś stabilizację, pracują znacznie mniej niż w Polsce, a stać ich na znacznie więcej. Stać ich po prostu na lepsze życie. Ale ogromna większość przecież została w Polsce. I dla nich rządy Tuska, a teraz Kopacz oznaczają wyłącznie wezwania do oszczędzania, poświęcania się, do kolejnych wyrzeczeń. Oni, władza, mogą spartolić wszystko, czego się tylko tkną, mogą nie dotrzymać żadnego danego słowa, mogą złamać każde zobowiązanie i zmienić wszelkie ustawowe gwarancje, gdy tylko potrzebują pieniędzy, bo nie potrafią sprawnie rządzić i tych pieniędzy dla budżetu zarobić.

Ta władza ma do powiedzenia Polakom tylko tyle, że są jakieś obiektywne konieczności (ekonomiczny i historyczny determinizm), które mają status praw przyrody. Dlatego Polacy (poza grupą pasożytów żyjących dzięki władzy) po prostu muszą się dostosować, muszą się zgodzić na kolejne wyrzeczenia. I nikt nie tłumaczy, że w wielu krajach, w tym w tych, które są w prorządowej propagandzie przedstawiane jako stojące na krawędzi upadku, ten determinizm nie obowiązuje. A Polacy przecież to wiedzą, bo albo sami pracowali w tych krajach, albo mają tam krewnych czy przyjaciół. I wiedzą, że Polska nie musi być miejscem, gdzie się tylko nawołuje do wyrzeczeń, jak obecnie, przy okazji tzw. reformowania górnictwa węgla kamiennego. Nikt przy zdrowych zmysłach nie neguje potrzeby respektowania praw rynku, ale niech najpierw respektuje je władza, a potem niech wymaga od obywateli. A ona te prawa ma gdzieś, bo z łatwością może je obejść. I może traktować obywateli jak śmieci albo roszczeniowych żuli, bo przecież robi im taką wielką łaskę rządząc.

Za podsumowanie tej sytuacji niech wystarczą fragmenty piosenki Kazika Staszewskiego „Jeszcze Polska”:

Popatrz…

Popatrz dookoła, ile brudu na ulicy.

Jacy ludzie są zniszczeni, jacy oni umęczeni.

(…) Te kobiety, co pracują dni i noce po fabrykach.

Ci mężczyźni, którzy topią swoją rozpacz w tanich winach.

Nie widzący ładnych rzeczy, dla nich nie ma ładnych rzeczy.

Popatrz, popatrz dookoła i nie staraj się zaprzeczyć

(…) To początek końca, heheheheheh!

(…) I coście skur…y uczynili z ta krainą?

Już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych