Kalifat rozstrzeliwuje rosyjskich szpiegów, i to jest dla nas zła wiadomość

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Nie trzeba koniecznie wierzyć w spiskowe teorie o rzekomym zorganizowaniu paryskich zamachów terrorystycznych przez Rosję (według innej wersji: przez Izrael…; żadne fakty nie wskazują ani na jedno, ani na drugie) żeby stwierdzić, że w oczywisty sposób działały one na korzyść Moskwy.

Dlatego, że koncentracja Zachodu na wewnętrznej wojnie z islamskim terrorem skłaniać będzie Zachód do koncentrowania się na tym ważniejszym dla niego konflikcie. A to oznaczałoby zapewne redukcję zaangażowania na kierunku wschodnim. Kierunku, do którego ów Zachód zawsze miał mniej serca. A jeszcze teraz, kiedy nas zabijają… Bliższa przecież koszula ciału.

To po pierwsze. Ale można iść dalej. Nie od dziś kremlowscy stratedzy, którzy potrafią grać na wielu instrumentach, sugerują Zachodowi możliwość strategicznego sojuszu wymierzonego przeciw wspólnemu wrogowi – czyli sunnickim islamistom.

Ten wróg jest, z jednej strony, istotnie wspólny. Państwo Islamskie oficjalnie deklaruje zamiar „wyzwolenia Czeczenii”, w jego strukturach ważne stanowiska zajmuje wielu wychodźców z muzułmańskiego Kaukazu, jednoznacznie wrogich Rosji. Co najmniej 2500 ochotników, walczących po stronie Kalifatu w Syrii i Iraku, to obywatele Federacji. Abu Omar al-Shishani, Czeczen, dowodzi oddziałami Kalifatu atakującymi kurdyjskie Kobane. Dodajmy do tego ciemną liczbę walczących po stronie ISIL dżihadystów, pochodzących wprawdzie nie z Rosji, ale z dawnych radzieckich republik muzułmańskich – również wrogich Moskwie.

Doraźnie ta sytuacja gra na korzyść Kremla – bo islamiści walczący w Lewancie opuścili granice FR i w ogóle strefy poradzieckiej, co zmniejsza terrorystyczny nacisk na Kaukaz. Co więcej, w samej Rosji islamistyczne podziemie dzieli się – niektórzy komendanci ślubują wierność Kalifatowi i wychodzą ze struktur „Emiratu Kaukazu”, co oznacza rozłam.

Ale jednocześnie, i to jest najważniejsze, Kalifat, jeśli nie będzie tworem jedynie doraźnym, może odegrać rolę antyrosyjskiego Piemontu. Położonego, dodajmy, relatywnie blisko rosyjskich granic.

Wśród ochotników z rosyjskimi paszportami znajdują się, oczywiście, agenci moskiewskiego wywiadu. Jasne, że Moskwa próbuje minimalizować zagrożenie. Próbuje też – do pewnego stopnia skutecznie – wykorzystać tę sytuację w celu osłabienia Zachodu i – co napisałem już wyżej – odwrócenia jego uwagi od Ukrainy. Ale nie zmienia to sytuacji ogólnej. Kalifat jest dla Moskwy jednocześnie zagrożeniem (długofalowo), ale i szansą (krótkofalowo).

I teraz dochodzimy do owej drugiej strony. ISIL i w ogóle ruch dżihadystyczny jest dla Rosji prawdziwym wrogiem, ale zarazem takim, którego doraźnie opłaca się mieć. A więc nawet dyskretnie ich wesprzeć od czasu do czasu. Ostatecznie Ukraina jest dla Moskwy ważna strategicznie, prestiżowo, gospodarczo i symbolicznie. A z islamistami, oczywiście, lepiej by było nie musieć walczyć, ale to mimo wszystko drugorzędny front…

Już w październiku ub.r.Rosjanie i Amerykanie ogłosili, że będą wymieniać informacje wywiadowcze na temat ISIL. Można domniemywać, że miejscami służby specjalne obu mocarstw współpracują na tym odcinku nawet ściślej.

Ostatnia propagandowa nowość Państwa Islamskiego, czyli wideo z zapisem rozstrzelania (przez 10-letniego chłopca) dwóch prawdziwych czy rzekomych rosyjskich szpiegów, zwraca więc uwagę na rzeczywisty element sytuacji – czyli do pewnego stopnia wspólne interesy Zachodu i Rosji.

Nie trzeba dodawać, że jest to element, niekorzystny i dla nas, i dla wszystkich, pragnących kontynuacji lub nawet zwiększenia zachodniego zaangażowania w obronie Ukrainy.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych