Wywiady płacą za informacje, Sikorski je ujawniał i jeszcze dopłacał

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. TVP Info/ wPolityce.pl
fot. TVP Info/ wPolityce.pl

Dyplomacja i tajne służby są ściśle powiązane, gdy więc Sikorski zatrudnił byłego brytyjskiego dyplomatę postąpił nieprofesjonalne i sprzecznie z interesami bezpieczeństwa państwa.

Zwykle jest tak, że służby wywiadowcze płacą za informacje tym, którzy im je przynoszą. Ale od czego mamy Radosława Sikorskiego, żeby nie wprowadzić rewelacyjnych zmian, kompletnie wywracających dotychczasowe zwyczaje. Tylko z tego powodu Sikorski powinien się znaleźć w podręcznikach historii dyplomacji i historii tajnych służb na całym świecie. Jego nazwisko powinno się pojawiać podczas szkoleń i kursów, wreszcie mógłby dostać jakąś nagrodę o światowym zasięgu. Bo Sikorski nie dość, że ujawniał informacje, to jeszcze płacił temu, komu je przekazywał. To pierwszy w historii przypadek, żeby płacić za informacje, za które powinno się dostawać pieniądze.

Chodzi o głośną od jakiegoś czasu sprawę opłacania przez Sikorskiego (jako ministra spraw zagranicznych) byłego brytyjskiego ambasadora w Polsce Charlesa Crawforda. Sikorski płacił mu za pomoc przy pisaniu i redagowaniu publicznych wystąpień. Obecnie Crawford ma firmę doradczą i świadczy m.in. takie usługi, jak pomoc przy pisaniu przemówień. Były premier i były szef polskiego MSZ Włodzimierz Cimoszewicz zwrócił uwagę, że w ten sposób brytyjski wywiad mógł znać treść ważnych wystąpień Sikorskiego wcześniej niż polski prezydent i premier. Crawford oburzył się na Twitterze, zarzucając Cimoszewiczowi, że nie wyzbył się złych nawyków z czasów komunistycznych. Cimoszewicz założył po prostu, to, co jest powszechnie przyjmowane jako oczywistość, a co obserwował jako premier i szef MSZ. Założył zatem, że dyplomacja przenika się i ściśle współdziała z tajnymi służbami, i że z tych służb nie wychodzi się praktycznie nigdy, nawet gdy oficjalnie zakończy się karierę.

Charles Crawford jest bardzo miłą, kulturalną i błyskotliwą osobą i może twierdzić, że nie ma obecnie nic wspólnego z brytyjskimi tajnymi służbami czy nawet z brytyjską dyplomacją. A Włodzimierz Cimoszewicz może twierdzić coś wręcz przeciwnego, skoro Crawford był ambasadorem w Bośni i Hercegowinie oraz w Serbii i Polsce, pracował także w brytyjskich placówkach w Rosji czy Republice Południowej Afryki. Można bazować albo na doświadczeniu i praktykach tajnych służb oraz dyplomacji, albo na oświadczeniach zainteresowanych osób, bo przecież do akt brytyjskiego wywiadu nie mamy i nie będziemy mieli dostępu. Służby każdego kraju, na przykład kontrwywiad, z góry zakładają jednak, że były dyplomata z bogatym doświadczeniem jest wciąż osobą mającą związki z dyplomacją i tajnymi służbami swego kraju.Dlatego nie zatrudnia się takich osób w miejscach, gdzie chodzi o tajemnice państwowe, gdzie nawet wcześniejszy dostęp do wiadomości nie objętych później klauzulą tajności jest ściśle reglamentowany.

Charles Crawford może być świetnym fachowcem w pisaniu przemówień i może mówić, co chce o swoich związkach z brytyjskim wywiadem czy o braku takich związków. Ale z punktu widzenia polskiej dyplomacji i polskich tajnych służb jest osobą, która w żadnym razie nie powinna znać treści wystąpień szefa MSZ przed ich wygłoszeniem. A tym bardziej nie powinna wpływać na treść tych wystąpień. Z tego prostego powodu, że mogłaby je przekazywać - niezależnie od zaklęć i zapewnień czy odwoływania się do etyki bądź zasad – służbom własnego kraju. Sama możliwość jest dyskwalifikująca, bo wcześniejsza wiedza na temat planów czy kierunków polskiej dyplomacji jest cenna, niezależnie od tego, jaka ona jest. Bo pozwala obcemu rządowi i jego służbom pewne rzeczy ubiec, przeformułować, lepiej zabezpieczyć interesy własnego państwa, wykorzystać te wiedzę do nacisków czy budowania koalicji bądź antykoalicji. Co oznacza, że Sikorski jako minister spraw zagranicznych nigdy nie powinien zatrudnić Charlesa Crawforda do pisania i redagowania przemówień czy konsultowania z nim polskiej polityki zagranicznej.Takie są po prostu zasady, bo z punktu widzenia interesów narodowych nawet najbliższym sojusznikom nie ujawnia się pewnych informacji, choćby chodziło tylko o ich wyprzedzające ujawnienie.

Nie jest mądry argument, że treść przemówień Sikorskiego i tak nie mogła nikogo zaskoczyć, więc nie ma o co kruszyć kopii. Dla dyplomacji i wywiadów innych państw każde takie informacje są wartościowe i możliwe do wszechstronnego wykorzystania. Dlatego płaci się informatorom i różnym agentom za ich pozyskiwanie. Sikorski zapłacił natomiast osobie, której najpierw umożliwił dostęp do takich informacji, czyli niejako zapłacił dwa razy (sam dostęp jest wartościowym aktywem). I to jest ewenement na skalę światową. Właściwie tylko Sikorski mógł na coś takiego wpaść. Bo nie tylko jest to absurdalne, ale też kompletnie nieprofesjonalne i sprzecznie z zasadami i interesami bezpieczeństwa państwa. A jeśli już Sikorski zrobił to, co zrobił, gdzie były polskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa, że mu w tym nie przeszkodziły albo nie skłoniły do odstąpienia od takiego pomysłu. A jeśli Sikorski mógł robić takie rzeczy, to jakie jeszcze? I jak w takim razie wyglądała suwerenność polskiej polityki zagranicznej w czasach, gdy Sikorski nią kierował?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych