Obłęd, któremu na imię Gender: siłą rozmaitych lobbies chce kształtować „nowego człowieka”, opanowywać go od dziecka…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Co by się stało, gdyby dla eksperymentu feministkom i działaczom środowiska LGBT dano na dłuższy czas pełnię władzę, o którą przecież tak zabiegają. Obawiam się, że po dwóch, trzech pokoleniach nastąpiłby całkowity rozpad społeczeństw zachodnich (i wzrost siły innych). Dlatego eksperyment LGBT jest tak niebezpieczny.

Przeczytałem naraz dwie książki wydawnictwa „Fronda”, które zabawnie się uzupełniają. Jedna to „Raport o Gender w Polsce” autorstwa dziennikarki Agnieszki Niewińskiej. Mimo poważnego tytułu, jest to raczej reportaż o studiach typu Gender, uzupełniony krytycznymi głosami i dokumentacją tego ruchu. Druga pt. „Lemingi. Młodzi wykształceni i z wielkich ośrodków” to satyryczne przedstawienie świata, który przyjął w pełni ideologię Gender i żyje już według jej standardów, mentalności, języka. Agnieszka Niewińska przeprowadziła swego rodzaju śledztwo dziennikarskie, dokonując dziennikarskiej prowokacji. Zapisała się na podyplomowe studia „Gender Studies” przy polskiej Akademii Nauk, by poznać od środka środowiska LGBT, program nauczania i rodzaj ideologii (nazywanej nauką) tam propagowanej. W swej książce relacjonuje zarówno przebieg zajęć i dyskusji na owych pośpiesznych (jednorocznych) studiach, a także opisuje towarzyszące im imprezy genderowe, rozmaite akcje publiczne, a także komentarze i głosy krytyczne fachowców od prawa, ekonomii, nauki (biologii). Uzupełnieniem książki jest rzeczowa informacja o innych tego rodzaju studiach w Polsce i o ich programach, o instytucjach wspierających finansowo genderową działalność (cztery lewicowe fundacje niemieckie, dwie Sorosa), dokumenty UE, na które działacze Gender często się powołują, a także słownik najważniejszych postaci tego ruchu w Polsce. Jest to więc książka rzeczowa i obiektywna, autorka powstrzymuje się od własnych komentarzy, oddaje głos drugiej stronie, fachowcom w dziedzinach, o których działacze Gender autorytatywnie się wypowiadają.

Feministyczny sabat

Jak już wiadomo, ruchy gender przy okazji utrwalania praw UE o równouprawnieniu kobiet oraz o przeciwdziałaniu dyskryminacji i przemocy wobec wszelkich mniejszości, co raczej nie budzi wątpliwości, jeśli pozostaje ogólną dyspozycją, otóż te ruchy chcą przeprowadzić jeszcze dalsze radykalne zmiany obyczajowe, kulturowe i światopoglądowe, sięgające już nawet natury, biologii, według jakiegoś partykularnego i coraz bardziej aberracyjnego punktu widzenia. Nie jest to już działalność spontaniczna i amatorska, lecz, sądząc po finansowej presji i samozaparciu pożytecznych biorców, potężna fala wpływów rozmaitych światowych ruchów i tendencji, które mają oddziaływać na całe kraje, ich prawa, instytucje i zwyczaje. Do jakiego stopnia jest to już działalność kuriozalna w swej treści, pomysłach i „ideach”, pokazuje doskonale autorka, przytaczając w swej książce tematy, przebieg zajęć i dyskusji w środowisku Gender. Tematy publikacji, spotkań, zajęć w różnych ośrodkach zadziwiają swą specyfiką w rodzaju, choć mogłyby jeszcze na początek uchodzić: „Kobieta – matka, żona, kochanka, pracownica. Prawo a życie”, „Płeć a miasto”, „Płeć w popkulturze”, „Muzykologia feministyczna”, „Seksualizacja kobiecego ciała na scenie”, „Seksualność i rozrodczość kobiet w ujęciu antropologii medycznej”, „Płeć w teoriach pedagogicznych i podręcznikach szkolnych”. W dyskusjach podejmuje się też takie tematy, jak walczyć z mitem Matki-Polki i z podobnymi mitami patriotyczno-narodowymi. Przy okazji publikacji „Płeć Powstania” zastanawiano się raczej bezowocnie, dlaczego „powstanki”, jak nazwano kobiety walczące w Powstaniu Warszawskim, nie chcą mówić o seksie w czasie tego Powstania.

Zanim zacznie się poważnie rozważać te raczej wydumane tematy, trzeba po prostu zauważyć, że feministki, które są główną siłą sprawczą rozmaitych genderakcji mają przede wszystkim kłopot z własną tożsamością, nie akceptują jakoś swojej kobiecości, buntują się przeciw niej, chcą ją zmieniać, a z nią całą naturę. Mają problem z macierzyństwem, a w konsekwencji z następnymi rolami: matki, żony, wychowującej swe (czy raczej wspólne) dzieci. Chcą zmienić stosunek do własnego ciała, a nawet całe ciało, co brzmi jak nieporozumienie językowe, i z tego może wziął się cały gender, czyli komplikacja męskich i żeńskich rodzajów gramatycznych. Niektóre role społeczne kobiet i mężczyzn można zapewne wymieniać, ale nie wszystkie, granicą jest natura, stąd poparcie dla antykoncepcji, aborcji, in vitro, a w końcu eutanazji. Stąd różne wydumane dekonstrukcje, a właściwie odwracanie ról ogólnie w rodzaju: niech mężczyźni robią teraz to, co dotąd kobiety. Wszystko pod hasłem walki z dyskryminacją, przemocą i z wszelkimi stereotypami, w konsekwencji dążenie do całkowitego ujednolicenia, zrównania, propozycja totalnej równości, czyli brak różnorodności, a więc i wolności, co przecież nie zgadza się jakoś z innymi hasłami ruchów liberalnych i lewicowych. Wszystko tu kłóci się ze sobą, a na horyzoncie jest jakaś mglista totalna utopia równościowa, którą już w nieco odmiennych postaciach przerabialiśmy. Równość nie tylko społeczna, prawna, ekonomiczna, ale równość biologii, płci, natury, równość jajka i kury. W książce jest epizod sporu o równość czy odmienność mózgu kobiety i mężczyzny. Feministki twierdzą, że mózgi te są jednakowe, neurobiolog tłumaczy na podstawie badań naukowych, że różnią się. Podaje przykład zachowań małp: samica koczkodana woli bawić się lalkami, a samiec samochodzikami.

Gender byłby kolejną ideologią, modą lub dziwactwem, gdyby nie to, że siłą rozmaitych lobbies, międzynarodowych organizacji i bogatych fundacji, chce wpływać politycznie na prawo i instytucje kolejnych krajów, wkraczać do instytucji wychowawczych, do szkół i przedszkoli, kształtować znów „nowego człowieka”, opanowywać go od dziecka i młodości. Wychowanie poza rodziną, w instytucjach zaburza rozwój emocjonalny dziecka, wychowanie seksualne przed osiągnięciem dojrzałości płciowej, deformuje i zaburza całą jego osobowość i tożsamość. To największe niebezpieczeństwo ruchu gender. Grozi nam tym bardziej, że nasi wysocy urzędnicy państwowi lekkomyślnie ulegają tym wpływom, bojąc się zapewne sprzeciwiać rozmaitym wysokim gremiom UE. Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz popiera wprowadzanie gender w Polsce, a minister do spraw równości prof. Fuszara przekonuje, że jest to wymóg Unii. Podobnie napiera wiadome gremium profesorskie: Środa, Płatek, Janion, Hartman. Autorka książki przekonuje jednak, że jest to nadużycie. Powołuje się na opinie prawników znających się na prawie UE, że są takie ogólne dyspozycje unijne, ale nie są to obowiązujące nakazy, za którymi idą jakieś sankcje. Kraje mają nadal swoją suwerenność w tym względzie, choć są takie naciski, a nasi propagandyści/dystki chcą być bardziej papiescy od papieża.

Drugim niebezpieczeństwem jest zamęt pojęciowy i językowy, a zatem i umysłowy, niezdolność porozumiewania się, komunikacji, a w końcu też jakiś niedorozwój tożsamości. Nie chodzi tylko o gramatyczne zmiany językowe, mania upodobniania rodzajów gramatycznych, owe pretensjonalne i mylące „profesory” i „doktory”, „premiery” (wszystko o kobietach), a dlaczego nie profesorki, doktorki, dlaczego jednak poetka a nie poeta, gramatycznie rodzaju żeńskiego. Chwilami można podejrzewać, że cała ta genderowa ideologia to tylko zabawa, gra językowa, śmieszne słowotwórstwo na przekór i bicie piany. Gorzej, gdy wiąże się to z siłą, naciskiem, nadmiernym wpływem. Czy wtedy nie ma przemocy, którą tak podobno zwalczamy? Bo skutki mogą być groźne, jeśli będzie się eksperymentować na ludziach, choćby językowo, od najmłodszych lat. Co powiemy o tym, że dziecko dostaje wiele mylących, a właściwie fałszywych instrukcji językowych, które ma przyswoić, nauczyć się na pamięć, w rodzaju: „wiele różnych mamy mam/ wszystkie są potrzebne nam”. Tu już mamy przejście od zamętu do pewnej ideologii.

Tajemnice umysłu feministycznego

Autorka przytacza w swej książce wiele przykładów budzących rozmaite uczucia: pomieszanie, zdziwienie, zakłopotanie, śmiech oraz pusty śmiech. Do raczej ryzykownych lub kuriozalnych pomysłów feministycznych, niejako motywów przewodnich, należy powrót nieomal do wzorców socrealistycznych, jeśli we wczesnym komunizmie znajdowano całkiem dobre propozycje dla kobiet. Niektóre feministki dziwnie ulubiły sobie ciężkie prace dla kobiet. Ponieważ już w połowie PRL wyśmiewano model kobiety-traktorzystki i inne męskie dla nich zawody, postanowiły go, chyba na przekór, przywrócić.

Skoro taka zła jest ta traktorzystka, skoro taki budzi opór, to może ona jest naszym symbolem, naszą ikoną i trzeba by stanąć murem po jej stronie i nie dać jej ruszyć? (…) trzeba ją raczej na sztandary feministyczne, a nie wypierać się z nią znajomości? Może to była nasza matka, ciotka czy babka? (…) Bo kiedy tak wiele stracone, czy na początek nie mogłybyśmy zamarzyć, po raz pierwszy, o tym, żeby odzyskać traktory

— pisze Bożena Umińska-Keff.

To nie jest tekst parodystyczny, uczestniczki kursów gender rozmawiają poważnie o tym, czy kobiety mogą pracować w górnictwie i w innych ciężkich zawodach w imię upragnionej równości. Powołują się na rewelacyjne odkrycia profesory historii (a jak same mówią, „herstorii”, bo nie wiedzą, że słowo „historia” nie pochodzi z angielskiego) Małgorzaty Fidelis z Uniwersytetu Illinois, która postawiła rewolucyjną tezę:

stalinizm, ten najmroczniejszy system, najbardziej wyemancypował kobiety, to wtedy weszły w życie różne rozwiązania, zapisy dające kobietom pracę, możliwość awansu, w miarę dobre zarobki.

Niestety, po upadku stalinizmu, kobiety utraciły te przywileje cięższej roboty, ograniczono im możliwość pracy górniczek i kierowców ciężarówek, tłumacząc to względami zdrowotnymi. Obecnie profesora Płatek nie ma nic przeciwko cięższej pracy kobiet, bo takie są wymagania równości i sprawiedliwości.

Pornografia marki Gender

Autorka opisuje w swej książce nie tylko teorię, ale i ujawnia całą praktykę ruchu Gender. Dopiero w organizowanych przez ten ruch kuriozalnych imprezach, spotkaniach, warsztatach, promocjach widać w pełni to, czym się zajmują. Panuje w nich wszelkie materii pomieszanie, socjologiczne, psychologiczne i, by tak rzec, fizjologiczne. A nad wszystkim żądanie prawa do praw kobiet, własności własnych ciał, gwarancji władzy feministycznej sekty. Prócz żądań społecznych i prawnych, skupiają się na własnym ciele tak, jakby nie tylko były jego właścicielkami, a stwórcami. Działacze LGBT wygłaszają „Kobiecy manifest seksualny: nasze ciała, nasze prawa!”, prowadzą szkolenia i warsztaty w rodzaju „Moja seksualność, moja kobiecość”, „Rozmawiam o seksualności”, „Kocham swoją waginę!” Tu wiele ćwiczeń na ten temat. Na „Wiosennych Owulacjach” w latach 2010-2013 odbyły się „Dni Cipki” organizowane w Warszawie prze Boyówki Feministayczne i kolektyw UFA, a w nich „warsztaty waginalne”, zajęcia plastyczne w rodzaju „Twarz cipy”, wystawy „I love my vagina” autorstwa Agnieszki Dellfiny i „Cipkogramy” Beaty Sosnowskiej, projekcja filmu „Monologi vaginy”, rozmowy o książkach „Wielka księga cipek”, „Kobieca ejakulacja i punkt G”, a także „cipkowe promocje i niespodzianki”, Organizatorzy ogłosili konkurs pod tytułem „Wielogłosy pochwy”, w którym zachęcali: „Niech Twoja wagina wyjawi, co lubi, co ją boli, co przeżyła i czego nie może zapomnieć. (…) Czekamy na pochwały, waginwokacje, klitoriady, sromanse. Dołącz do polilogu wagin!” Na festiwalu „Pomada” promuje się „płynność tożsamości”, oczywiście głównie seksualnej. Jednak jedno z wystąpień zatytułowano „Cipo, wróć” i zastanawiano się, dlaczego Cipa powinna zostać superbohaterką polskiego komiksu”.

Stręczycielstwo genderowe

Wystarczy? No nie, jeszcze przynajmniej zagadkowy Joachim Joachim o nieokreślonej osobowości fizycznej, który miał występ pt. „To inni mówią Ci, kim jesteś”. Narodziny Qurwy”. Wygłosił długi manifest, trzeba przyznać, piorunujący i chyba o to chodziło. Być kimś rzeczywiście nowym i zaskakującym, np. kobietomężczyzną:

Mam dosyć waszych zasad, nakazów mówienia, kim mam być lub kim nie mam być. Mam dosyć błagania o to, żeby ktoś mnie tolerował, by pogodził się z moim istnieniem. (…) Moje ciało, jak sama nazwa wskazuje, jest moje i nie jest istotne, co z nim robię. Co cię interesuje, w co się ubieram lub nie. (…) Dość wmawiania, że kiedyś dorosnę i się zdecyduję. Nie każdy musi być kobietą, nie każdy musi być mężczyzną, będę balansować na tej granicy dopóty, dopóki będę mieć na to ochotę. Wyjmijmy wreszcie samych siebie z szafy (…). Wyjdźmy na ulice wszyscy razem, dziwki i dżentelmeni, damy i żigolaki, kurtyzany i alfonsi, napalone queery i wyzwoleni feminiści, cudzołożnice i jawnogrzesznice, dominy i niewolnice, ladacznice i stręczyciele, dewiantki i puszczalscy, prostytutki i sprośni utrzymankowie, sodomitki i zbereźnicy, poliamorystki i swingerzy, wszetecznice i rozpustnicy, nimfetki i satyrzy, bezwstydnice i erotomani, cykliści i pedały, barowe lesby i darkroomowe cioty, dragi i cross dreserzy, genderystki i biseksualiści, mężatki i ojcowie oraz wszyscy ci, których pominąłem.

Prawda, że piekielny korowód! Feministki nie zdradzają się na ogół ze swym stosunkiem do pornografii i prostytucji. Tu mamy odpowiedź, pozytywną.

Szaleństwo czy metoda?

I teraz pytania: czy tacy ludzie mogą mieć wpływ na społeczeństwo, decydować o prawach i instytucjach, wychowywać dzieci i młodzież, nie mówiąc już o adopcji dzieci. O co w tym wszystkim chodzi, czy rzeczywiście o jakąś postępową działalność i ideologię, która sama się kompromituje (gdzież jej do jakiejś nauki). Dla kogo to wszystko, qui bono? O co ta walka, o jaką (już absurdalną) równość i sprawiedliwość. Czy z tą naturalną nierównością, czy mityczną przemocą (w rodzinie), zastępowaną nową ideologiczną przemocą. Przecież ta propaganda o rodzinnej przemocy przedstawia rodzinę jako źródło zła, a jest odwrotnie, to brak rodziny, jej rozkład, wewnętrzne konflikty, rozwody i dowolne związki, są przyczyną wielu rodzajów zła, zaburzenia osobowości, nierównowagi emocjonalnej. Dzieci wychowane bez rodziny, bez uczuciowego związku z najbliższymi, urabiane tylko przez instytucje, żłobek, przedszkole, szkołę nie mogą się w pełni rozwinąć, pozostaną półsierotami, które będą miały zawsze kłopot z własnym życiem emocjonalnym, z akceptacją siebie, ze swoją tożsamością. Przemoc w rodzinie jest już często skutkiem szerszej, zewnętrznej sytuacji, wcześniejszego rozpadu porządku, którego rodzina była integralną częścią. Natomiast ta ideologia widzi ją tylko w rodzinie, w naturalnym związku, w którym człowiek może wyrosnąć przynajmniej na zdrową jednostkę. Jest to więc zamach na to co naturalne i rozumne. W imię czego? To, co się tu proponuje, czyż nie jest szkodliwe, czy nie jest mrocznym objawem jakichś wynaturzeń? To raczej działacze tych ruchów wymagają jakiejś psychoanalizy, są bowiem ofiarami również własnej ideologii. Być może, w tej sytuacji wymagaliby jakiegoś współczucia i pomocy, gdyby nie szkody, które przynoszą, stawiając innych w zupełnie fałszywej sytuacji: dlaczego wszyscy mieliby dążyć do jakiejś absolutnej (i absurdalnej) równości społecznej, prawnej, biologicznej, niszcząc po drodze podstawy życiowe. Czy postępem może być ideologia destrukcji lub, jak się to eufemistycznie nazywa, dekonstrukcji właściwie wszystkiego, co było, kwestionowanie w rezultacie wartości samego życia, pretensja nie tylko do zarządzania tym życiem, ale i do jego odbierania. To nie jest żaden postęp, to samobójstwo. Ruchy te wyrządziły już wiele szkód: zniszczenie programów nauczania w szkołach i na uniwersytetach, wydziałów humanistycznych, w szczególności polonistyki i szkolnych programów języka polskiego i polskiej kultury. Nawet w IPN zaczęto już pod wpływem tej genderowej poprawności uprawiać nie historię, a „herstorię”. Szkolenia działaczy Gender pod patronatem PAN to jakby powrót do jej marksistowskich początków i programów socrealizmu. Czy to wszystko działalność ideowa, a choćby i ideologiczna i bezinteresowna? Niestety, sądząc po wyliczonych przez autorkę książki dotacjach i udziale zagranicznych fundacji w procederze przyswajania Gender w Polsce, działalność ta jest zupełnie interesowna, a jej istotą jest intratne przerabianie umysłów maluczkich i psucie instytucji państwa. Jest tajemnicą poliszynela, że największe dotacje, granty i szybki awans naukowy można zdobyć, podejmując tematy genderowe. Lektura książki Agnieszki Niewińskiej jest trudna, bo sprawa jest ponura, ale powinna być obowiązkowa dla tych wszystkich, co chcą kierować życiem publicznym, przede wszystkim nauką i edukacją, stanowić nowe prawa, konieczna dla urzędników przynajmniej kilku ministerstw i parlamentu, jeśli rzeczywiście mają jeszcze na uwadze dobro wspólne Rzeczpospolitej.

W tęczowej perspektywie

Jak wyjść z zupełnie fałszywej utopii, bo przecież czysto mózgowa, cerebralna idea powszechnej równości i nieomal szczęśliwości jest tylko kolejną, sprzeczną z naturą i zdrowym rozsądkiem, utopią, nie znajdującą żadnej racji bytu. Została rozpoznana, prześwietlona, zdekonstruowana (jej własną metodą, tak, trzeba też w końcu dekonstruować ich dekonstrukcję), ale czy przez to obalona, odesłana do lamusa wiecznego postępu? Argumenty racjonalne zapewne tu nie wystarczą dla szerszych grup, jeśli je dotknęła, objęła lub zagarnęła, kierując tam zbiorowe pragnienia, wolę, emocje. Potrzebny jest jakiś wstrząs, katharsis, a poniekąd i dystans, więc i świadomość, jaką daje śmiech, świadomość śmieszności, pretensjonalności, groteski głoszonych idei, prawd, wierzeń, czyli swoistego, odwrotnego „churchingu”, jakby powiedział autor książki „Lemingi”. To on dokonuje pewnego odczarowania genderowej mitologii, tęczowej utopii i politycznej poprawności naraz przy pomocy satyry, karykaturalnego przedstawienia świata, w którym ta „tęczowa” rzeczywistość już nastała, została przyjęta przez jakąś grupę, i tylko na jej obrzeżach pozostają jacyś zacofani i ciemni, nie rozumiejący świata postępu. Zamiast zaciekle zwalczać się, wdawać w niepotrzebne spory i jałowe dyskusje, trzeba wysadzić śmiechem w powietrze te naciągane idee, pretensjonalne hasła i prowokacyjne zachowania, groteskowe, samoponiżające się pozy. Autor książki, ukrywający się zapewne pod pseudonimem Jerzy Krakowski (akcja jego opowieści dzieje się w Krakowie), jej pomysł wziął najpierw od grupy „lemingów”, jak określano młodych wyborców czy też zwolenników panującej PO, bojaźliwych konformistów, którzy przeszli awans w większych miastach i boją się powrotu PiS do władzy. Ale w swych obrazkach o młodych , spolegliwych pracownikach korporacji, przyjmujących wszystkie panujące standardy obyczajowe, myślowe, światopoglądowe (przejęte oczywiście z panującej UE) sparodiował też cały awans nowoczesnych, postępowych grup Polaków, którzy poddadzą się wszelkiej obróbce umysłowej, by tylko upodobnić się do legendarnych, a raczej pospolicie myślących Europejczyków. Udało mu się kapitalnie uchwycić całą nuworyszowską, właśnie filisterską mentalność tego nowego, ideologicznego mieszczaństwa, nowoczesną dulszczyznę. Odwrócił sytuację i pokazał, co jest naprawdę śmieszne i zacofane, bo zdradzające zadawniony już, nie dający się dotąd usunąć, kompleks niższości części, zwłaszcza elitarnej, Polaków, co jest tym bardziej śmieszne, że to ona wytyka innym kompleksy i zacofanie wobec Zachodu. Dzięki stylistyce i językowi tej książki autor pokazał cały obłędny, powtarzany jak mantra schematyzm tej nowoczesności, operowanie tylko banałem i komunałem, to wszystko z czego się rzekomo wyzwalają i co zwalczają, widowisko mimikry, naśladownictwa i bałwochwalstwa wobec wszystkiego, co spływa głównym nurtem europejskim, wszystko jedno, czy  to szlachetne nawet hasła i wzniosłe idee, czy to zbiór bzdur takich jak Gender, przed którymi zawsze znajdą się tacy, którzy będą klękać i zachwalać, choć może, faktycznie, nie za darmo, pociągając za sobą nowych, biednych pożytecznych idiotów. Umiał to tak pokazać, że trudno chwilami powstrzymać się od głośnego śmiechu. Tak trzymać!


Polecamy wSklepiku.pl książkę naszej publicystki Marzeny Nykiel „Pułapka Gender. Karły kontra orły, czyli wojna cywilizacji”.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych