Prof. Legutko o rocznicy 25-lecia III RP: To wszystko ma nas wprawiać w stan głupkowatego samozadowolenia. NASZ WYWIAD

Fot. Jan Lorek
Fot. Jan Lorek

wPolityce.pl: 29 grudnia odbyły się uroczystości 25. rocznicy zmian w konstytucji. Prezydent Komorowski wskazywał, że to jest data rozpoczynająca III RP. Wskazywał również ja sukcesy polskich przemian. Jak Pan ocenia stan Polski po ćwierćwieczu transformacji?

Prof. Ryszard Legutko: Niestety, stan Polski nie jest dobry, obraz dokonań tego czasu jest dość smutny. Oczywiście wiele się zmieniło od czasów komunistycznych. To dobrze. Jednak myśmy nie powinni się już mierzyć ze standardami komunistycznymi, nie powinniśmy spoczywać na laurach, wskazując, że wiele zjawisk z tamtego czasu zniknęło. Powinniśmy się mierzyć według nowych standardów, powinniśmy mierzyć się z najlepszymi. Niestety coraz bardziej odstajemy od najlepszych i to pod każdym względem.

Transformacja pcha nas w ślepy zaułek?

Słowo „transformacja”, które określa zmiany, wywołuje w ogóle zły oddźwięk. To słowo wskazywało, że my jesteśmy w przedpokoju, że będziemy się transformować i transformować. A ludzie będą mówić: „u nich się zmienia, jest lepiej, oni próbują doszlusować do krajów rozwiniętych”. To słowo i myślenie postawiło nas w stanie psychologicznego uzależnienia. Postawiło nas w roli aspirantów, wskazywało, że my nie gramy w pierwszej lidze tylko staramy się, patrzymy na poklask innych. To również wepchnęło nas w postawę imitacyjną. Myśmy nie stawiali poważnych problemów, tylko zapożyczaliśmy wiele rozwiązań z innych krajów, niezależnie od tego, jakie są problemy w Polsce.

O czym konkretnie Pan mówi? Jakiś przykłady?

Weźmy choćby sprawę prywatyzacji. Pamiętam, jak mówiono nam, że to najlepsze rozwiązanie. Przyjeżdżali różni mędrcy do Polski i przekonywali, że trzeba prywatyzować. Był m.in. Milton Friedman i również zachęcał: prywatyzujcie, prywatyzujcie. I my żeśmy prywatyzowali. Jednak nie skończyło się to wielkim sukcesem. Sprzedawano wielkie firmy, ale żadna nie stała się tygrysem, nie wyrosła na wielkiego gracza na światowym rynku.

Gospodarka nie jest w stanie się rozwijać w słabym państwie. Czy można w Polsce mówić o kryzysie państwowym?

Rzeczywiście słabość państwa jest szczególnie uderzająca. Państwo jednak nigdy nie było w centrum zainteresowania w okresie transformacji. Mówiono o pluralizmie, tolerancji, prawach człowieka, świeckości państwa. Jednak nikt poważnie nie debatował nad tym, czym ma być państwo, jakie ma mieć obowiązki, jakie w związku z tym my mamy obowiązki wobec państwa. To zniknęło w ogóle z pola widzenia. To było charakterystyczne w przedłużającym się procesie uchwalania konstytucji. Ona później przerodziła się w ustawę zasadniczą, długą, szczegółową, która wszystkie te rzeczy rozmiękcza. Myśmy zostali postawieni wobec wielu wyzwań i zadań, jednak państwo okazało się zupełnie nie zdolne do ich rozwiązania.

Dlaczego? Zabrakło instytucji?

Nie tylko z racji braku instytucji, ale również, a być może głównie, z racji braku przekonania, czy wiedzy, że państwo może w rożny sposób służyć obywatelom. Sprawa smoleńska była tu bardzo widocznym sygnałem i znakiem. Jednak są i inne, jak choćby ostatnie wybory samorządowe. Państwo, jako instytucja odpowiedzialna za organizację wybory, się nie sprawdziło. Co więcej, nie zareagowało również prawidłowo na to, co się działo. Państwo nie potrafiło zareagować. A wielu Polaków nie ma o to do nikogo pretensji. Słabość państwa widać na kilku poziomach. Problem państwa jednak nie stawał nigdy jako pierwszoplanowy temat debaty. Zdaje się, że Jarosław Kaczyński był jednym z pierwszych polityków, który mówił o problemie państwa.

Czym to obecnie skutkuje? Jaki obraz rządu mamy obecnie?

Nie jest dobrze. I to nie tylko dlatego, że każdy obszar rządzenia wygląda źle, ale również dlatego, że nie widzimy kryzysu, w jakim się znajdujemy. A jeśli nawet widzimy to jedynie na krótko i później zapominamy. Stąd takie głośne uroczystości rocznicowe. One mają nas wprawiać w stan radości i głupkowatego samozadowolenia. Czym jednak się możemy pochwalić? Jakie wielkie boje wygraliśmy w dzisiejszym świecie? Jakie nasze marki zaistniały? Jakie sukcesy zanotowaliśmy? Mamy jedynie jakieś głupkowate kotyliony, orły z czekolady, a uśmiechnięci młodzieńcy za „dziadkiem Komorowskim” gdzieś idą w radosnym pochodzie. To jest wszystko bardzo smutne.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych